Leshy nazywają się jak kolejny black metalowy projekt, co to ma być niby ambitny i drzeć ryjka po polsku, a tymczasem zespół gra doom/post metal, nie ma totalnie żadnych naleciałości metalową hipsteriadą i drze buźki po angielsku. Najważniejsze jest jednak to, że Beyond the Void, debiutancki krążek Płocczan, jest bardzo dobry, więc żarty na bok.
Sporo się zmieszało rzeczy w kociołku Leshy. Punktem wyjścia jest ewidentnie doom metal, co słychać zresztą od pierwszych sekund otwierającego album In the Vacuum. Jeśli komuś w smak są takie kapele jak Paradise Lost czy chociażby Barren Earth, powinien się odnaleźć. Sęk w tym, że Leshy zakręcił wszystkim dość mocno, bo znajdziecie tutaj też kilka post metalowych klimatów, w sumie od jednego do drugiego wcale nie jest daleko. Ale i to nie wszystko, bo w podwójnych wokalach doszukacie się starego Alice In Chains, a w gitarach czy wokalach usłyszycie nawet momentami Korn. Niezły miszmasz, co? Właśnie to wszystko sprawia, że Beyond the Void jest bardzo dobrym albumem, na którym się naprawdę dużo dzieje. Doom metal ma to do siebie, że łatwo w nim zjadać własny ogon i szybko zacząć nudzić, odkładając muzykalność, melodie i chwytliwość na półkę na rzecz innych elementów, jak brzmienie czy ciężar czy mozolne budowanie atmosfery, co jest trudniejsze, niż się wielu adeptom doomowej sztuki wydaje. Leshy stara się to wszystko łączyć, dlatego na albumie nie brakuje naprawdę dobrych, piosenkowych elementów, które zapadną w pamięć. Jednocześnie nikt nie będzie mógł powiedzieć, że ich muzyka jest miękka, sprzedajna, niemetalowa, bo poskładana została z porządnych składników. Nawet najdłuższe numery, jak wspomniany In the Vacuum czy Poisoned Leftover nie polegają na powtarzaniu w nieskończoność powolnych riffów i nudzeniu słuchacza. Leshy tworzy i eksploatuje melodie na kilku poziomach, czy to w gitarach, czy linii basu, czy w końcu w wokalach – to są ramy kompozycyjne dla utworów na Beyond the Void. To one wiodą prym i im podporządkowane są inne składniki muzyczne. I to jest właśnie droga do chwytliwości w doom metalu, a podręcznikowym przykładem będzie tutaj naprawdę świetny numer Hopeless Plague. Słychać w nim, że nie jest po prostu zlepkiem riffów, a zespół od początku do końca kontrolował proces twórczy.
W zasadzie całe trzy kwadranse, jakie wyjmuje z życia Beyond the Void (może za wyjątkiem przerywnika Unspoken), to dobra, posępna zabawa w chowanego w starym, gęstym lesie, na dodatek nocą. Leshy w bardzo przemyślany sposób dynamizują muzykę, mieszając elementy żywsze, bardziej zdecydowane i niebezpieczne z powolniejszymi, motoryczne groovy z teksturami gitarowymi, a wokalista Kosa (który tutaj funkcjonuje jako Night Heron, a przy okazji jest gardłowym mocno niedocenionego Black Mad Lice) i wspomagający go drugim głosem gitarzysta Schnapps (będący też wokalistą Concatenation i gitarzystą Vat Six Nine – Płock, niewielkie miasto, 20 muzyków, 50 zespołów…) zmieniają swoje wokale z growli na czyste i w drugą stronę. Swoją drogą Kosa, przepraszam, Night Heron chwilami faktycznie brzmi jak Jonathan Davis, co tylko dodaje jakiegoś psychodelicznego charakteru całości, jak choćby w ostatnim na albumie Whispers of the Wind.
Jedyne zastrzeżenia do Beyond the Void można wytoczyć w temacie brzmienia. Owszem, wszystko jest słyszalne i klarowne, miksy dość skutecznie uwypukliły charakter albumu, ale jednak gitary brzmią dość gumowo, trochę rozpływając się przez to w głośniejszych fragmentach. To jednak pierdoły – Beyond the Void to trzy kwadranse naprawdę dobrej, ciężkiej i posępnej muzyki. Gdyby jeszcze kiedyś zaistniało na chwilę takie pojęcie, jak „dark metal”, które to czasami doczepiano do niektórych nagrań Moonspell czy Samael, to Leshemu pasowałoby ono jak ulał.
9/10
- Linus Klausenitzer – „Tulpa” (2023) - 31 stycznia 2024
- Leshy – „Knieje” (2023) - 27 listopada 2023
- Las Trumien – „Głód zabijania” (2023) - 20 lipca 2023