Martwa Aura – Morbus Animus (2020)

Z ciężkim sercem przychodzi mi zacząć tę recenzję od truizmu, ale nie od wczoraj wiadomo, że polska scena black metalem stoi. Na poparcie tej tezy – nie odnosząc się nawet do lat poprzednich – wystarczy chyba fakt, że już dziś (a mamy dopiero wrzesień) z płyt Odrazy, Kłów, Biesów, Medico Peste, Blaze of Perdition i Terrestrial Hospice można by ułożyć niezłą topkę.

Do wora black metalowych obfitości swój owoc postanowili dorzucić w tym roku także poznańscy black metalowcy z Martwej Aury, którzy 4 września nakładem Under the Sign of Garazel oddają w ręce fanów drugi krążek studyjny – Morbus Animus. Jednak w przeciwieństwie to większości wspomnianych wyżej grup, które stawiają na przełamywanie kolejnych barier i eksplorację, muzycy ze stolicy Wielkopolski proponują słuchaczom rzecz nad wyraz tradycyjną i mocno osadzoną w black metalowym kanonie.

5 zgromadzonych na płycie utworów to logiczna kontynuacja drogi, jaką Martwa Aura podąża od dekady, biorąc jednak pod uwagę poziom kompozycyjny i produkcyjny, można pokusić się o stwierdzenie, że Morbus Animus ma szansę stać się dla zespołu solidną przepustką do krajowej pierwszej ligi.

Nowy album brzmi bardzo dojrzale, świadomie i intrygująco, zarówno wtedy, gdy zespół sięga po czysto black metalową formę (Morbus Animus III, Święta zagłada), jak i śmiało ją wzbogaca (poruszające solo w Morbus Animus I, melorecytacja w Ślepowidzeniu, czy hiciarski wręcz drive Ostatniej Gwiazdy). Warto docenić też teksty, które (w całości przygotowane po polsku) bronią się bardzo solidnie, by nie powiedzieć ponadprzeciętnie. Trochę szkoda, że krążek trwa jedynie 35 minut, jeśli jednak jego wydłużenie miałoby oznaczać obniżenie jakości, dobrze że zespół pozostał przy pięciu konkretnych, spójnych i przemyślanych kompozycjach.

Jeśli wasze serca są czarne jak polskie złoto kopalne, a apetyt na solidny black metal pozostaje nienasycony, Morbus Animus odpowiednio was połechta.

Ocena: 8/10


Synu
(Visited 38 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , .