[4672]: „…ośrodek skupiania kontrastów i eksplorowania dźwięku w najdziwniejszych formach”

Wielkim zaszczytem była dla mnie rozmowa z niepodzielnym liderem [4672] Arturem Ostrowskim[4672] to projekt dość enigmatyczny, łączący wpływy industrialu i djentu z metalem tak zwanym ekstremalnym na tyle pomysłowo, że trudno znaleźć porównywalny twór na muzycznej mapie Polski. Początków tego dziwactwa możemy szukać już w okolicach 2011 roku wraz z premierą albumu [452Hz]. Kolejne krążki to [takuboku] (2013) i [paradox] (2016), a w roku bieżącym z pełną mocą uderza najnowszy…
Nie ukrywam, że najnowsze wydawnictwo [aether] powaliło mnie na kolana, o czym pisałem w recenzji. Nie dziwi więc fakt, że byłem ogromnie ciekaw, co do powiedzenia ma na temat płyty (i nie tylko) sam autor. Zapraszam do lektury wywiadu tak samo gorąco, jak do sprawdzenia, jaka muzyka kryje się za cyframi.

 

Nazwałeś swe dziecko [4672], co oznaczają te cyfry? Może jest to numer kolejnego prototypu sztucznej inteligencji, który budujesz w swoim tajnym laboratorium?

To numer kierunkowy do CERN (śmiech). Założeniem tego projektu było zawsze wywrócenie każdej możliwej zasady, więc nawet nazwa musiała jakoś odnaleźć się w tych wymogach. Nazwy same w sobie zawsze mnie trochę irytowały, stąd poszukiwanie czegoś adekwatnego było nie lada wyzwaniem. Odpowiedzią na to wyzwanie okazał się Tool z albumem Ænima, na którym znajduje się utwór Forty Six & 2, który zawsze mi się podobał, a gdy zagłębiłem się w jego zawartość liryczną, okazało się, że mamy wspólny „lot”, który pasuje jak ulał do reguły numer 1. Reszta to już była estetyka, którą nabyłem przez lata traktowania się powykręcanymi dźwiękami.
A tak w ogóle to skąd wiesz o moim laboratorium? I jak to możliwe, że jeszcze żyjesz? (śmiech)

Ha! Rzetelne przygotowanie (śmiech).

Co do budowy sztucznej inteligencji, to trochę mi jeszcze brakuje, a też nie leży to na mojej liście priorytetów za wysoko (śmiech). Mając próbkę tego, co Facebook AI Research zrobiło i jak to się skończyło, nie sądzę, że jest sens brać udział w tym wyścigu. Ale szczerze się przyznam – przydałby mi się taki Jarvis, jakiego miał Tony Stark, sądzę że moje życie zredukowałoby się do zajmowania się tylko i wyłącznie ciekawymi rzeczami, o czym skrycie marzę (śmiech).

Jesteś odpowiedzialny za ogólny koncept [4672], ale do swojego teamu zaprosiłeś sporo gości. Proszę opowiedz, kto jest odpowiedzialny za współudział przy budowie tej maszyny zagłady.

Tym razem udało mi się zaprosić kilku ciekawych gości. Jak trafnie zauważyłeś jest ich sporo, ale dla mnie to możliwość dzielenia się moją wizją i tym samym wzbogacanie jej dzięki talentom moich przyjaciół. Szczerze przyznam, że nie należało to do najłatwiejszych zadań, do tego strasznie długo materiał leżał bez wokali i nie raz wątpiłem w jego ukończenie. W tym miejscu powinienem podziękować Przemkowi (Trzaskowskiemu – przyp.red.), bo to właśnie on cisnął mnie o skończenie materiału, zwłaszcza że klip do tytułowego [aether], którego jest twórcą był już dawno skończony. Chronologicznie, wokale osadzili: Marcin Kaźmierski, który zbudował trzon większości numerów, następnie mieszankę wzbogacił Dawid Furmaniewicz, z którym znamy się od bardzo dawna. Praca z Dawidem to była czysta przyjemność, a efekt muszę przyznać nas obu zaskoczył. Podobnie zresztą było z Mateuszem Sibilą. Ostatecznie kropkę nad „i” postawił Piotr Wasyluk. Piotr to wokalista z bardzo dużym dorobkiem muzycznym, prawdziwy „PRO”, którego notabene jestem wielkim fanem, więc było to dla mnie mega wydarzenie. Bardzo długo robiłem do niego podchody, aż w końcu udało mi się go namówić, no i chyba spodobała mu się współpraca, bo już zaczęliśmy pisać nowy materiał, w którym to będzie można usłyszeć Piotra w pełnym wymiarze. W międzyczasie Grzegorz [sin] Ambroży dograł też solówkę do [inclination], oczywiście nie mogę zapomnieć tu o Przemku wspomnianym wcześniej, który gościnnie pojawia się praktycznie od początku istnienia cyferek, w bardziej kreatywnych przejawach, tym razem jednak zdecydował się na instrumentalny atak w postaci drumli. Przemek to chodząca maszyna generująca kreatywne wyzwania, którym niełatwo sprostać. Sądzę, że na następny album też coś ciekawego przygotuje.

Jaki cel ma spełnić Twój projekt? Doszukując się kontekstu jego powstania, to maszyna, która posiada uczucia i do złudzenia przypomina człowieka czy odhumanizowany cyborg pozbawiony skrupułów, który przygotowany jest na każdy rozkaz swojego twórcy?

Celem zawsze było tworzenie muzyki, to projekt z długoterminowym planem, bez daty ważności czy spożycia (śmiech).
Wydaje mi się, że to takie moje odhumanizowane alter-ego, bunt cyfrowego „JA”, bez społecznościowych hamulców, zasad systemowych czy filtrów werbalnych (smiech). To też mój ośrodek skupiania kontrastów i eksplorowania dźwięku w najdziwniejszych formach, taka mała maszynka do dekonstrukcji dźwięku.

[4672] to twór w każdym calu futurystyczny. Muzyka, grafiki i wizualizacje otwarcie nawiązują do przyszłości rodem z filmowej serii Terminatora i niechybnego końca obecnego porządku na świecie, gdzie człowiek „panuje” nad swoimi tworami. W przeszłości wiele mówiło się o nadchodzącym buncie maszyn. Obserwując dzisiejszy świat i nawiązując do Twoich inspiracji, może zamysłów, zastanawiasz się czasem jaka czeka nas przyszłość lub jej koniec?

Ja staram się szukać jasnych stron, niemniej mam wrażenie, że w końcu jakiś człowieczek sprowadzi nas wszystkich do epoki kamienia. Mało ludzi sobie zdaje z tego sprawę, w jak szybkim tempie moglibyśmy się tam znaleźć, że nie wspomnę o temacie wyginięcia pszczół, który by nas załatwił w 4 lata. Ponadto jest jeszcze coś takiego jak „Doomsday Clock”, który obecnie wskazuje 2:00 minuty do północy, co oznacza, iż jesteśmy równie blisko zagłady, jak podczas zimnej wojny. Nie powiem, aby napawało mnie to zbyt wielkim optymizmem, ale zakładając, że ludzkość jednak nie ukrywa swojej fascynacji ogólnie pojmowaną destrukcją, tym samym przesiąknięta jest obsesją kreowania konfliktów, sądzę że faktycznie nie jesteśmy daleko od globalnego resetu. Czytałem też kiedyś o czymś takim jak „Timeline of Mass Extinction Events”, i że zbliżamy się do szczęśliwej piątki, więc w swojej własnej paranoi też nie jestem sam (śmiech). Na szczęście ewolucja ma taką ukrytą tendencję na zataczanie koła, więc nie ma się o co martwić, najsilniejsi przetrwają i to do nich będzie należało spieprzenie tego wszystkiego po raz szósty.

Wróćmy do szczegółów wydawnictwa. Opowiedz proszę jak udało Ci się namówić Ermland Productions do wydania tak niekonwencjonalnej muzyki?

Zawsze powtarzam, że wszystko w tym projekcie to zasługa kosmicznej pomyłki (śmiech).
Ermland Productions to wydawca skupiający się na twórczości niezależnej i twórcach nieograniczonych formą. Więc nie wiem jak (śmiech). Tak na poważnie, to odnaleźliśmy się w sumie przez przypadek, a raczej przez synchronizację zdarzeń. Andrzeja „Andzię” Choromańskiego, którego zapewne wszyscy znają z Atriocious Filth poznałem przez Piotra, znając go wcześniej jedynie z 100% Jesus. Może godzinę przed audycją u Adasia: „Muzyka to przyprawa” zgadaliśmy się przez Messengera, podczas gdy on wracał bodajże z koncertu. W każdym razie Andzia wraz z Adamem Sieklickim podczas tej właśnie audycji mieli przedstawić plan na Ermland, a Adaś miał akurat zaprezentować tytułowy [aether]. Sądzę, że to co wydarzyło się tego dnia miało ogromny wpływ na to, jak nasza współpraca się rozpoczęła. W tym miejscu odsyłam do samej audycji. Po audycji spędziliśmy z wiele godzin na telefonie, rozmawiając dosłownie o wszystkim, po czym okazało się, że obaj sprowadzamy siebie i muzykę do wspólnego mianownika. Z mojej strony nie mógłbym trafić na bardziej wyrozumiałego i otwartego na moją wizję wydawcy, dowodem na to jest choćby jakość wydania albumu czy jego wszechobecność, no i oczywiście sama cena, która jest podprogową sumą wszystkich cyfr w [4672].

Skąd więc inspiracje do tworzenia utworów dla [4672]? Czego trzeba słuchać, co należy czytać lub oglądać, by znaleźć się w odpowiednim stanie mentalnym do tak nieprzewidywalnej wycieczki, jaką jest płyta [aether]?

Nie wiem czy jestem w stanie przedstawić Ci funkcjonującą formułę, ja po prostu lubię grać i dłubać sobie w dźwiękach. Oglądam dużo filmów, dużo też czytam, ale raczej niekonwencjonalnej literatury. Swoją muzyką staram się zadawać pytanie. Albumy są raczej koncepcyjne i dotyczą wcześniej określonego tematu, to samo staram się przełożyć na motywy, począwszy od konstrukcji numerów. Wczesne kompozycje ubieram w surowe riffy, a później je szlifuje, dodając kolejne warstwy w poszukiwaniu odpowiedzi na wcześniej zadanie pytania. [aether] jest dość ciekawym zbiorem kompozycji, gdyż utwory powstawały w odwrotnej kolejności aniżeli obecnie znajdują się na płycie, stąd też dla wszystkich, którzy zetknęli się wcześniej z cyferkami, polecam słuchanie w kolejności przewidzianej na CD, w przypadku pierwszej styczności z projektem, lepiej wziąć głęboki oddech i rozpocząć przygodę od końca, czyli od ostatniego numeru.

4672 to niezwykle szczegółowo dopracowane detale projektu. Klipy poprzedzające wydanie płyty dobrze współgrają z charakterystyką utworów. Kto jest odpowiedzialny za ich koncepcję i realizację?

Inicjatorem wszystkich wizualnych aspektów cyferek jest Przemek. To właśnie on pomógł mi osiągnąć wcześniej jedynie zwerbalizowany cel. Mój skromny udział w tej przygodzie zaczyna i kończy się na montażu. Nie wiem jakim cudem Przemek trafił na mój pierwszy album [452Hz], ale to był właśnie moment w którym odnaleźliśmy się i zaczęliśmy knuć. Okazało się, iż fascynujemy się nie tylko podobnymi dźwiękami, ale również posiadamy bardzo zbliżoną do siebie estetykę. Na dobre nasza współpraca zawiązała się mniej więcej na początku 2016 roku, i bardzo szybko przerodziła się w jego 100% zaangażowanie w projekt i obecną jakże wymaganą obsesję, którą zresztą razem podzielamy. 

Maszynę zwaną 4672 ciężko jednoznacznie sklasyfikować gatunkowo, ale jedno jest pewne – muzyka jest nastawiona na nowoczesność. Przekraczasz granice klasycznej konstrukcji kompozycji, zagłębiając się w psychodelię i zimny industrial. Idąc dalej, jak myślisz – dni fizycznie produkowanych płyt są policzone, a rządzić będą nośniki cyfrowe?

Zdaję sobie sprawę z faktu, iż cyferek nie da się jednoznacznie sklasyfikować i bardzo się z tego powodu cieszę, tym bardziej że nie jestem już w tym przekonaniu sam (śmiech). Według mnie najgorszym, co może być dla artysty jest fakt przywalenia mu z szuflady, malujesz jak Picasso, grasz jak Meshuggah, rozumiem porównania i korelacje, ale wolałbym się nią stać (śmiech). Poniekąd już się to dzieje, The Metal Archive odrzuciła nas ze względu na niewystarczającą zawartość METALU (śmiech), sądzę że jesteśmy na dobrej drodze (śmiech). Co do samej przyszłości nośników, to wszystko stoi pod wielkim znakiem zapytania. Nośnik CD leży na skraju swojej bezużyteczności i cierpię z tego powodu. Dla mnie muzyka z telefonu, laptopa czy innego bździdełka nie ma żadnego sensu, to jedynie zło konieczne. Nie wiem czy nie potrafię już słuchać muzyki w ten sposób, czy ta spłaszczona jakość mnie bardziej odrzuca. Skrycie liczę na to, że w końcu ruszy się to i może pójdzie to tym samym torem co obraz video i pojawią się wysokorozdzielcze nośniki?! Marzy mi się skomponowanie albumu w formacie np. 5.1 albo przynajmniej zarejestrowanie próby bądź nawet koncertu w ten właśnie sposób, fajnie byłoby dorzucić trochę więcej wielowymiarowości i przenieść doznania koncertowe w domowe zacisze. Może kiedyś będzie to w technologicznym zasięgu.

W przeszłości występowałeś w Abysal i [VZ]. Oba zespoły dorobiły się statusu rozpoznawalności na polskiej scenie, a potem o nich ucichło. Co się z nimi dzieje? Jest szansa na ich powrót?

Sądzę, że nikt już się nie obrazi jeśli uznam [vz] za zamknięty rozdział, Dawid i [sin] mają już własny projekt [psychozoik] na którego wydanie z niecierpliwością czekam, ja mam cyferki i tyle. Co do Abysal to dorzuciłem swoje trzy grosze do Theogony, Marad obecnie ciężko pracuje nad kolejnym albumem, do którego może też się dorzucę, najlepiej zapytać jego samego o plany.

Na koniec proszę odpowiedz mi na radykalne pytanie: co skłania Cię do grania metalu w kraju krzyża i disco polo. Przecież to się nie opłaca…

Jeśli plan jest, aby ograniczyć się formą czy zasięgiem, to faktycznie granie metalu w kraju krzyża i disco polo nie ma najmniejszego sensu; jeśli chodzi o samą opłacalność, to każdy szanujący się muzyk decydujący się na granie jakiejkolwiek awangardy wie, że nie robi się tego dla pieniędzy, przynajmniej na początku (śmiech). Oczywiście, nielicznym się to udaje, ale nie sądzę, aby był to wystarczający powód na to, żeby decydować się na tak karkołomną wycieczkę. Dla mnie to „catch 22” (śmiech). Niemniej, muzyka nie zna granic i nie ma najmniejszego znaczenia gdzie i jak powstaje, ważne, aby była szczera i sprawiała radochę, a przy okazji jeśli znajdą się jacyś odbiorcy – to można już mówić o sukcesie.

Dziękuję za rozmowę!

Autor zdjęć: [4672].

(Visited 13 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , .