Dez Fafara (Coal Chamber, Devildriver): „To miała być brutalna płyta”.

Będąc nastolatkiem, który w pewnym okresie swego krótkiego życia oddał całego siebie nowej fali muzyki, niosącej ze sobą silny groove, ciężkie brzmienie gitar i teksty dotykające najczęściej problemów dorastania w otoczeniu ludzi, którzy Cię nie rozumieją i nazywają dziwakiem tylko dlatego, że nie lubisz i nie robisz tego, co inni, nie spodziewałem się, że będę miał okazję porozmawiać z jednym z moich „bogów”. Nurt ten niewątpliwe zapoczątkował Korn, za nim ruszyły kapele takie jak Deftones, Limp Bizkit, a nawet wielka Sepultura, która z thrashowego siłacza przekształciła się na albumie Roots w zespół podobnie brzmiący do wymienionych wcześniej. Jednym z pierwszych, w gatunku później nazwanym nu metalem, był także zespół Coal Chamber. Drodzy Państwo, bohaterem tego wywiadu jest charyzmatyczny frontman CC, Pan Dez Fafara, który po rozpadzie Coal rozpoczął swą przygodę na nowo w projekcie Devildriver. 6 lipca 2018 roku ukazała się nowa pozycja w dyskografii tegoż zespołu zatytułowana Outlaws 'Till the End Vol.1, która jest hołdem muzyków zespołu dla country, i która była inspiracją do rozmowy z Fafarą. Zapraszam.


Witaj Dez, na początku chciałbym wspomnieć, że ta rozmowa wiele dla mnie znaczy. Jestem fanem Twoich dokonań od lat 90., kiedy to pierwszy raz usłyszałem Loco Coal Chamber na składance z Roudrunner Records. Dziękuję bardzo za możliwość rozmowy.

Nie ma problemu, doceniam to.

Moje pierwsze pytanie dotyczy pewnego rodzaju ciszy z Waszej strony od wydania Trust No One w 2016 roku. We wcześniejszych latach było więcej Devildriver w atmosferze. Czym się zajmowaliście przez ostatnie dwa lata?

W zasadzie to się rozpadliśmy na moment, ale generalnie przez trzy lata pracowaliśmy nad tą płytą. Było coś trudnego w tych pracach. Pojawiały się trudności, dużo czasu zajęło nam uzyskanie odpowiedniej dynamiki.

Devildriver „gra country”. Brzmi co najmniej nietuzinkowo. Czyj to był pomysł i kiedy się narodził?

Kiedy w Ameryce znajdziesz się na bakcstage metalowego koncertu, na grillu u przyjaciół czy w tour-busie, usłyszysz tam przykładowo Johnny’ego Casha po Slayerze i Willy Nelsona po Panterze. W Stanach Zjednoczonych dzieciaki noszą naszywki Slayer na plecakach obok gwiazd country. Nelson czy Cash są jak Lemmy swojego gatunku. Chciałem to zrobić od lat, czułem, że jest to rzecz, która musi powstać. Przyszedł odpowiedni czas i powiedziałem „zróbmy to!”.

Legendy pozostają legendami. W Polsce również często się zdarza, że fani metalu noszą koszulki z Johnnym Cashem.

Tak, ludzie muszą sobie zdać sprawę, że ci artyści są tak jak mówiłem Lemmy’m swojej generacji. Oni są „outlawsami” (odmiana country najbardziej popularna w latach 1970-80). Trzeba ich stawiać na piedestał. Dlatego chciałem połączyć te dwa gatunki, muzykę outlawsów z heavy metalem, bo moim zdaniem mają coś ze sobą wspólnego. Chcieliśmy ukazać wyjątkowość charakteryzującą tych artystów.

Również cenię muzykę legendarnego Johnny’ego Casha, ale także zdaję sobie sprawę, że jest on symbolem country, zaś nie sięgam po resztę propozycji gatunku. Toteż pomysł nagrania przez Devildriver albumu wypełnionego amerykańskimi klasykami z tych ram wydaje mi się atrakcyjny. Dla ludzi z innych krajów niż Twój może to być okazja do poznania korzeni tej muzyki. Jaki wybraliście klucz wyboru utworów na Outlaws ’till the End?

Na początku wybraliśmy artystów z odpowiednią, powiedzmy, postawą i pasujących do zamysłu. Musieli być najlepszymi w swoim rodzaju, by poprzeczka wisiała wysoko. Gdy mieliśmy listę artystów, wybraliśmy z ich dokonań utwory z odpowiednim feelingiem, które naszym zdaniem nadawały się do obróbki.

Covery robią wrażenie, są cięższe od oryginałów, to jasne, w niektórych momentach może nawet cięższe niż sam Devildriver. Czasami słychać nawet wpływy black i death metalu. Był to zamierzony ruch czy tak zwany „wypadek przy pracy”?

Nie, to było zamierzone. Głównym problemem wielu kapel jest fakt, że robiąc cover idą w bardzo bezpiecznym kierunku, nie oddalają się od oryginału, tworząc typową wersję. Więc naszym głównym postanowieniem było założenie, że nasze wersje nie będą zagrane w bezpieczny sposób. Weźmy na przykład Willie Nelsona, gdy posłuchasz jego wersji, a potem naszej, zauważysz istotne różnice. Whiskey River w naszej odsłonie to niemal black metalowy utwór, do którego zaprosiliśmy Marka i Randy’ego z Lamb of God. Staraliśmy się nie robić typowego coverowania, a iść swoją ścieżką.

Whiskey River zdecydowanie jest moim ulubionym utworem na płycie! Zawędrowaliście tu w bardzo brutalne i techniczne rejony.

Tak, moi muzycy są w stanie zagrać wszystko! Technicznie, melodyjnie czy osobliwie, nie ma problemu! Wiesz, musieliśmy znaleźć złoty środek. Grasz cały czas brutalnie – robi się nudno. Grasz cały czas melodyjnie – stajesz się nudny. Grasz zbyt technicznie – to ja nie mam nawet ochoty tego słuchać. Dlatego trzeba być bardzo ostrożnym z proporcjami.

A właśnie, zaprosiliście wielu gości na płytę, muzyków country, jak i metalowych…

To było bardzo interesujące doświadczenie ogólnie. Lata 80., 90. i 00. z perspektywy czasu nie różnią się już tak bardzo od siebie jak kiedyś to odbierałem. Miałem zamiar jeszcze bardziej zatrzeć granice między nimi. Chciałem zebrać grupkę zajebistych ludzi, którzy zrozumieją co mamy zamiar zrobić, wezmą to na poważnie i włożą w to serce. Nikt wcześniej nie połączył country i metalu w taki sposób jak my, zależało mi, aby zdawali sobie sprawę, że robią coś wyjątkowego. Mam wrażenie, że każdy z gości to rozumiał. Wydaje mi się, że każdy włożył w to siebie, by stworzyć wspólnie coś co będzie wiecznie żywe.

Outlaws ’till the End uzyskała potężne brzmienie. Kto jest odpowiedzialny za produkcję tego albumu?

Steve Evetts! Zrobił wiele dobrej roboty, między innymi dla takich zespołów jak The Dillinger Escape Plan czy Hatebreed. To był dobry wybór.

Zawsze podziwiałem Twoje możliwości wokalne. Ile czasu zajmuje Ci przygotowanie, a potem nagranie wokalu na płytę?

Hm, przy tej płycie zajęło mi to ostatnie trzy lata, ale dałem sobie z tym czas, aby efekt końcowy był naprawdę brutalny. Nie interesowały mnie notowania radiowe, gdyby utwory były bardziej, powiedzmy, wokalnie przystępne. Nie! To miała być brutalna płyta. Toteż musiałem być pewny, że wokale właśnie takie będą.

Jeżeli się nie mylę, to ostatnim razem graliście u nas osiem lat temu. Kiedy przyjedziecie podbić i zniszczyć Polskę? Devildriver jest królem moshu i criclepitów!

Nie wiem czy uda nam się przyjechać w tym roku (wywiad miał miejsce jeszcze w 2018 roku – przyp. red.), ale na pewno na początku nowego, więc bądźcie gotowi! Granie tras wiele dla mnie znaczy, tak samo odwiedzanie Polski. Mam wytatuowanego polskiego orła na nodze, mój ojczym jest Polakiem, więc byłem wychowywany blisko tej kultury. Rozumiesz, nie mogę się doczekać, by do Was wrócić!

Na koniec trochę prywaty. Jestem fanem Coal Chamber, jak wspomniałem na początku. Ze względu na mój wiek byłem zaangażowany w nu-metalowy bum, którego Ty i Twój zespół byliście dużą częścią. Uważasz ten okres za „lepsze czasy” czy raczej za te mroczniejsze (Dark Days tyt. utworu Coal Chamber)? Jesteś typem człowieka, który patrzy w przyszłość czy żyje dniem wczorajszym (Hold back the Day tyt. utworu Devildriver)?

Pamiętam i wspominam tak samo dobre, jak i złe momenty w Coal Chamber. Kocham ten zespół, to on zrobił ze mnie człowieka, którym jestem teraz, i jak się rozejrzysz, to widać sporo kapel, które się na nim wzorują. Mógłbym nawet podać konkretne nazwy zespołów. To bardzo miłe uczucie widzieć, jaki duży wpływ ten zespół miał na inne kapele. To super r , że to, co zaczęliśmy, jest nadal kontynuowane. Kiedy patrzysz na te zespoły i widzisz, że wyglądają jak my i często nawet starają się tak brzmieć, zdajesz sobie sprawę, że zrobiłeś coś dobrze, coś inspirującego.

W Polsce Coal Chamber jest nadal pamiętany i lubiany.

To świetnie, tu w Stanach Zjednoczonych także. Ludzie podchodzą i mówią: „o, Coal„, i to jest bardzo miłe, dobrze to słyszeć. Kto wie stary, kto wie co przyniesie czas…

Pogadajmy więc o tej schedzie. W 2015 roku wróciliście z Coal Chamber. Zagraliście trochę koncertów i nagraliście płytę. Czy była to jednorazowa akcja, czy można się spodziewać więcej po Was w przyszłości?

Nigdy nie wiadomo. Po prostu. Rozmawiałem z perkusistą pierwszy raz od dwóch lat niedawno. Zakończyłem rozmowę słowami, że go kocham, a on to odwzajemnił! (śmiech). Zatem nie wiem jak będzie, więź między nami jest nadal mocna. Coal Chamber jest oddychającą jednostką. Żyje swoim życiem. Poprzednim razem zajęło nam 12 lat, żeby powrócić, zobaczymy jak będzie dalej. Nie mam zamiaru zabijać tego projektu, on pojawia się wtedy, gdy jest nam w życiu potrzebny. I muszę zostawić go samemu sobie, wróci, gdy będzie na to odpowiedni moment, gdy wszyscy poczujemy tego potrzebę. Kochamy to, co zrobiliśmy jako Coal.

Obserwując scenę, mam wrażenie, że teraz jest dobry czas dla nu metalu na powrót. Jak sądzisz?

Wiesz, moim zdaniem ta muzyka nigdy nie odeszła. Masz takie zespoły jak Korn, Slipknot, masz też takie, które grają trochę inną muzykę, ale ubierają się jak my (śmiech). Dlatego uważam, że dla tej muzyki zawsze jest dobry czas. I jest to dowód na to, że udało nam się w przeszłości zrobić coś wyjątkowego.

Na koniec klasyczne pytanie o plany na niedaleką przyszłość Devildriver i może parę słów dla polskich maniaków metalu i czytelników KVLT.

Sprawdzajcie nasze daty koncertowe, mamy kilka koncertów do zagrania, kilka festiwali, potem będzie czas na trasę jako headliner i wtedy na pewno przyjedziemy do Polski. Kocham Wasz kraj, kocham Waszą kulturę, Polska zawsze będzie dla mnie ważna i dla mojej kariery. Dzięki bardzo za tę rozmowę.

Dziękuję i do zobaczenia!

Zdjęcia: Katarzyna Cepek Photography/https://www.devildriver.com/

(Visited 2 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .