Insidius: „na pewno zadamy ciosy i będzie grzmot!”

„Lepiej późno niż wcale”Właśnie ten cytat idealnie pasuje do niedawnego debiutu olsztyńskiej hordy Insidius, która powróciła z martwych ze swoim pierwszym i naprawdę dobrym materiałem. Korzystając z okazji postanowiłem zadać muzykom kilka pytań odnośnie samej płyty, historii zespołu oraz zbliżającej się trasy Imperium Poloniae.

Na samym początku wypada wspomnieć, że tak naprawdę Insidius nie jest debiutantem. Wasze korzenie sięgają roku 1990, kiedy to w Olsztynie postanowiliście zacząć grać death metal. Jak wspominacie ten początkowy i zarazem krótki, bo trwający raptem 2 lata, okres działalności waszego zespołu? Opowiedzcie o ówczesnych inspiracjach, waszym materiale i co spowodowało, że nie udało się pozostawić po sobie żadnego nagrania.

Profesor: Tak, pierwsze myśli o założeniu zespołu chodziły nam po głowie już w 1986, a koncert Live In Decay z udziałem Vader tylko nas w tym utwierdził. Później było kompletowanie sprzętu, pierwsza wspólna gitara z Choiną i tak trwało to do roku 1990r. Wtedy zaczęliśmy uzupełniać skład. Wtedy miały miejsce pierwsze próby u Choiny w garażu i denerwowanie sąsiadów, co niestety skończyło się przeniesieniem sali prób. Rozpoczęliśmy poszukiwania nowego lokum, początkowo bez skutku, aż w końcu jak to zwykle w życiu bywa, pomógł nam przypadek. „Wchodzimy, nie wchodzimy?” Zapytać nie zaszkodzi. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Był to klub “17-stka” i jak się okazało, po jakimś czasie stał się mekką muzyki metalowej w Olsztynie . Po rozmowie z kierowniczką i uświadomieniu jej, że będzie to „wspaniała muzyka dla dzieci i młodzieży”, dostaliśmy klucze do modelarni. Szybkie sprzątanie, zaadaptowanie salki do czegoś co miało przypominać miejsce do gry. Rozpoczęliśmy próby na wzmacniaczach z amplitunerów. Były to niezniszczalne Radmory, do tego over drive i kolumny wykonane własnoręcznie. To były czasy, tak hartowała się stal. Skład już prawie był: Ja, Choina, Brazyl i Pele. Brakowało nam tylko bębenków. Tu znowu przypadkowo, podczas pogrywania wszedł do nas jakiś gość i mówi, że jest perkusistą, przechodząc obok usłyszał jak ktoś kaleczy perkusję i postanowił zajrzeć. Przedstawił się jako Żurek, na co my powiedzieliśmy: „siadaj i graj”. Takim sposobem do nas trafił. Dosyć szybko Pelego zamienił Łysy i tak powstaje INSIDIUS. Inspiracje wiadomo, klasyka taka jak Slayer, Metallica, ale to co nas inspirowało najbardziej to Death i Obituary. Wtedy stwierdziliśmy, tak, to jest dobry kierunek.  Ciężko i mozolnie, ale były też „blaściki”. Nagrania jakieś tam zostały, wideo z próby i z koncertu w 1991 roku, niestety nie zdążyliśmy nic więcej zarejestrować, choć materiał na pierwsze demo był już złożony .

Czy w dużym stopniu byliście zainspirowani lokalnymi reprezentantami metalu? Jakby nie patrzeć Christ Agony stawiał powoli swoje pierwsze kroki w metalowym środowisku, a Vader popełnił już zbrodnię w postaci Morbid Reich

Choina: Nazwa Vader to była właśnie ta iskra. Co do Morbid Reich, to ja z Profesorem mieliśmy okazję i przyjemność chyba jako pierwsi posłuchać riffów na długo długo przed premierą. Gdy Peter został po pamiętnym sylwestrze u mnie, wziął gitarę, zagrał kilkanaście nutek, które przygotował na ten materiał i zapytał się czy fajne. Nasza dwójka siedziała z wiszącymi szczenami, tak że nie mogliśmy wydusić z siebie słowa. Już wiedzieliśmy, że będzie to początek światowej kariery i nie myliliśmy się. Inspiracje też na pewno były, choć zawsze chcieliśmy grać inaczej niż wszyscy. Później los tak pokierował, że graliśmy wszyscy w jednym klubie, wspomnianej już “17-stce”. Najpierw dołączyło Christ Agony, gdzie grał również Żurek. Stawiali wtedy pierwsze kroki. Później od 1991 dołączył Vader. Nawet oni mieli problem z salą w tamtym czasie. Olsztyn był strasznie niewdzięcznym miastem dla muzyki metalowej. Od tego momentu mieliśmy już bardzo przyzwoity sprzęt do grania (jak na tamte czasy oczywiście), zajebiste towarzystwo, tylko niestety nie udało nam się dopełnić dzieła.

insidius band2

Co tak naprawdę doprowadziło do zawieszenia działalności? 

Ch: Chyba głównym powodem był mój brak czasu. Musiałem pomagać ojcu w rozwoju firmy, a chłopakom jakoś się to nie kleiło. Nie mogli się dogadać i niestety wszystko umarło śmiercią naturalną. Przygodę muzyczną kontynuował dalej tylko Żurek z Christami. Z współczesnego już składu, Rafał – Tasak, którego jeszcze wtedy nie znaliśmy – darł mordę jako małolat z mlekiem pod nosem w Prophecy.

W jakich okolicznościach oraz co spowodowało do ponownego zejścia całego składu i reaktywacji w 2010? 

Ch: To dzieło Profesora. Męczył mnie na temat grania i męczył tak, aż wymęczył. Życie się ustabilizowało i można było coś znowu na ten temat myśleć. Był chyba 2005 rok, kilka telefonów i wreszcie zaczęliśmy się widywać. Jednak były to bardziej spotkania przy piwie: Ja, Profesor, Brazyl i Żurek. Trwało to tak chyba do 2010 roku, właściwie to wtedy podjęliśmy decyzję żeby na poważnie zabrać się za granie .

W zasadzie wasz powrót na scenę jest tak naprawdę kolejnym debiutem tyle, że już w całkiem innych czasach. Czy tym razem szansa na rozkręcenie potencjału drzemiącego w Insidius okazała się bardziej realna, w dobie wręcz wszechobecnej muzyki która wręcz wylewa się z internetu?

Rafał: Po moim przyjściu do zespołu, jesienią w 2012 roku, zagraliśmy kilkanaście prób. Uświadomiłem chłopakom, że czas zacząć grać koncerty, a nie siedzieć w kanciapie i pić piwo. Zadzwoniłem do Jarka „Blackiego” Mielczarka, że bardzo byśmy chcieli zagrać na koncercie „Wspomnień dla Szymona Czecha”. Tym bardziej, że z Szymonem zagrałem wiele wspaniałych gigów. To był kop do tego co działo się dalej i szkoda by było tego nie wywlec na „mroczne” światło. Faktycznie w dobie internetu gdzie można słuchać wielu fajnych kapel ciężko się wybić, ale postanowiliśmy podnieść rękawice i sami w tym uczestniczyć. Na pewno nie będzie lekko, resztę zostawiamy słuchaczom i recenzentom.

Do roku 2014 trzymaliście się od samego początku w tym samym składzie.  Co zadecydowało o odejściu Żurka i czy odczuliście dużą zmianę po dołączeniu Michała?

R: Cała nasza współpraca z Żurkiem układała się dobrze. Jego styl gry, który wyniósł z Christ Agony był bardzo klimatyczny. Udawało nam się to tak utrzymać do pewnego momentu. Żurek po jednym z koncertów przekazał pałeczkę Michałowi, choć materiał na płytę był już prawie gotowy. Przejął on aranżacje po Żurku zmieniając wiele na swoja modłę , a dwa kawałki House of Trust i A Rose on a Grave były już jego inwencją. Także roszady się opłaciły bo młodzież wiele wniosła do zespołu, mam tu na myśli Mateusza i Michała.

Michał: Tak jak wspomniał Rafał, po jednym z koncertów Żurek rzucił stwierdzenie „kiedyś zajmiesz moje miejsce”. Oczywiście wtedy miało to wydźwięk żartobliwy. Jednak niedługo potem się sprawdziło, tak jak by to planował. Przekazał mi swoje pomysły i aranżacje, na których podstawie składałem partie pod swoją manierę gry.

Nadszedł więc czas na dojście do główny powód naszej rozmowy czyli upragniony debiut. Jak długo przygotowywaliście materiał oraz co stanowiło punkt wyjścia do wymyślenia całego konceptu płyty?

Mateusz: Kawałki były montowane od 2010 roku, ale to co nazywamy projektem końcowym przerabialiśmy od nowa. Do momentu kiedy sami zaczynaliśmy się nim „jarać”. Przygody ze stworzonym materiałem zaczęliśmy od zmiany sali, co wydłużyło wszystko o kolejne miesiące. Podjęliśmy decyzje o stworzeniu własnego Home Studio, gdzie uwieczniliśmy gitary, bas i wokale nad czym czuwałem osobiście. W między czasie nastąpiła wspomniana we wcześniejszym pytaniu zmiana perkusisty na Michała. Gary ze względów technicznych postanowiliśmy nagrać w Hertz Studio, gdzie bracia Wiesławscy dokończyli dzieła ostatecznego. Punktem wyjścia był materiał sprzed 25 lat złożony jeszcze z Brazylem i Łysym, kiedy ja dosłownie zaczynałem raczkować. Warto nadmienić, że prekursorami obecnych riffów byli Profesor i Choina, ale dopiero połączenie wszystkich pięciu głów obecnego składu dało nam efekt jakim jest Shadows of Humanity.

Ciekawi mnie koncept albumu oraz sama okłada – przyznaję, że moja pierwsza myśl to polska odpowiedź na Amon Amarth bądź King of Asgaard. W rzeczywistości dostajemy zupełnie inną muzykę. Opowiedzcie nieco o warstwie tekstowej samego albumu oraz co zadecydowało o takiej a nie innej grafice?

Mt: Mój wizerunek mimo, że może nawiązywać do wyżej wymienionego, na pewno nie był inspiracją. Namalowała ją nam artystka z Chicago na podstawie przeczytanych tekstów i odczuć muzycznych. Gdy przedstawiła nam wstępny projekt od razu w nas trafił. Taki był też zamiar, żeby odbiegała od tysięcy okładek jakie są na rynku i pożądany efekt zostął uzyskany. Płyta leżąc na stołach czy półkach, naszym zdaniem zwraca na siebie uwagę. W mocno szczegółowej grafice okładki zawarta jest definicja całej płyty. Co do warstwy tekstowej kilka zdań od Rafała.

R: Jeśli chodzi o lirykę, jest ona dziełem dwóch autorów. Pierwszym z nich jest Mateusz Turowski, mój sympatyczny kolega, który miał fajne wizje po usłyszeniu materiału. Drugim tekściarzem jest na pewno znany szerszej publiczności Harry Maat. Część zaproponowanych tekstów z jego biblioteki, szybko przypadła nam do gustu. Nie mniej jednak do kilku utworów słowa obu autorów zostały napisane według naszych wskazówek. Przekaz całości nawiązuje do sentencji człowieczeństwa względem czasu, życia i śmierci. Stąd też tytuł Shadows of HumanityCienie Człowieczeństwa.

Insidius - Shadows Of Humanity

Sama muzyka to bez wątpienia polski death metal z krwi i kości, co przynajmniej dla mnie stanowi wielki atut. Po pierwszych odsłuchach płyty od razu mam pewność, że to nasza swojska i pozbawiona kompleksów szkoła muzyki śmierci. To co jednak mnie zaskoczyło to mały wpływ waszego rodzimego Olsztyna, a duża doza naleciałości z zupełnie innych rejonów jak np. Behemoth z czasów Demigod, Hate czy niedawno debiutujący Symbolical. Rzeczywiście, etykieta „death metal of many faces” jest w pełni zasłużona. Planowaliście zrobić tak bardzo różnorodny materiał czy to jednak zupełnie przypadkowy efekt?

P: Odpowiedź jest prosta. Zbiór pięciu ludzi o różnych gustach, oczywiście w kole muzyki metalowej i efekt sam się zbudował. W sumie to miał być death metal, choć nie do końca. Szukaliśmy cały czas czegoś innego, stąd też to stwierdzenie „death metal of many faces”.
Cholera, strasznie nie lubimy takich porównań. Choć tego typu porównania są budujące, to niekoniecznie zadowalają bo każdy będzie wolał posłuchać oryginału niż kopii. Wszystko co jest zawarte na tej płycie zostało zrobione z pełną premedytacją i nie ma tam żadnych przypadków.

Pomimo, że wciąż szukacie wydawcy waszego albumu (i mocno kibicuję aby udało się go znaleźć!) to raczej nie macie powodów do narzekań. Zresztą nie każdy debiutant ma możliwość promować swój dziewiczy materiał w towarzystwie wspomnianego już Vadera oraz rzeźników z Infernal War, na trasie po głównych miastach naszego kraju. Jak doszło do wcielenia Insidius w szeregi Imperium Poloniae oraz czego możemy się spodziewać z waszej strony w trakcie jesiennej trasy?

Ch: Co do wydawcy to myślę, że będziemy zajmować się promocją i dystrybucją płyt przynajmniej na chwilę obecną na własną rękę. Może w najbliższej przyszłości ktoś nas dostrzeże i weźmie pod swoje skrzydła. A co do wcielenia nas w szeregi Imperium Poloniae, hm… to jakoś tak wyszło. Tutaj podziękowania należą się Piotrowi Wiwczarkowi i na pewno Mariuszowi Kmiołkowi. Peter słyszał nasz materiał i po jakimś czasie zadzwonił zadając mi magiczne pytanie, czy nie pojechalibyśmy z Vader i Infernal War na jesienna trasę koncertową. „Macie świetny materiał i warto to wypromować”. Myślałem że sobie jaja robi. Nogi mi się ugięły, bo nie zawsze taka cegła spada nagle na głowę. Po kilkudniowych konsultacjach w zespole, bo wiadomo mielibyśmy porzucić na dwa tygodnie rodziny i prace Potwierdziliśmy Peterowi, że wchodzimy w to. A koncerty? Na pewno zadamy ciosy i będzie grzmot! Nie polegniemy bez walki z takimi gigantami sceny i będziemy starali się im dorównać. Zrobimy wszystko żeby nas Polska nie zapomniała.

Vader - trasa

Kończąc naszą rozmowę wypada mi zapytać, o pozostałe plany na rok 2016. Insidius nie zwalnia z tempa i nadal ciężkim krokiem maszeruje do pierwszego szeregu death metalowej reprezentacji kraju?

Ch: Jak wiesz mamy jeszcze do zagrania kilka koncertów z Traumą, na początku czerwca oraz kilka gigów jesiennych. Później Imperium Poloniae na przełomie listopada i grudnia. Pracujemy też nad nowym materiałem, który planujemy mieć gotowy w przyszłym roku, także tempa nie zwalniamy. Skład mamy stabilny i dotarty, więc naprzód .

Bardzo dziękuję za rozmowę i ostatnie słowa do czytelników Kvlt należą do was!

Przede wszystkim, zapraszamy serdecznie na nadchodzące gigi z Traumą, lipcowy Grind’n’Grill w Pluskach (Warmińsko-Mazurskie) i wspominaną już trasę Imperium Poloniae z Vader i Infernal War. Wykorzystamy te okazje do promowania naszej płyty, nie zabraknie też merchu. Warto wspomnieć, że na początku września Shadows of Humanity będzie dostępna również na winylu. Wszystkie nowości dotyczące działalności zespołu, nadchodzące wydarzenia oraz publikacje, znajdziecie na naszym Facebook’u, gdzie staramy się na bieżąco dodawać aktualności.

Recenzje Shadows of Humanity możecie przeczytać tutaj – link

Zdjęcia użyte w wywiadzie pochodzą z oficjalnego profilu zespołu: https://www.facebook.com/InsidiusPoland/

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , .