Kobaru: „Wszystko można przerobić i zmienić”

O ławce przed budynkiem uczelni, o muzycznej fotografii, istnieniu artystycznych granic, niespełnionych marzeniach, suszonych drożdżach i polowaniu na twarze… O tym i paru innych rzeczach rozmawiałem z Mariuszem Kowalem znanym wszystkim jako Kobaru.

 

Jak doszło do tego, że w Twoim życiu pojawił się aparat?
To dosyć dziwna historia, wynikająca z odczuwania chwilowej bezsensowności w życiu. Kiedyś studiowałem Marketing i zarządzanie na jednej z gdańskich uczelni. Była to dla mnie męczarnia. Robiłem to dla zdobycia wykształcenia, papierka i możliwości podjęcia lepszej pracy. Pewnego razu, na drugim roku studiów poszedłem do szkoły i zabrałem papiery. Pamiętam jak usiadłem na ławce przed budynkiem uczelni, zapaliłem papierosa. Zdecydowałem wówczas, że będę robić to, co zawsze chciałem, ale nigdy nie zdecydowałem się na pierwszy krok. Pierwszą myślą była fotografia, i w taki oto sposób zacząłem robić zdjęcia. Początki były ciężkie i bardzo zajawkowe. Kupiłem Canona 350D i fociłem wszystko.

Pamiętasz pierwszy trzask migawki? Co to było za zdjęcie?
Doskonale pamiętam pierwsze zdjęcie z mojego aparatu. Po odpakowaniu paczki od kuriera już następnego ranka wstałem skoro świt i zrobiłem pierwsze zdjęcia przedstawiające wschód słońca. Dobrze pamiętam ten moment, byłem pewien, że zaczyna się moja przygoda.

Jakich kadrów poszukujesz, co Cię inspiruje?
W każdej sesji, jaką wykonuje na swoje potrzeby, chcę zaspokoić siebie, poczuć satysfakcję, że zrobiłem coś dobrego, i że jestem w pełni zadowolony. Niestety nie ma na to miejsca zbyt często. Wiecznie jestem z czegoś niezadowolony i uważam, że mogłem zrobić coś inaczej. Inne podejście mam do sesji z klientami, gdzie przede wszystkim liczę się z ich oczekiwaniami, wizją i tym, do czego mają służyć wykonane zdjęcia.

Często człowiek na początku swojej artystycznej drogi wzoruje się na kimś, a kto wywarł na Tobie ogromne wrażenie?
Nigdy raczej nie interesowało mnie co focą inni, ale mimo woli poznawałem rożnych artystów, których prace mi imponowały. Zazwyczaj były to wieloplanowe zdjęcia – grafiki z masą obróbki komputerowej itp. W tej chwili mam dwóch takich swoich idoli, ich prace ciągle mi imponują. Mówię tu o David LaChapelle i David Hill. W moim odczuciu są rewelacyjni w swoich przekoloryzowanych bajkowych i czasem mrocznych pracach.

Jak wyglądała Twoja droga do „tu i teraz”? Czy można napisać gotowy poradnik pt. „Jak zostać zawodowym fotografem”?
Ciężko powiedzieć, nawet nie wiem kiedy i jak się to stało, że jestem tu, gdzie chciałem być. Wiem, co chciałem robić, i do tego dążyłem, ale jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że jestem w odpowiednim miejscu i czasie. Jeśli chodzi o to, co robię najczęściej, czyli fotografowanie muzyków, zaczęło się to od kilku zdjęć przed koncertem Acid Drinkers w Gdyńskim klubie Ucho. Pamiętam swoje podniecenie, gdy zgodzili się na zdjęcia. Na początku działałem jako niespełniony muzyk, który chciał grać w zespole, ale niestety jakoś nie starczyło uporu, by to ciągnąć dalej. Znalazłem sobie inny sposób, by być obecnym w świecie muzyki. Pisałem do wszystkich zespołów i muzyków, którzy mieli grać w Trójmieście. Niektórzy się godzili, a inni nie. Przez parę lat zbudowałem sobie portfolio i po czasie te zespoły zaczęły się same do mnie odzywać i umawiać na sesje.

Opowiedz o najdziwniejszej sesji zdjęciowej, jaką udało Ci się wykonać, a może dopiero taka przed Tobą?
W tym zawodzie to chyba nie ma czegoś takiego, jak „dziwna sesja”. Wszystko jest na porządku dziennym, zaczynając od świńskiego łba, po błoto z drożdży suszone na modelu. Jeszcze nie robiłem nic, co by mnie jakoś specjalnie zaskoczyło lub uznałbym za dziwne, ale jestem bardzo ciekawy, co mnie jeszcze spotka. Liczę na kreatywność modeli i modelek.

Wielu dzisiejszych twórców korzysta z pomocy techniki digitalizacji. Tak powstają dzieła, które często mają więcej wspólnego z grafiką niż z fotografią. Z jakich narzędzi Ty korzystasz?
Jestem zwolennikiem wszelkich technik digitalizacji. Moje prace nie są zdjęciami. Nie lubię, kiedy odbiorcy używają tego nazewnictwa w stosunku do moich prac. One są napchane przeróbkami, filtrami itp. Ma być to obrazek, z którego będę zadowolony. Do wszystkiego używam Photoshopa, to jedyne słuszne narzędzie.

Do jakiego stopnia trzymasz się naturalnego, nieprzetworzonego obrazu, który fotografujesz?
Tylko do czasu aż modele przestają siebie poznawać. Tak na poważnie, to nie trzymam się w ogóle naturalnego obrazu. Dla mnie wszystko można przerobić i zmienić.

Poza narzędziami, które pomagają uchwycić moment, ważny jest człowiek, któremu kradniesz chwile. Zapytam od innej strony: czy podczas swojej pracy zawodowej zdarzył Ci się przypadek spotkania osoby, która podczas rozmowy zmieniła pomysł na zdjęcie?
Małe sprostowanie, ja jestem fotografem studyjnym. Razem z modelem tworzymy chwile tak, jak chcemy – tym się różnimy od fotografów reporterskich, którzy łapią chwile w tym, co robi dana osoba. Dosyć często zdarza się, że mam zrobić zdjęcia, ale zespół nie za bardzo wie czego chce, albo wie, ale udowadniam im, że to nie jest dobry pomysł. Wtedy trochę improwizujemy i wychodzi zupełnie inny efekt.

Czy trudno jest wydobywać z ludzi charakterystyczne i ciekawe cechy, które można pokazać na zdjęciu?
Przeważnie nie mam z tym problemu. Ktoś, kogo decyduje się fotografować, lub ktoś, kto decyduje się na to, bym ja go fotografował, raczej nie ma takich problemów ani przy sesjach zawodowych, ani przy prywatnych realizacjach. Jeśli jednak w efekcie końcowym coś nie wyjdzie, to zawsze są pomoce komputerowe, które często rozwiązują problem.

Czym dla Ciebie jest muzyczna fotografia?
Wszystkim, początkiem i sensem! To jest to, co mnie nakręca najbardziej. Myśl, że spotykam swoich idoli, że mogę spędzić z nimi trochę czasu, i to, że moja praca pojawi się w całym kraju lub na świecie. Czerpię z tego wiele korzyści, które zaspokajają moją miłość do muzyki, którą kiedyś sam chciałem robić, ale też pozwalają mi się zaspokoić artystycznie.

Czy muzyka, jaką wykonują zespoły, które fotografujesz, ma istotne znaczenie podczas sesji zdjęciowej?
Tak, ale przeważnie fotografuję zespoły rockowe, metalowe i inne pochodne, więc raczej to wszystko podobnie wygląda w klimacie. Czasem jednak robię coś popowego, i do tego trzeba podejść zupełnie inaczej, gdyż odbiorca jest zupełnie inny.

Czy masz jakieś swoje ulubione prace?
Jasne! Jako nieustanny łowca twarzy, mam na swoim koncie parę takich zdobyczy, z których jestem naprawdę dumny. Może nie do końca fotograficznie, bo zazwyczaj nie ma czasu, by jakoś specjalnie się przygotować, ale moją największą dumą jest Iggy Pop, Behemoth oraz już nie związany z muzyką Zombie Boy. Ciągle pytam, ciągle szukam i w tym roku mam nadzieję na wiele więcej zdobyczy, np. : Ghost, KoRn czy Depeche Mode (co jest moim marzeniem).

Mamy za sobą 2016, co prawda już trochę późno na podsumowania, ale zdradź proszę, jaki jest Twój top album 2016, jeden z gatunku metal i jeden spoza metalowej sceny?
Moim mega top ubiegłego roku jest Magma zespołu Gojira. Bardzo mi się podoba nowa Metallica – trochę powrót do korzeni. Spoza metalowej sceny urzekły mnie najnowsze albumy składu: Nick Cave and the Bad SeedsSkeleton Tree oraz najnowsze dzieło Davida Bowie’egoBlackstar. To niesamowicie emocjonujące albumy. Podczas słuchania ich mam dreszcze na całym ciele.

Rozpoczął się nowy rok. Gdzie można (poza www) obejrzeć Twoje prace?
W dzisiejszych czasach bardziej niż strona www jest potrzebny FB, tak więc najbardziej aktywny jestem tam, i zapraszam wszystkich do bycia tam ze mną. Wystarczy w wyszukiwarce wpisać Kobaru.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , .