Naglfar: „Melodie pełne agresji”

Naglfar band

Naglfar to jeden z tych zespołów, które podążają własną ścieżką. Osiem lat zajęło im przygotowanie następcy „Teras”. Ich najnowszy album „Cerecloth” zebrał świetne recenzje. Jestem fanem zespołu od dłuższego czasu i nawet wypowiedziałem się na temat „Cerecloth” kilka tygodni temu, nie mogłem zatem przegapić okazji do rozmowy z głównym topornikiem Naglfar Andreasem Nilssonem.

Interview with Naglfar in English (PDF file)


W tym roku minęło równo 8 lat od wydania „Teras”. Nie spieszyliście się z kolejną płytą. Czy mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy o tym, co działo się w zespole przez ten czas? Kiedy rozpoczął się właściwy proces, proces twórczy „Cerecloth”?

Cóż, wszystko zaczęło się może półtora roku, albo dwa lata po wydaniu „Teras„. Wtedy zaczęliśmy pisać nowe riffy na to, co ostatecznie znasz jako „Cerecloth„. Ale kiedy to zrobiliśmy, odkryliśmy, że nasze życie osobiste, praca i rodzina utrudniało nam planowanie sesji nagraniowej w taki sposób jak robiliśmy to w przeszłości. W przypadku produkcji poprzednich płyt zazwyczaj spotykaliśmy się – Marcus, Kris i ja w studiu Marcusa, gdzie siadaliśmy, jammowaliśmy, wypróbowywaliśmy różne pomysły, nagrywaliśmy i aranżowaliśmy tam piosenki. Ale wkrótce po „Teras” zdaliśmy sobie sprawę, że bardzo trudno było nam znaleźć czas na spotkanie w takim gronie. Kiedy już udawało nam się spotkać to skupialiśmy się na próbach do setlisty przed występami, ponieważ w danym momencie to był priorytet. A oferty z festiwali i od agencji koncertowych wciąż napływały, mimo że czas uciekał nieubłaganie. Album „Teras” stawał się coraz starszy, ale wciąż mieliśmy propozycję grania na żywo. Wypełniliśmy również nasze zobowiązania wobec Century Media. Nie spieszyliśmy się, aby szukać nowej wytwórni i tak to się toczyło…

I oto tu jesteśmy, 8 lat później…

Tak, 8 lat później… Jakieś dwa lata temu Century Media ponownie się do nas zgłosiło z propozycją współpracy i wydania nowej płyty. I to jest coś, co sprawiło, że przyspieszyliśmy cały proces powstawania następcy „Teras„.

Ale poczułeś chęć stworzenia czegoś nowego?

Absolutnie. Chodzi mi o to, że zawsze będę pisać muzykę. Cokolwiek bym nie robił w życiu i tak będę tworzył muzykę. Aż do śmierci. Nigdy nie czułem, że brakuje mi natchnienia, ochoty czy czegoś w tym stylu. Po prostu mieliśmy ograniczony czas na podjęcie się nagrywania dużej płyty. I tak jak już mówiłem, skupialiśmy się głównie na doskonaleniu naszych występów na żywo.

naglfar Cerecloth 2020

Czy uważasz, że ten rodzaj procesu twórczego wpłynął na to, co otrzymaliśmy na „Cerecloth”?

Może, ale jednocześnie powiedziałbym, że riffy, które pisaliśmy od 2014 do 2019 roku były czymś w rodzaju szerokiego spektrum dźwięków. Pracowaliśmy nad tym dość długo. Powiedziałbym, że to jest coś, na co wpłynął czas.

Rozumiem. Kiedy myślę o Naglfar, to od razu wiem czego się spodziewać. Z Naglfar otrzymujesz tę melodyjną stronę black metalu. Kiedy wyszedł pierwszy singiel „Cerecloth”, pomyślałem: „o, to jest Naglfar”. To było natychmiast rozpoznawalne. Jednak cały album nie był dla mnie kontynuacją „Teras”. To coś w rodzaju podróży w przeszłość, wiesz, do wcześniejszych albumów, do swoich początków. Czy idę w dobrym kierunku?

Cieszę się, że o tym wspomniałeś. Myślę, że chcieliśmy wrócić do czegoś związanego z „Sheol” i „Pariah” w sensie bardziej brudnego dźwięku przypominającego pierwsze płyty. Jeśli to zauważyłeś, to znaczy, że dobrze to zrobiliśmy. To była dość ważna dla nas rzecz. Ale to też coś, co wydarzyło się podczas procesu pisania muzyki. To jest coś, co chciałem zrobić. Ale nie chciałem, żeby to było zbyt oczywiste. Przeszłość jest przeszłością, ale nadal chcieliśmy w pewien sposób oddać jej hołd.

Dla mnie to bardzo żywiołowa płyta, pomimo tytułu. Jest tu wszystko – agresywność, melodia i bardzo surowe partie. Uderzyło mnie to, że robicie to od jakiegoś czasu i wciąż macie tyle energii. Jak to jest możliwe?

Nie wiem, wiem tylko, że muszę to robić (tj. tworzyć muzykę – dop. red.), aby funkcjonować. Wiesz, to jest mój sposób na ukierunkowanie wszystkiego, co pochodzi z mojego wnętrza. Trudno to wytłumaczyć, ale Naglfar lub inne moje zespoły, w których gram, są moim sposobem na wyładowanie, wyrzucenie całej mojej nienawiści. Pomaga mi to normalnie funkcjonować w moim codziennym życiu. Myślę, że bez tej muzyki byłaby dla mnie zupełnie inna historia. Muzyka pozwala mi ukierunkować mój gniew.

Najpopularniejsze współczesne zespoły black metalowe mają tendencję do podążania za czymś co nazwałbym „rytualnym trendem” i sprawiają, że ich riffy są bardzo powtarzalne. Mantryczne wręcz. Twoja muzyka jest inna. Brutalna siła jest nadal obecna, tak, ale z drugiej strony całość jest dość przystępna. Jak  Ci się to udaje – połączyć surową siłę i melodię?

Marcus, Kris i ja jesteśmy razem od tylu lat, że tak właśnie razem piszemy muzykę. Kiedy piszę teksty, myślę głównie o gitarach, ale staram się też myśleć o wokalu bardziej jak o dodatkowym instrumencie, prawie jak o dodatkowej gitarze. Myślę, że to właśnie robimy, każdy po prostu zna swoje miejsce w tej układance i wie co chce w niej umieścić. Pracujemy razem i znamy się od tak dawna, że nie umiemy funkcjonować już inaczej.

Czy twoje podejście do pisania i występów na żywo zmieniło się na przestrzeni lat, czy od początku było tak, jak jest teraz?

Powiedziałbym, że jednak się trochę zmieniło. Przede wszystkim dlatego, że zacząłem też grać z innymi zespołami. To doświadczenie otworzyło mnie i sprawiło, że zacząłem myśleć nieszablonowo. Wiesz, gram z Naglfar od tak dawna, że wypracowałem już sposoby pisania muzyki dla zespołu. Ale potem założyliśmy inny zespół o nazwie Malakhim i proces pisania muzyki dla tego zespołu jest inny. Ma to również wpływ na ogólny sposób, w jaki podchodzę do swoich kompozycji w Naglfar. Myślę, że Naglfar na tym korzysta, że staram się znaleźć nowe sposoby na granie bardziej tradycyjnych riffów bez utraty atmosfery tej muzyki.

Czy możesz mi coś powiedzieć o tym, jak wymyśliłeś tę gitarową atmosferę Naglfar? Jakiego sprzętu używasz i czy masz jakieś rytuały podczas nagrywania gitar? Jaka jest recepta na dobry album Naglfar z punktu widzenia produkcji?

Kiedy nagrywamy gitary, używamy ESP z zainstalowanym mostkiem EverTune, więc zawsze wiemy, że jesteśmy w stroju. Myślę, że to wspaniały sposób, aby cieszyć się procesem nagrywania i nie martwić się zbytnio o kręcenie kluczami przez cały czas. To coś, co pomogło w nagraniu „Cerecloth” i myślę, że będziemy korzystać z tego patentu już na stałe. Nie mamy żadnych specjalnych rytuałów podczas nagrywania gitar. Jedyne co, to nagrywamy zawsze przy zgaszonych światłach. Marcus ma w swoim studio wiele świec, które zapalamy, ale to jedyna rzecz, która pomaga nam w budowaniu nastroju.

Czy będąc w studiu, czujesz się tak, jakbyś próbował uchwycić klimat chwili, czy może jesteś perfekcjonistą, który rzeźbi każdą nutę?

To jest akurat coś, co się zmieniło. Nasze poprzednie nagrania „Pariah”, „Harvest” i „Teras” były takie bardzo „wyrzeźbione”. Gitara musiała być idealna, musiała brzmieć prawie jak maszyna. Można powiedzieć, że byliśmy perfekcjonistami. Ale tym razem, kiedy skorzystaliśmy z usług naszego bębniarza Efraima, i kiedy usłyszeliśmy jego bębny od razu wiedzieliśmy, że tym razem zrobimy to inaczej. Chcieliśmy zachować jego naturalny rytm i klimat, który aż się wylewał z jego gry. Stoję teraz na stanowisku, że nie każdy riff musi być doskonały. I to chciałem zawrzeć na płycie. Coś, co jest najbliższe energii występu Naglfar na żywo. Bardziej naturalny dźwięk, nie tak dopracowany jak „Teras”. Kiedy otrzymaliśmy pliki od niego i zaczęliśmy grać do tych bębnów, to poczułem się niesamowicie. Powiedziałbym, że „Cerecloth” brzmi bardziej jak Naglfar na scenie niż na naszych poprzednich albumach.

To kolejny temat, który chciałbym tutaj krótko omówić, ponieważ nie rozpieszczacie zbytnio swoich fanów. Naglfar rzadko gra na żywo. Mogę sobie wyobrazić, dlaczego tak się dzieje, ale myślisz, że po kryzysie pandemicznym będziesz mógł częściej występować na żywo? Numery z „Cerecloth” są do tego stworzone.

Głównym powodem, dla którego nie robimy tras koncertowych i nie gramy jest to, że większość z nas ma codzienną pracę, mamy rodziny, które musimy utrzymywać i podjęliśmy tę decyzję zaraz po wydaniu „Harvest„. Po dość długiej trasie musieliśmy zdecydować. Aby żyć z muzyki, musielibyśmy być z dala od naszych rodzin, czego nie chcieliśmy zrobić. To jest powód, dla którego nie gramy tak często. Staramy się skupiać na festiwalach i docierać do jak największej liczby naszych fanów. Czasem może uda połączyć się te występy z wybranymi weekendowymi koncertami. Oczywiście z nową płytą chciałbym odbyć przynajmniej jedną trasę po Europie, potem jedną w USA, a potem pojechać do Azji. Zobaczymy, co się teraz stanie, ale miejmy nadzieję, że zagramy wkrótce więcej koncertów niż w miało to miejsce w przeszłości.

Byłoby fajnie, gdybyśmy mogli Was w końcu zobaczyć w Polsce, bo do tej pory, z tego co się orientuję, nie było takiej możliwości.

Nie, nigdy nie graliśmy w Polsce, mieliśmy grać w 2006 roku, ale wtedy koncert został właściwie odwołany. Pamiętamy o Was i jeśli będzie taka możliwość, to przyjedziemy do Polski.

Chciałem Cię zapytać o jedną rzecz. Z Naglfar jest tak, że chyba robicie wszystko na własnych warunkach. Z boku wygląda to tak, że celowo nie podążacie za trendami i nie jesteście kontrowersyjni na pokaz. Taki zamysł był od początku? A może to naturalna kolej rzeczy, po prostu jesteś już dorosłym mężczyzną i nie musisz niczego udawać czy budzić kontrowersji, aby uzyskać więcej kliknięć i polubień w mediach społecznościowych?

Powiedziałbym, że tak było od pierwszego dnia. Zawsze staraliśmy się pozostać wierni sobie. Pochodzimy z północnej Szwecji. Kiedy zaczynaliśmy naszą przygodę z muzyką, poniekąd byliśmy poza tym co działo się na scenie w naszym kraju. Robiliśmy po prostu swoje. Może mieliśmy coś do udowodnienia, kiedy byliśmy młodsi, ale już tak nie jest. Nie będę tego usprawiedliwiać. Działamy na swoich warunkach. Co do bycia kontrowersyjnym, to chyba jednak nie ja. Nigdy nie zabiegałem o tego typu uwagę i nie zanosi się na to, żebym miał zmienić swoje podejście.

Powiedziałbyś to samo młodszym zespołom, które walczą o bycie zauważonym? Że mają po prostu robić swoje i grać to, co im najbardziej odpowiada?

Myślę, że to dobra rada dla każdego, po prostu rób swoje, ignoruj masy.

Skoro już zmierzamy do końca naszej rozmowy, chciałbym zapytać Cię o coś innego. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że jesteś zagorzałym fanem horrorów z lat 90. i okazuje się, że lubimy podobne filmy, jak np. „In The Mouth of Madness” i „Event Horizon”. Czy bezpośrednio czerpiesz inspirację z takich filmów?

Powiedziałbym, że pośrednio z książek, jak i z filmów. Czasami inspiruje mnie moja codzienność. Nigdy nie dowiesz się, co cię zainspiruje.

Jesteś też zapalonym czytelnikiem. Możesz nam polecić jakąś ciekawą książkę, którą ostatnio przeczytałeś?

Czytam książki głównie dla przyjemności. Zazwyczaj sporo horrorów,  fantasy i tak dalej. W tej chwili czytam „Trylogię Anioła Nocy” autorstwa Brent Weeks. Powinieneś ją sprawdzić!

naglfar

Fabian Filiks
(Visited 68 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , .