Capricornus Tenebrarum „Et Demonivm at Aeternvm” (2015)

Lubicie „Desperado”? Pasuje wam gorący klimat meksykańskiej prowincji, śmierdzące zjełczałym piwem bary, spoceni gringo niewiadomego pochodzenia siedzący w koncie podrzędnej speluny w slumsach miasta Meksyk? A może wolicie klimaty a’la Matka Boska z Guadalupe, miasta Majów czy pływające ogrody Xochomilco? Jeśli tak, to wszystko to znajdziecie na debiutanckim albumie Capricornus Tenebrarum.

No może nie do końca wszystko. Niemniej jednak i tak ów meksykańskiego pochodzenia Mroczny Koziorożec ciekawy jest z poznawczego punktu widzenia. No bo przecież ile blackmetalowych zespołów z tamtej części świata znacie?

Ja przyznam się szczerze, że zero. Dlatego na wieść o debiutanckim albumie Et Demonivm at Aeternvm przyklasnąłem ochoczo i od razu zabrałem się za rozpracowywanie tego intrygującego zjawiska.

Po pierwsze płyta ma dwa skrajne oblicza. Jedno rodem z intra do The Serpentine Offering z organami rodem z Transylwanii okraszonymi odgłosami burzy oraz deszczu (choćby otwierający płytę utwór Prophecies of a Burning Heaven, wstęp do A Sacrifice of Useless Souls, A Prayer to the Devil, czy wprowadzenie do utworu ostatniego). I choć jest to zabieg wyświechtany jak gacie sprzedawcy cebuli, miło posłuchać takich dźwięków. Drugiej, czarciej strony medalu broni surowy i brudny Black Metal z makabrycznym wspierającym wokalem w tle. Wokalem, który przypomina barwą Thomasa Jensena z Saturnus, tyle że śpiewany jest tak jakby po cichu, jakby wokaliście nie starczało pary w płucach i mocy w gardle. Fuj.

Muzyka jest jednak ciekawa a melodyka nie taka znów oczywista i dopiero po kilku odsłuchach można się nieco pocieszyć konceptami rodem z pustyni pełnej kolczastych kaktusów za to bez grama wody. No dobra, gdyby nie te kluchy w gębie wokalisty i ten jego słabawy growlik. Są oczywiście fragmenty wolniejsze i bardziej klarowne, są także kawałki zbudowane na totalnej pogańskiej zagładzie i perkusji pracującej niczym kloszard, pardon – kolekcjoner metali kolorowych, w akademickim śmietniku. I bardzo te wszystkie klocki pasują do układanki pod dźwięcznym tytułem Et Demonivm at Aeternvm. No tylko ten wokal. Jest jak głośne smarkanie w teatrze, jak mlaskanie podczas obiadu u Ani Czartoryskiej. Jak pierdnięcie na bankiecie dobroczynnym na rzecz dzieci z Syrii i Afganistanu. No po prostu kurwa nie przystoi…

Reasumując – tak, ale w wersji karaoke. A na następny album będę czekał. Podobnie jak na zmianę drugiego frontmana.

Ocena: 6,5/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , .