Eris Is My Homegirl – „For The Most Beautiful One” (2016)

Z debiutami jest jak z przeszczepem – albo się przyjmie, albo nie, ale spróbować można. Jak się sytuacja ma do Eris Is My Homegirl, czterech młodziaków z Lublina, o których prasa popularna nie wie co napisać, bo z jednej strony występy w telewizji, a z drugiej styl granej muzyki nie pasuje do rozgłośni radiowych? Otóż, dla tych, którzy tematu nie kojarzą, Panowie, aspirujący do grania na pograniczu metalcore’u, na koncie mają m.in. paszport Polsatu i udział w talent show, wieczór z Marylką podczas telewizyjnego Sylwestra, support przed Korą, występ na Przystanku Woodstock 2012 i przygody na trasie Blitzkrieg VI z Vaderem i spółką. Mało? Hybryda na całej linii i nie zwróciłoby to szczególnie mojej uwagi – każdy młody zespół szuka sposobu na przebicie – gdyby nie fakt, że zanim EIMH zaprezentowało swój studyjny materiał, popłynęła spora fala krytyki w kierunku młodej formacji: a to grzeszą, bo auto-tune, a to naśladują amerykańskich dzieciaków, a to brakuje techniki i tym podobne mniej lub bardziej udane internetowe znawstwo fachowców od wszystkiego. A tymczasem debiutancki krążek wiele obiecuje i – co mnie zdziwiło – produkcja stoi na całkiem wysokim poziomie.

Od czasu debiutu na dużej scenie i zakończenia polsatowskiego MBTM w 2011 roku mówiono o wydaniu płyty i współpracy z amerykańskim producentem Joey’em Sturgisem, odpowiedzialnym m.in. za sukcesy Asking Alexandria czy The Devil Wears Prada, więc oczekiwania wobec EIMH rosły proporcjonalnie do obecnej sylwetki wokalisty Ernesta Kozłowskiego. W formacji doszło do małych przemianowań i w składzie: gitarzysta Jacek Moroziewicz, basista Piotr Trochimiuk, perkusista Filip Laskowski oraz rzeczony Ernest na wokalu, 1 lipca br. nakładem wytwórni hand2band ukazało się w końcu dzieło pt.: For The Most Beautiful One. I tym samym sugeruję przymknąć oko na dokonania EIMH przed wydaniem płyty.

Już pierwszy numer Light and Air zapowiada co tu się będzie działo – prosty niemal „matematyczny” crossover łączący ciężkie riffy z elektroniką, przeplatany lżejszymi partiami wokalnymi na przemian z wykrzyczanymi tekstami. Nie oceniam specjalnie screamów, w tej stylistyce nie irytują. Barwa głosu w miękkiej warstwie to już rzecz gustu. Ukazany wcześniej utwór Heroes (marzec 2016) był dobrym wyborem, aby zaprezentować, co zespół chce pokazać na płycie. Dlaczego? Ano dlatego, że niespodzianek szczególnie nie ma i reszta numerów utrzymana jest w podobnym klimacie. Na uwagę zasługuje zdecydowanie najbardziej melodyjny i stonowany Andromeda, przypominający nieco ostatnie dokonania u… Acres, dobre intro i tempo w White Stigma, oraz Labirinth z wspomożeniem damskiego wokalu w końcówce.

Nie brakuje gitarowych solówek (Andromeda), nostalgicznych refrenów (The End Is The Beginning), mocno podkręconego tempa z marszowym chórkiem (Crime and Punishment). Średnio natomiast odbieram ostatni numer Shut Your Mouth and Give Me the Pandhandle z wstawką rodem z post-pop-punkowych tworów jak u My Chemical Romance. Dobrze się zaczyna, bardzo przychylny riff i…. Nie załapałam żartu, jeśli takowy w nim był. W całości brakuje mi lepiej uwydatnionej perkusji i tym samym trochę ciekawszego, mniej egzaltowanego czy pompatycznego klimatu, jak chociażby u polskich kolegów z Mentally Blind.

Odeszłabym od szufladkowania tej płyty i na siłę szukania konkretnego stylu. Spośród nadawanych labelek trancecore czy crabcore, ostatecznie przychylam się do określenia wspomnianego metalcore’owego współczesnego brzmienia bez większego kombinowania. Fani Attack! Attack! czy wczesnego Bring Me The Horizon czym prędzej powinni sprawdzić, co się dzieje na rodzimym podwórku i przewiduję, że ci będą zadowoleni. Album bez żenady oceniam ogólnie pozytywnie, ale z kredytem zaufania, bo raz, że debiut, dwa – nie widziałam Panów w akcji na żywo. Ale zamierzam.

Ocena 6,5 /10

https://www.youtube.com/watch?v=iqqtZBT3PXg

Joanna Pietrzak
Latest posts by Joanna Pietrzak (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .