Iron Will – „Life is Your Labirynth” (2018)

Dawno, dawno temu, bo już będzie mniej więcej cztery dekady, na pewnej wyspie oderwanej od kontynentu europejskiego, aczkolwiek do niego wliczanej, na bazie gatunku zwanego hard rockiem powstał pewien nurt muzyczny. Nurt, który to nieco odświeżył wspomniany wyżej gatunek, dodając do niego elementy punku, eliminując bluesowe zagrywki, i nadając brzmieniu więcej przestrzeni. Mowa tu oczywiście o New Wave Of British Heavy Metal. Na tej fali popularność zdobyło wiele młodych wówczas kapel z Iron Maiden i Saxon na czele.

Tyle historii. Jednak pewnie zastanawiacie się, czemu w ogóle o tym wspominam w recenzji debiutanckiej płyty współczesnego zespołu, w dodatku pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych. Otóż słuchając Life is Your Labirynth, można odnieść wrażenie, że historia zatoczyła szerokie koło, a dla chłopaków z grupy Iron Will czas jakby się zatrzymał i nie dotarły do nich zarówno ewolucyjne, jak i rewolucyjne zmiany w gatunku.

Wystarczy na początek rzucić okiem na samą okładkę. Jakieś skaliste wzgórze zwieńczone kształtem czaszki (przypomina nieco zamek Posępnego Czerepu z „He-Mana”) na tle krwisto-czerwonego nieba (ładnie by to wyglądało w rozmiarze płyty winylowej). Komiksowość i kicz jakby żywcem wyjęte z lat 80., co zresztą idealnie pasuje do całej zawartości tego wydawnictwa.

Przejdźmy zatem do muzyki Iron Will. Usłyszymy tutaj wszystko, czym stara szkoła brytyjskiego heavy metalu powinna się charakteryzować. Dostajemy surowe riffy, chwytliwe refreny, zapadające w pamięć solówki, selektywną pracę sekcji rytmicznej i ewidentne punkowe wpływy charakterystyczne dla wczesnych płyt Iron Maiden oraz Motorhead, z przewagą tego pierwszego. Wystarczy posłuchać dźwięków rozpoczynającego album utworu Conquer On czy następnego w kolejce utworu tytułowego, i już wiemy z czym mamy do czynienia. Kłania się ekipa Pana Harrisa z lat 1980-81, czyli okresu, gdy za mikrofonem w Iron Maiden stał nieodżałowany Paul Di’Anno. Zresztą wokal Tony’ego Canillasa momentami Paula przypomina, choć może bez tej punkowej chrypki i niedbałości w głosie. Bardzo punkująco robi się za to w utworze The Agony Of Uncertainty oraz najlepszym na płycie Rising. Darkness Fall Fast zaś odwołuje się do Judas Priest z okresu albumu Killing Machine, czyli końca lat 70. Pełen rockandrollowej surowizny, szybkości oraz luzu i beztroski, które w tej muzyce mają duże znaczenie. Nic na siłę, poza jednym szczegółem… czyli wokalem Tony’ego. Nie jest on absolutnie złym wokalistą, jednak czasem zupełnie niepotrzebnie próbuje wchodzić w zbyt wysokie rejestry oraz stosuje dziwne ozdobniki. Ewidentnie nie ma do tego warunków, co ostatecznie daje momentami komiczny efekt, na szczęście rzadko.

Generalnie dobrze, że w 2018 roku ktoś jeszcze takie płyty nagrywa.

Ocena 9/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .