Void King – „There is Nothing” (2016)

Projekty muzyczne pod szyldem stoner i doom mają się coraz lepiej i nie tracą na popularności, co zapewne cieszy wszystkich fanów powolnego i klimatycznego grania. Nie inaczej sprawa ma się z grupą Void King. Kwartet z amerykańskiego Indianapolis właśnie uraczył nas swoją debiutancką płytą długogrającą – There is Nothing – i zrobił to dobrze.

Po przesłuchaniu albumu chciałoby się zacząć od tylu rzeczy naraz. Bo wszystko tu zdaje się idealnie pasować. Psychodeliczna, majestatyczna okładka, na której odznacza się ponury wzrok modelki, oraz niezwykle posępny klimat wszystkich utworów – to oczywiste oczywistości, do których przekonywać nie trzeba. Należy więc zacząć inaczej i zaznaczyć, że każdy, komu podobała się zeszłoroczną epką grupy, Zep Tepi, może spać spokojnie, bo wszystkie trzy numery zmieściły się na There is Nothing. Album w sumie dzieli się na osiem kawałków, z których każdy trzyma bardzo równy poziom. Zwolnione tempo, do którego przyzwyczaili nas wykonawcy stoner rocka, utrzymuje się przez całość krążka. Mocne riffy pierwszego numeru, Skull Junkie, bez pytania o konsekwencje wprowadzają słuchacza w stan narkotycznego uniesienia. Psychodela szczególnie utrwala się już w kolejnym tracku, Raise the Flags on Fire, szczególnie pod koniec, gdzie prędkość zwalnia, a my zapadamy się w czarną otchłań, przed którą uratować nas może tylko przycisk STOP. Ja jednak zachęcam do poddania się Królowi Pustki i wysłuchania tego, co ma dalej do powiedzenia.

Trzeci i czwarty na liście Brandy Knew oraz Canyon Hammer robią naprawdę dobrą robotę. Aż tu nagle ciężki rytm się urywa, by ustąpić miejsca klimatycznemu biciu połączonemu z balladycznym intrem gitarowym. Mój osobisty faworyt z tego albumu, Healing Crisis, sięga gdzieś do głębi duszy i sieje kompletne spustoszenie. Rewelacyjny kawałek, który w połowie przyspiesza, by znów zwolnić przed przejściem do akustycznej wstawki. Jason Kindred wspina się tu na wyżyny swoich wokalnych możliwości, by dalej być naszym przewodnikiem na wycieczce po stonerowych łąkach. Siedem minut czystej poezji, które podsumowuje wers Raise your glass to mark the day. Kolejny kawałek to Box of Knives, po którym czas przychodzi na dwa numery pomału zamykające cały krążek. Release the Hawks i That Was Not an Owl (DFI) idealnie komponują się właśnie w tym miejscu płyty. Ich wyjątkowo zrównoważony, spokojny ton powoduje całkowite wyciszenie.

Muzycy z Void King biorą na warsztat wszystko najlepsze co dały nam w rocku lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte, dokładając do tego solidną porcję współczesnego stonerowego klimatu, który powoduje, że There is Nothing to album bardzo przyjemny w odbiorze. Owszem, może wydawać się nieco powtarzalny, ktoś pewnie mógłby się przyczepić, że płycie brakuje innowacyjności. Ale czy w ostatecznym rozrachunku nowe pomysły są najważniejsze, jeśli stare, wypróbowane motywy wciąż nie przestają działać? Niech żyje Król!

Ocena: 8/10

Vladymir
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , .