Naumachia: „w tej muzyce nie ma kompromisów”

Wywiad z Naumachia miałem już w planach od dawna. Jednak przez natłok wielu spraw, moja rozmowa z Tomkiem nastąpiła prawie po kilku miesiącach poślizgu. Koniec końców udało się – prosto z Norwegii dostałem odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, które dotyczyły między innymi ostatniej płyty, kariery za granicą oraz koncertowych planów grupy.

Strata Mortifera musiała być dla was naprawdę sporym wstrząsem. Na jakim etapie pracy nad „Machine of Creation” byliście w momencie gdy doszła do was ta tragiczna wiadomość ?

To prawda, że śmierć Sławka, przyszła bardzo niespodziewanie i była ogromnym ciosem dla nas wszystkich.Bardzo to przeżyliśmy, ale nie chce już się rozpisywać na ten temat. Poza tym nie takie było pytanie. Podzieliliśmy sesje na dwie części. Pierwszą nagraliśmy w grudniu 2012 roku. Zarejestrowaliśmy ślady perkusji, gitar rytmicznych i właśnie bassu. Drugą sesję przewidywaliśmy na przełom kwietnia i maja. Na początku kwietnia tragiczna wiadomość pokrzyżowała wszystkie plany. Zastanawialiśmy się co dalej , ale mimo wszystko postanowiliśmy dokończyć album chociażby ze względu na Sławka. Dograliśmy wiec partie klawiszowe, wokalne i jakieś małe dodatki na gitarach . Później został nam już tylko miks i mastering.

Niemniej jednak zdecydowaliście się wydać tę płytę, która de facto stanowi bardzo dobry powrót po sześciu latach milczeniach. Czuliście się zobowiązani wobec Sławka w związku z jego udziałem w tym materiale ?

Sławek był totalnie oddany muzyce metalowej. Był muzykiem który oddaje się na 100% na scenie , ale przede wszystkim był  maniakalnym fanem takich brzmień. Był również świetnym przyjacielem, pamiętam gdy doszedł do zespołu od pierwszych prób od razu się polubiliśmy i nie ukrywam że bardzo scementował cały skład. Gdy doszła do nas wiadomość o śmierci Sławka, nie mogliśmy się psychicznie pozbierać. W dupie mieliśmy kończenie albumu bo nawet nikt o tym nie myślał. Wszystko było takie beznadziejne i puste. Tak duża strata…Po jakimś czasie spotkaliśmy się i gdy na siebie spojrzeliśmy nie było wątpliwości co zrobimy dalej. Musieliśmy skończyć ten album, przede wszystkim ze względu na Niego i ale też jako hołd w jego stronę.

Czy w związku z tak długim milczeniem czujecie się ponownie jak debiutanci ? Samy chyba przyznacie, że w muzyce jest to kawał czasu i wiele rzeczy zaliczyło diametralną przemianę. Jak odnajdujecie się w nowej rzeczywistości ?

Heheh właściwie cały czas czujemy się jako debiutanci. Od pierwszych kroków zespołu, aż po dzień dzisiejszy. W tej muzyce nie ma kompromisów. Każdy kto gra taka muzykę musi zdawać sobie sprawę, że nie ma czasu na smutne pierdolenie i użalanie się nad sobą. Tylko determinacją i ciężką praca można do czegokolwiek dojść. Rzeczywiście mieliśmy dużą przerwę. Zdajemy sobie doskonale sprawę w jakim miejscu jesteśmy i z jakim statusem. Jednak czy przez ten czas inne zespoły i muzyka aż tak bardzo się odmieniła ? Nie wydaje mi się. Myślę, że zmieniło się samo promowanie, odbiór muzyki i sposób w jaki dociera do potencjalnego słuchacza.

Waszym nowym nabytkiem został Anders Johansen. Znaliście się już wcześniej z Astatem czy wasz kontakt nastąpił dopiero gdy objął stanowisko perkusisty w Naumachia ?

Nie znaliśmy się wcześniej z Andersem. Przenieśliśmy zespół z Polski do Norwegii. Na początku przez dwa lata próbowaliśmy to jakoś pogodzić i mieliśmy próby w Polsce w Białymstoku ponieważ akurat tam mieszkał Icanraz. Po jakimś czasie mieliśmy dość wyjazdów więc zaczęliśmy szukać bębniarza na miejscu, najlepiej z własną sala prób. Dostaliśmy od znajomego kontakt z informacją, że zna kogoś kto byłby zainteresowany współpracą. Spotkaliśmy się, pograliśmy kilka prób razem i tak już zostało.

Jaki zamysł czy też motyw przewodni przyświecał „Machine of Creation” ? Czy można mówić o tym albumie jako o pewnym koncepcie ? Skąd również pomysł na takową grafikę, która jest (jeżeli dobrze myślę) czymś w rodzaju mikroorganizmu ? Tytułową maszyną stworzenia jest „byt”, który różne religie określają różnymi  ?

Motyw przewodni krąży wokół samego człowieka. Dotyczy jego stworzenia, rozwoju technologicznego, ułomności,zalet życia i śmierci w ujęciach indywidualnym jak i globalnym. Od zarania dziejów aż po kres cywilizacji ludzkiej. Pierwiastek ludzkości przewija się w każdym z tekstów. Dlatego też dość długo nie mogliśmy się zdecydować na motyw okładki. W wersji końcowej padło na komórkę DNA. Uważam, że to bardzo trafny wybór i dający wiele do myślenia. Szczególnie gdy ktoś zainteresuje się również wersją liryczną.

Pomówmy jednak o samej muzyce – postanowiliście nadal ciągnąć swój melodyjny death metal z elektronicznymi naleciałościami. Należy pogratulować zgrabnego połączenia, które wyszło o wiele lepiej niż np. Morbid Angel. Niemniej jednak słychać tutaj nieco zmian w porównaniu do
„Black Sun Rising”. Efekt był zamierzony czy jak to niekiedy bywa okazał się czystym przypadkiem ?

Dzięki za dobre słowo. Zmiany są słyszalne to prawda. Chyba jednym z głównych czynników, które przyczyniły się do tego było to, że większość utworów powstało w sali prób na żywca. Co dało zupełnie inne brzmienie i wygląd muzyce. Piotrek spisał się bardzo dobrze na „Black Sun Rising”, wiec postanowiliśmy dalej ciągnąć takie pokręcone parapety. Natomiast wiele motywów, momentów było zamierzone od samego początku. Szczerze mówiąc chcieliśmy w jakimś sensie wrócić do „Wrathorn” np. przemycając nie przesterowane gitary do utworów. Krótko mówiąc w 80 % nasze działania były zamierzone, reszta to efekty zmian brzmienia w studio i innych poprawek, ulepszeń lub błędów.

Chciałem jeszcze zapytać o jeden z najjaśniejszych (choć to chyba niezbyt dobre określenie w takiej muzyce) punktów na płycie czyli „Terror Machine”. Utwór ten idealnie łączy w sobie ciężar i melodyjność, a także wspomnianą już w poprzednim pytaniu elektronikę. Po prostu idealny kawałek na singiel – możecie zdradzić nieco więcej szczegółów na temat samej kompozycji ? Jest szansa na jakiś klip do tego kawałka ?

Myśleliśmy o klipie i to właśnie do tego utworu. Mam nadzieje, że kiedyś uda nam się to zrealizować. Kompozycja jest prosta jak budowa cepa. Właśnie te najprostsze rozwiązania są najlepszymi i najtrudniej je wymyślić. Sama zwrotka zagrana jest na jednej strunie w tempie 4/4 , natomiast na uwagę zasługują mijające się tapingi na gitarach w refrenie. Kompozycja powstała bardzo szybko. Nagraliśmy wstępną przedprodukcję czyli gitary , bębny i bass na domowym komputerze. Wysłaliśmy to do VX, a on dopracował całą wizję klawiszy. Na początku baliśmy się, że brzmi to za bardzo kosmicznie. Jednak bardzo nam się podobało tak więc odpowiedz była prosta.

Wasza muzyka okazuje się ciężkim do zdefiniowania stylem – sam nie jestem fanem szufladek i etykietek, ale niekiedy naprawdę zachodzę w głowę czy to ja jestem ograniczony czy internet sprawił, że mamy do czynienia z takimi określeniami jak „atmospheric progressive death metal” czy też „modern blackened death metal with electronic shots”. Jak sami definiujecie dźwięki, które tworzycie ?

W ogóle nie definiujemy naszej muzyki. Nawet nie wiem do czego mógłbym to porównać. Po prostu gramy death metal z domieszką black metalu. Owszem mamy pokręcone tempa, czy klawisze ale nie klasyfikujemy tego w jakiś konkretny sposób. Szczerze mówiąc nie robię też tego przy innych zespołach których jestem fanem. Na temat internetu i jego wpływu na muzykę metalowa również nie chce się wypowiadać. Określenia które przytoczyłeś wyżej widzę pierwszy raz. Szczerze mówiąc i tak mi nic nie mówią, ale wydają się być durne. Szczególnie to drugie .

naumachia band2

Naumachia obecnie stacjonuje w Norwegii, która jak powszechnie wiadomo jest swoistą mekką black metalu. Czy przeprowadzka znacząco wpłynęła na rozwój waszego zespołu oraz sprawiła, że zmieniliście podejście do swojej twórczości ? Czy mroźny duch Oslo jest wyczuwalny w waszych ostatnich dokonaniach ?

Przeprowadzka na pewno wpłynęła negatywnie na poczynania zespołu. Po pierwsze z powodu trudu grania na odległość z innymi muzykami i samego rozwoju kapeli . Po drugie, nam prywatnie było dużo ciężej pogodzić się z innym otoczeniem , społeczeństwem i z samą asymilacją. Zespół poszedł w odstawkę. Mieliśmy wtedy też przerwę w graniu. Po upływie paru lat, myślę że norweski klimat nie wiele zmienił w kierunku w jakim poszliśmy

Niejednokrotnie czytając wywiady z naszymi rodzimymi zespołami możemy wyczytać ich niezadowolenie wynikające z trudności oraz napotykanych barier w osiągnięciu sukcesu. Czy w praktyce jest rzeczywiście tak kolorowo i poza granicami Polski łatwiej rozwinąć skrzydła młodym zespołom ? A może zbyt łatwy sposób na osiągnięcie sukcesu za granicą nie przekłada się na ambicje i trud włożony w wywalczenie pozycji ?

Wiem że jest ciężko się przebić bo znamy to z autopsji. Wiele osób narzeka bo jest rzeczywiście trudno i niektóre sytuacje sprowadzają do załamania rąk już na samym początku i jest to walka z wiatrakami. Z innej strony, każdy powinien zrobić sobie taki prawdziwy rachunek sumienia. Zastanowić się czy naprawdę zrobił wszystko aby ten sukces osiągnąć. Uważam, że sama droga do sukcesu jest ważniejsza i bardziej wartościowa aniżeli osiągnięty cel. Zależy też co dla kogo jest sukcesem oraz gdzie kończy się granica zdrowego rozsądku. W dzisiejszych czasach nic nikomu się nie należy i nie można spoczywać na lurach. Tylko ciężka praca, determinacją i 100% oddaniem można osiągnąć jakiś wyższy cel, ale równa się to z innymi wyrzeczeniami. Z moich obserwacji wynika, że nie ma różnicy pomiędzy polskimi, a norweskimi zespołami. Jak widać mamy kilka doskonałych przykładów, że można osiągnąć globalny sukces będąc zespołem z Polski.

Będąc jeszcze w temacie zagranicznej sceny chciałem zapytać jak postrzegana jest Naumachia na obczyźnie ? Czy w Oslo jak i w Norwegii staliście się rozpoznawalną marką ?

Myślę że, za mało gramy. Nie jest łatwo załapać się na lepszy gig lub trasę. Jeśli mamy możliwość pokazania się to dajemy z siebie wszystko. Na pewno jest jakaś grupa ludzi która, zna naszą muzykę i cenią to co robimy. Trudno jednak stwierdzić tak naprawdę jaka co to za ludzie. Niestety bez możliwości promowania się w postaci koncertów ciężko jest dotrzeć do większej rzeszy ludzi.

Z tego co się orientuję mieliście wystąpić na zeszłorocznej edycji Dark Festu, jednak koncert nie doszedł do skutku. Możecie opowiedzieć co sprawiło, że wasz pierwszy od dłuższego czasu gig na ojczystej ziemi jednak nie wypalił ?

Bardzo przykra sprawa. Ponieważ byliśmy na tym feście i czekaliśmy z upragnieniem na swoją (ustaloną przez organizatora) porę. Czekaliśmy kiedy będziemy mogli zaprezentować się z nowym materiałem. Nasz występ nie doszedł do skutku z powodów opóźnień jakie nastąpiły podczas festiwalu. Miały tam miejsce bardzo dziwne rzeczy. Nie chce się jednak rozpisywać na ten temat. Wstępnie mieliśmy grac bardzo późno w nocy, a że opóźnienie trwało około 6 godzin musieliśmy zbierać graty i wracać na lotnisko.

Wyczytałem w jednym z wywiadów, że w tym roku planujecie odbyć trasę po Polsce. Czy jest jeszcze za wcześnie aby pytać o szczegóły tego nadchodzącego przedsięwzięcia ? Mam nadzieję, że nie sparzyliście się wspomnianym już niewypałem i zawitacie na rodzimych terenach by przypomnieć o sobie polskiej publice.

Mieliśmy takie plany, ale trasa w której mieliśmy uczestniczyć nie dojdzie finalnie do skutku. Niemniej jednak rozważamy inne alternatywy. Cały czas nad tym pracujemy…

Czy w 2016 Naumachia ma zamiar wrócić do aktywnej działalności ?

Na pewno tak. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że mamy już zaklepany bardzo fajny festiwal w Norwegii. Prawdopodobnie zagramy też na kolejnej edycji Dark Fest. Mam nadzieję, że tym razem wszystko dojdzie do skutku i bez problemów jakich doświadczyliśmy w tamtym roku.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , .