Iron Maiden – Kraków (27.07.2018)

Choć nie jestem wyjątkowym fanatykiem Iron Maiden (a tym bardziej dużych koncertów z kilkunastotysięczną frekwencją), informacja o tym, że grupę będzie można zobaczyć w naszym kraju w niestadionowym wydaniu (w dodatku grajacą przekrojowy set w ramach trasy Legacy of the Beast) była wystarczajacym powodem, skłaniającym mnie do wzięcia udziału w tym wydarzeniu. Tym bardziej, że Żelaznej Dziewicy w akcji nie widziałem nigdy wcześniej, a to w końcu jeden z tych zespołów, które choć raz w życiu zobaczyć po prostu trzeba. 

Piątkowa Tauron Arena (Live Nation zakontraktowało koncerty Maidenów na dwa dni z rzędu) została wyprzedana, dlatego mając bilet na płytę, z góry wiedziałem, że gig bedzie tłoczny, duszny i skutecznie weryfikujący moje przygotowanie sprawnościowe. 

Na miejsce dotarłem w połowie występu supportujacego Brytyjczyków Marka Tremontiego. I choć znam nieco twórczość solową gitarzysty Creed i Alter Bridge, nie byłem zbytnio zainteresowany samym jego koncertem. Ot rozgrzewacz, niezbyt pasujący stylistycznie i jakościowo do gwiazdy wieczoru. Mimo sporej frekwencji zastanej już podczas pierwszego występu, udało mi się zająć miejsce dość blisko sceny, dzięki czemu mialem pewność, że Iron Maiden tego wieczoru zobaczę nie tylko z odpalonych po bokach estrady telebimów. 

Koncert gwiazdy wieczoru zaczął się bez zauważalnej obsuwy od doskonale znanego przemówienia Churchilla i klasyka w postaci Aces High. Już przy okazji pierwszego numeru muzycy IM odpalili sporą petardę, zwieszając z sufitu naturalnych rozmiarów replikę Spitfire’a (Dickinson wyjaśnił po chwili, że była ona wzorowana na jednostce należącej do polskiego składu lotników biorących udział w Bitwie o Anglię, co tylko dodało smaczku calości).

Oprawa sceniczna zmieniała się co kompozycję (na uwagę zasługiwaly concept arty, tematycznie korenspondujące z każdym wykonywanym utworem, tego wieczoru zespół skorzystał również z kilkumetrowej figury Ikara, czy olbrzymiej głowy demona, będącego maskotką trasy) podobnie jak przebranie wokalisty, który podczas występu miał okazję wcielić się m.in. w pilota, rycerza, inkwizytora, skazanego na śmierć więźnia, pirata oraz wiktoriańskiego Londyńczyka. Bruce dwoił się przy tym i troił, biegając po scenie, skacząc i wywiajająć wymagające kondycyjnie tańce, walcząc z 3 metrowym Eddiem, okładając mieczem członków zespołu, obsługując miotacze ognia czy odpalając na scenie olbrzymie fajerwerki. Po muzyku nawet na moment nie dało się poznać zmęczenia, mimo upływu lat Bruce ma wciąż tony pozytywnej energii, która bez wysiłku zaraża tłum. Coś wyjątkowego. 

Zespół w ogóle zaprezentował się super witalnie, niezależnie od kilkunastu zrealizowanych już w ramach trasy koncetów radośnie i z pełnym zaangażowaniem odgrywając przygotowany set. Ten był dość przekrojowy (z takimi rodzynkami jak The Clansman, Sign of the Cross, czy For the Greater Good of God) zawierał jednak naturalne największe hity składu, z 2 Minutes to Midnight, The Trooper, Fear of The Dark, The Number of the Beast, Hallowed Be Thy Name oraz Run to the Hills na czele (choć mnie najbardziej ucieszyło zawarcie w setliscie The Wicker Man z Brave New World i Flight of Icarus z Piece of Mind). 

Trzeba uczuciwie przyznać, że Iron Maiden, mimo zbliżania się do sędziwego wieku i stażu koncertowo wciąż zrywają papę razem z dachem. Gig w Krakowie okazał się przeżyciem niewątpliwie wartym zapamiętania i (co niewykluczone) również powtórzenia w przyszłości. 

 

Setlista:

Aces High

Where Eagles Dare

2 Minutes to Midnight

The Clansman

The Trooper

Revelations

For the Greater Good of God

The Wicker Man

Sign of the Cross

Flight of Icarus

Fear of the Dark

The Number of the Beast

Iron Maiden

The Evil That Men Do

Hallowed Be Thy Name

Run to the Hills

Synu
(Visited 6 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , .