Déhà – „Decadanse” (2022)

Deha – Decadanse (English)

Sceny metalowa i okołometalowa wiele by straciły, gdyby wszystkie albumy dało się z łatwością przyporządkować do określonego gatunku. Na szczęście płyta wydana w zeszłym roku przez wszechstronnego artystę występującego pod pseudonimem Déhà nie testuje postawionej tezy. Choć na Decadanse składają się dwie kompozycje, to każda z nich ma ponad 20 minut i stanowi swoisty portal do świata przedwiecznego mroku, gdzie granic nie ma ani łączenie konwencji, ani kreatywność samego autora.

Ciężka, przesycona mrokiem atmosfera towarzyszy słuchaczom od samego początku.
The Devils Science, którego intro budzi skojarzenia z doom/atmospheric metalem, szybko udowadnia, że utwór wymyka się gatunkowej klasyfikacji, a złożoność kompozycji można zauważyć już od samego początku. Metalowy pejzaż dźwięku rozbudowują partie syntezatorów, co razem daje elektryzującą i naprawdę agresywną całość. Ponadto wszystko ma tutaj swoje miejsce: wokal, na początku szeptany, zniekształcony i nieco schowany w miksie, przechodzi z czasem na pierwszy plan. Przekształca się wówczas w growl, jakiego nie powstydziliby się najbardziej doświadczeni blackmetalowi artyści. Efekt udaje się osiągnąć bez przesadnego planowania, co daje piorunujące i iście upiorne wrażenie. Pierwotne zło wydaje się tutaj namacalne: mrok sączy się z głośników, atmosfera wciąga z mocą szponów mitycznej bestii, a aura tajemniczości momentami nie pozwala się od Decadanse oderwać.

Z doom metalu i specyficznej dźwiękowej przestrzeni – klimatycznej, ale niepozbawionej agresji – The Devils Science przechodzi stopniowo w kolejną kompozycję. Mowa o utrzymanym przeważnie w black metalowych tonach molochu I Am the Dead. Podobnie jak pierwsza część albumu, również druga rozpoczyna się posępnie i zarazem podniośle. Sprzyja medytacyjnemu zamyśleniu z rodzaju tych najmroczniejszych, niczym pomost między zawartymi na albumie kompozycjami. Utwór od pierwszych sekund intryguje rytualnym brzmieniem, które wydaje się ciężkie od zapachu kadzideł. Energia pochodząca jakby z innego świata narasta aż do swoistego punktu kulminacyjnego, gdzie usłyszymy inkantacje do przedstawionej na okładce bogini Kali. Jeśli miałabym wybrać ulubiony kawałek na płycie – czy raczej ulubioną połowę tego wydawnictwa – wskazałabym właśnie I Am the Dead.

Jednym z najciekawszych elementów Decadanse jest połączenie sprawdzonych w muzyce metalowej patentów z charakterystycznym stylem artysty. Wyjątkowe brzmienie może więc przywodzić na myśl również medytacyjny, przesycony specyficznym mrokiem repertuar zespołu Urfaust oraz rytualną muzykę grupy Wolvennest, co nie powinno nikogo dziwić, jako że Déhà działa drugim z tych zespołów. Świetna sprawa, podobnie jak z tekstami napisanymi w różnych językach: o ile na The Devils Science słychać angielski i francuski, o tyle na I Am the Dead dołącza do nich sanskryt. Zaryzykowałabym jednak stwierdzenie, że nie trzeba wsłuchiwać się w dokładne słowa utworów – demoniczne inkantacje mają w sobie pierwotną siłę i potrafią mocno oddziaływać na słuchacza nawet w przypadku ich niezrozumienia.

Decadanse stanowi bezbłędne połączenie najbardziej ekstremalnych światów. Pojawiają się tutaj elementy black, death oraz doom metalu, jednak nowy krążek Déhà nie daje się jednoznacznie sklasyfikować. Elektronika, ambientowe partie, akustyczne i wyciszające wstawki – dzięki temu wszystkiemu prezentowany przez artystę muzyczny pejzaż wypada naprawdę interesująco. Nie przypadnie on do gustu wszystkim, i dobrze, bo z całą pewnością nie miał przypaść. Jeśli więc intryguje was odkrywanie ciężkich, posępnych krajobrazów dźwiękowych, sięgnijcie po Decadanse. Zwolennicy nieoczywistego brzmienia, którzy nie stronią od blackowej szorstkości w niestandardowym wydaniu, z pewnością będą wpiekłowzięci.

Ocena: 9/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , .