Hulder – „Verses in Oath” (2024)

Entuzjastycznie przyjęty debiut wysoko podnosi poprzeczkę następnym dokonaniom zespołu. Nic więc dziwnego, że oczekiwania przed najnowszym albumem Hulder były wysokie, a single jedynie podsycały ciekawość przed premierą.
Debiutancki materiał nagrany przez belgijską artystkę Marz Riesterer bazował na drugiej fali black metalu dodatkowo wzbogaconego ludowo-średniowiecznymi wstawkami i słuchało się go naprawdę dobrze. Byłam ciekawa, jak w ostatecznym rozrachunku wypadnie następca Godslastering i chociaż zdecydowanie się nie zawiodłam, to chyba oczekiwałam trochę zbyt dużo od tego krążka.

Wraz z pierwszymi utworami Marz wskazuje słuchaczowi drogę, ale nie odsłania wszystkich kart.
Szybko doczekujemy się utworów utrzymanych w duchu drugofalowego blacku oraz atmosferycznych pasaży na Boughs Ablaze, którego melodyjność i przesycone chłodem brzmienie błyskawicznie wciąga słuchacza.
Hołdowanie wzorcom gatunku jest tutaj pozbawione kiczu i nie popada w przesadę, z kolei inspiracja latami 90. w black metalowej scenie pozostaje inspiracją, nie zaś bezduszną kopią, bądź zabiegiem „kopiuj-wklej”. Wystarczy się wsłuchać w syntezatory na Hearken the End, gdzie dodatkowo pojawia się czysty wokal, by zorientować się, na czym polega magia repertuaru Hulder. Verses in Oath, to swoisty love letter dla drugiej fali black metalu, na którym okazjonalne czyste wokale czy elektroniczne wstawki nie osłabiają utworów, a jedynie podkreślają klimat całości.
Przy tym wszystkim brzmienie nie jest przesadnie „wypięknione” czy doszlifowane, skłaniając się (przynajmniej na obecne standardy) raczej ku dźwiękowi lo-fi. Dość minimalistyczna obróbka wypada świetnie, gdy często i gęsto występuje tutaj ściana dźwięku, gitarowe tremola potrafią przewiercić słuchaczowi czaszkę, a wokal w żaden sposób nie odstaje od wysokiego poziomu całości.

Nie samą jednak nostalgią Verses in Oath stoi. Tytułowy utwór broni się bowiem sam i swoim pełnym agresji, wprost bojowym charakterem nie bierze jeńców, posępne Cast Into the Well of Remembrance niesie ze sobą wyrazisty riff przewodni, a singlowe Vessel of Suffering to metalowa wściekłość w każdym calu. Ktoś potrzebuje chwili wytchnienia? Proszę bardzo – kolejnym mocnym numerem jest tutaj An Offering, które z atmosferycznym soundem, partiami śpiewu zestawionymi z growlem i znakomitymi bębnami nabiera wręcz rytualnego klimatu.

Najbardziej chwytliwe na całej płycie okazuje się jednak Enchanted Steel, na którym od pierwszych dźwięków uderza blackowa moc. Chociaż ten nośny, utrzymany w szybkim tempie utwór ma w sobie surową, bezlitosną siłę, jednocześnie przypomina o jednej z wad albumu – brakuje na nim bangerów na miarę tych, które znalazły się na pierwszym pełniaku Hulder, i które okazywały się równie mocnymi ciosami między oczy. Przy tak dobrym pierwszym albumie porównania nasuwają się same, a w tym zestawieniu niestety nie sposób nie zauważyć, że drugi album autorstwa Marz po prostu nie jest na równie wysokim poziomie, co poprzednik.
Chociaż nie nazwałabym Verses in Oath najoryginalniejszym dziełem ostatnich lat, nie zmienia to faktu, że mamy tu do czynienia z kawałem dobrej muzyki i świetnie wykonaną, intrygującą porcją black metalu. To solidny materiał, któremu warto poświęcić czas.

Marz wydała spójny, równy album, który cechuje intensywność i znakomita, nośna melodyka.
W dodatku 40 minut trwania wydawnictwa szybko mija, świadcząc jednocześnie o tym, że ze strony Hulder to kolejne pójście w jakość, a nie w ilość. Entuzjaści twórczości Hulder zapewne dodadzą do mojej oceny jeszcze jeden punkt – bo przecież zima w pełni, a trudno o lepsze połączenie, niż black metal i nieprzyjazna aura za oknem.

Ocena: 8/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .