Concatenation – „Mindeater” (2016)

Ciężka thrashowa artyleria tym razem wjeżdża na nasz rodzimy rynek muzyczny z mazowieckiego Płocka. Po wypuszczeniu dwóch EP, w końcu przyszedł czas, by zaatakować słuchaczy debiutanckim długograjem. Ten ukazał się nakładem Necro Crew Records, a ochrzczony został tytułem Mindeater. Panie i Panowie, przed Wami kapela Concatenation.

Od pierwszych sekund płoccy powiernicy metalu walą z grubej rury. W intro do Blackened Design wykorzystują bowiem znany cytat z filmu Leon Zawodowiec, w którym to Gary Oldman z ogromną wściekłością i furią krzyczy EVERYONE! – po czym rozpoczyna się niekontrolowana jazda bez trzymanki. Kwintet znad Wisły nie bierze jeńców. Jest szybko, agresywnie i ostro. Tak być powinno. Thrashowy rytm gitar podsycony jest typowym dla death metalu growlem i wartką stopą perkusyjną. Odpowiednio pogrupowane riffy, poprawne przejścia pomiędzy poszczególnymi motywami, a także dobre zmiany tempa. Każdy osobny element zespawany jest w jedną solidną bryłę o nazwie Concatenation. Ekipa zna się na rzeczy i bardzo odważnie wchodzi na rynek, choć osobiście nie widzę w jej debiucie czegoś złowieszczo nowatorskiego, co wyjątkowo zachęcałoby mnie do śledzenia dalszych poczynań hordy. Wielki plus dla gardłowego, niejakiego Shnappsa, szczególnie za darcie mordy w numerze Straight To The Bones. Wspaniale dopełniają go pozostali członkowie zespołu, tworząc dzieło, którego słucha się jednym tchem.

Materiał na Mindeater zamyka się w nieco ponad trzydziestu minutach. Pół godziny poświęcone na przesłuchanie albumu mija niezwykle szybko, co pozostawia po sobie małe rozczarowanie, albowiem można by posłuchać jeszcze jednej, czy dwóch kompozycji w thrashowo-deathowej stylistyce. Wszystkie osiem numerów prezentuje dość wyrównany, dobry poziom, aczkolwiek czar pryska przy melodyjnych wstawkach wokalnych w kawałku Slow Extinction Of Purpose, gdzie ktoś w groteskowy sposób kaleczy angielszczyznę, czyniąc z niej odmianę polisz inglisz rodem z anglojęzycznych płyt Turbo jeszcze z czasów Grzegorza Kupczyka. Natomiast instrumenty bombardują nas w sadomasochistycznie przyjemny sposób, więc można te małe potknięcie ekipie z Płocka wybaczyć. Ogólnie mówiąc jest poprawnie i całkiem smacznie, ale na dokładkę nie ma co liczyć. Ot, po prostu kolejny headbanger (ale z fajną okładką).

Ocena: 7,5/10

Vladymir
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , .