Cruachan – „Nine Years of Blood” (2018)

Cruachan jest zespołem nie tyle zasłużonym, co przede wszystkim wyjątkowo długo (bo od 1992 roku) obecnym na scenie folk black metalowej. Od 2011 grupa najpierw pod banderą Candlelight, a później Trollzorn Records wydała płytową trylogię o wymownym tytule zbiorczym „Trilogy of the Blood”. „Nine Years of Blood” opowiadające o wydarzeniach o wojnie angielsko-irlandzkiej z lat 1593-1603 jest zwieńczeniem tego cyklu, mającego z założenia łączyć folkową różnorodność z metalową siłą.
I o ile ta pierwsza obietnica zdecydowanie zostaje spełniona, to do tej drugiej „Nine Years of Blood” podchodzi raczej po macoszemu. Głównym, i przy okazji dość poważnym zarzutem wobec płyty jest jej nierówność i brak konsekwencji. Choć od grupy, której pierwsze demo ukazało się w roku 1994, niektóre potknięcia na najnowszym albumie wcale nie wskazują na tak ogromne doświadczenie i rozeznanie w realiach gatunku. Intro, „I am Tuan”, zaczyna się miłym riffem, który swoją konstrukcją niemal zupełnie nie zwiastuje ekstremalnych zapędów Cruachan. Następnym utworem jest „Hugh O’Neill”, opowiadający o irlandzkim wodzu będącym jedną z twarzy rebelii podczas wojny dziewięcioletniej i będący zarazem jednym z najmocniejszych akcentów na płycie. Z jednej strony klasyczne ekstremalne blasty i klasyczna dla pagan black metalu warstwa wokalna i instrumentalna w drugiej części utworu w harmonijny sposób łączą się z dźwiękiem skrzypiec i chóralnymi partiami. W podobnym klimacie, choć znacznie bardziej aktywnie angażującym folkowe instrumenty wykorzystywane przez Cruachan, w znacznej mierze kształtujące linię melodyczną, utrzymane zostało także ciekawe „Queen of War” z czystymi wokalami. Zdecydowanym plusem jest również gotowość grupy do gry konwencją, jaką podejmuje na „An Ale Before Battle” czy „Back Home in Darry”, gdzie z „pijackim” (ewentualnie momentami nawet Alestormowo pirackim) brzmieniem w znaczny sposób łamie lody, jakie dumna szufladka „celtic folk black metal” może budzić w potencjalnym odbiorcy. W końcu, co Celci, to Celci.
Niestety, kolejny utwór, „Blood and Victory”, podobnie jak „the Harp, The Lion, The Dragon and The Sword” (czy tylko mnie od kompletu brakowało jeszcze czarownicy i starej szafy?) nie miały tego samego szczęścia. W pierwszym z nich największym (i niestety negatywnym) zaskoczeniem jest wokal, który nagle zupełnie przestaje pasować do samej kompozycji. W nieco absurdalny sposób zaczyna przypominać ten z wczesnych albumów Sigh niż jakkolwiek nawiązujący nie tylko do poprzednich nagrań Cruachan, ale i do tych zawartych na tej samej płycie. Kolejnym problemem jest tu również nieco tandetna linia melodyczna, która jednak gdyby nie pozostałe ciernie w tej karykaturalnej muzycznej koronie mogłaby znaleźć logiczne (czytaj: „bo to folk”) uzasadnienie. Podobnie zresztą jak nieco zbyt dosłownie i deskryptywne (na modłę Sabatonu) teksty we „Flight of the Earls” (czytaj: „bo to folk”). Podobny dysonans poznawczy serwuje „The Battle of the Yellow Ford”, w którym to tylko te folkowe elementy ratują kolejny utwór od klęski przeciętnego nieurodzaju. Ta tendencja jest kontynuowana także na „Cath na Brioscai”, którego pozytywny wydźwięk związany jest wyłącznie z fuzją gitar i skrzypiec. Utwór ten jest równocześnie bodaj tym, w przypadku którego Cruachan w sposób szczególny chcieli podkreślić swoje związki z metalem ekstremalnym, co jednak nie wypadło w zbyt przekonujący sposób.
Błędem byłoby jednak kategorycznie stwierdzić, że „Nine Years of Blood” jest płytą złą. Mowa tu raczej o zmarnowanym potencjale zamknięcia twórczej trylogii. Choć poszczególne utwory zdecydowanie zaklasyfikowane mogą być jako godna wizytówka zespołu, to na tle raczej przeciętnej całości blakną, tracą tę siłę przebicia, jaką dysponują indywidualnie. Mimo że Cruachan bez wątpienia wciąż pozostaje na scenie folk/black metalowej graczem z prawem głosu, na „Nine Years of Blood” jednak muzycy wolą mówić szeptem.

Ocena: 6,5/10

Alicja Sułkowska
Latest posts by Alicja Sułkowska (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .