Dom Zły – „Rytuał” (2019)

Dawno, dawno temu, za siedmioma lasami, a konkretnie w Puławach istniał zespół Siekiera, który za czasów Tomasza Budzyńskiego był najbardziej czadowym muzycznym tworem w Polsce. Narobili niesamowitego hałasu, by odstawić go na rzecz przeszywającego industrialnym chłodem i odhumanizowaniem nowej fali zimnego transu, który objawił się w postaci jednej z najlepszych i najważniejszych płyt w historii polskiej muzyki. Minęło wiele lat, Siekiery dawno nie ma, ale są Puławy i jest Dom Zły. Kapela, o której zrobiło się dość głośno już przy wydaniu debiutanckiej EP-ki. Nie powiem, że Dom Zły wypełnia pustkę po legendarnych, starszych kolegach, ale ten, kto nie usłyszy rozpaczliwej beznadziei, zdewastowanej pustki i braku człowieka w dźwiękowej post apokalipsie – niech pierwszy rzuci kamieniem.

Każdy, kto kiedyś to widział, to wie. Chyba od czasów świetności zespołu Tomasza Adamskiego nie było grupy, która potrafiłaby w tak sugestywny sposób nakreślić w wyobraźni słuchacza post industrialny kolaż, pełen zdewastowanych krajobrazów, opuszczonych przemysłowych obiektów, lasów zasnutych smogiem wydzielanych z fabrycznych kominów. Dom Zły maluje apokalipsę z całą tego świadomością, wszystko jest dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Ale to tylko tło i otoczenie do tego, co dzieje się na pierwszym planie. A na nim sceny czystej, skondensowanej patologii, jaka rozgrywała się w doskonałym filmie Wojtka Smarzowskiego. Sceny namalowane językiem ekstremy, będącej znakomitym pomostem między szeroko rozumianym hardcorem a całym wachlarzem barw metalu.

To, co zwraca uwagę, to niezwykła dojrzałość, zaskakująca jak na zespół debiutujący pełnym albumem. Co prawda członkowie grupy zdążyli się przewinąć przez cały szereg mniej lub bardziej głośnych kapel, zbierając doświadczenia, ale Rytuał to coś, co stanowi osobną jakość. I to nie tylko w swojej niszy (chociaż w tym przypadku trudno o takiej mówić), ale w całym, metalowo/core’owym środowisku w Polsce, a pewnie i dalej. Nie ma tu nawet cienia nieporadności, z którą często muszą mierzyć się debiutanci, nie ma grama przypadku, nic nie wymyka się spod kontroli, a jeśli nawet ktoś w dźwiękowej nawałnicy dopatrzy się szczypty improwizacji, to ta również będzie wynikiem doskonale przemyślanego sposobu na wyrażanie siebie. Wyraźnie słychać, że Dom Zły to konkretny zawodnik, który ma wielkie aspiracje i wszelkie szanse, żeby zacząć rozstawiać konkurencję w szeregach. Ten album to poważna dawka ekstremalnej desperacji, która wyjątkowo skutecznie chwyta w kleszcze i trzyma za gardło, by zadawać kolejne ciosy. Czy to grady posępnego black metalu, crust punkowy oklep po ryju, czy osadzone na sludge’owych partiach powolne młoty, każdy jest śmiertelnie skuteczny. Przy pierwszym zetknięciu z tą muzyką, można pomyśleć, że hardcore’owy zespół wziął się za black metal i gra jak Neurosis uwolniony z krępującego kagańca post metalu, ale to tylko prosty drogowskaz, który doprowadzi w ciekawe miejsce. Niby znajome, ale przesiąknięte duchem mrocznej tajemnicy. Jej odkrywanie będzie jak bolesna psychoterapia – możemy dowiedzieć się rzeczy, o których nam się nawet nie śniło.

Nie mam wątpliwości, że Rytuał to nowy, osobny rozdział, który zaczął się pisać w wielkiej księdze muzyki ekstremalnej. Rozdział, który się czyta z wypiekami na twarzy.

Ocena: 9,5/10

 

Rafał Chmura
Latest posts by Rafał Chmura (see all)
(Visited 12 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , .