Golden Blood – „Cum, Coke & Blasphemy” (2020)

Jeśli komuś Wiedeń kojarzył się z nobliwą atmosferą walców, to będzie mógł zweryfikować swoje mniemanie o stolicy Austrii. Golden Blood to jednoosobowy projekt, który kłania się złej i brzydkiej klasyce lat 80. Jak sam tytuł debiutanckiej EP-ki wskazuje, jest tyleż obrazoburczo i pierwotnie, co nieco z przymrużeniem oka. Niemniej to żadne jaja z tradycji prymitywnego thrashu, pierwotnego blacku i upunkowionego heavy metalu, a swoisty hołd. Inni porównują do Midnight czy Truchła Strzygi – i to zasadne – ale każdy z tych zespołów wykonuje swoją brudną robotę jednak w trochę inny sposób. Z pewnością Golden Blood lokuje się najbliżej klasycznym, metalowym formom, co nie oznacza, że nie ma w nim punkowego ducha i trochę zagrywek wziętych żywcem z piwnic.

Wiem, sporo ostatnio takich hołdów, mniej lub bardziej udanych. Czasem zastanawiam się na ile to szczere wypowiedzi, na ile próba podpięcia się pod pewien modny (przynajmniej w undergroundzie) nurt i koniunkturalne jednak założenia. W gruncie rzeczy to nie istotne, gdy materiał sam się broni – a twórca Golden Blood nie ma się czego wstydzić, bo żongluje znanymi tematami z gracją, choć programowo topornie. W czterech numerach z EP-ki dzieje się całkiem sporo, a stylistyczny rozrzut – choć domknięty produkcyjną i aranżacyjną spójną wizją siermięgi – wychodzi naprzeciw różnym pomysłom retro hałasowania. Teksty i grafika dopełniają zgrabnie bluźnierczą oprawę całości.

Mamy tu zatem koncepcje bliższe black metalowi w pierwotnym wydaniu – albo jak w tytułowym Cum, Coke & Blasphemy dedykowane pierwszej fali, zwłaszcza początkom szwajcarskich mistrzów, albo już brzmiące skandynawską nutą (nieco bardziej intensywne We Will Ride). Z drugiej strony czuć tu nieco skundlonym, z lekka przegniłym heavy metalem. Bo przecież w Nightfall mamy harmonie gitarowe jakby wyjęte z pierwszych płyt Iron Maiden, tyle że podlane garażowym brzmieniem i momentami punkowym rytmem. A w Empress Of The Unholy Reich również znalazło się miejsce na nieco więcej melodii. W tych dwóch kawałkach wokalista próbuje nie tylko używać lekko skrzeczącego wokalu w starym stylu, ale też czysto (no, powiedzmy) zaśpiewać. Podane to bez wirtuozerii – co jasne – ale też bez silenia się na szczególne prostactwo, tym bardziej że poszczególne kompozycje zawierają w sobie coś więcej niż tylko najprostszy schemat zwrotka-refren.

Wyszło bardzo w porządku. Dla fanów nostalgii, która łączy w jednym tyglu co brudniejsze muzyczne wątki metalowych lat 80. i początku 90. jak znalazł. Podobno artysta szykuje już album długogrający. Na razie Golden Blood stroszy piórka i pokazuje się w pełnej krasie. Nie wiem, czy przekona każdego, ale ma parę mocnych, a przy okazji odpowiednio staroświeckich atutów. Wypada czekać z niecierpliwością. Póki co debiutancka EP-ka jest już dostępna na CD, a 15 kwietnia br. miłośnicy winylów dostaną od Witching Hour wydanie na czarnym bądź złotym krążku. Ja bym jeszcze z ochotą powitał na swojej półce taśmę, skoro już nurzamy się w oldschoolu.

Ocena: 7,5/10

Golden Blood na Bandcamp

(Visited 3 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , .