Przyznam, że miałem spory problem z debiutanckim albumem szwedzkiego duetu, choć nie do końca potrafiłem go zdefiniować. Niby wszystko się zgadzało – spójny charakter, wyrazistość, kompozycyjna konsekwencja. A jednocześnie zgrzytała podskórna niedzisiejszość Skam, oprawiona w bardziej melodyjną formę black metalu i przyozdobiona różnymi, budującymi atmosferę składowymi.
Pisząc te słowa, mam za sobą już kilkadziesiąt odsłuchów Skam i ciągle mi mało. Po problemie nie został nawet ślad, a coś, co przeszkadzało, zamieniło się w największą zaletę tej płyty. To black metal jakiego już dziś prawie nie ma. Nie czuć tu powiewu morderczej, drugiej fali ze Skandynawii, płyta nie morduje ilością blastów czy opętanym tempem. A jednocześnie jest to do bólu wręcz szwedzkie – jednolity charakter muzyki sprawia, że nie sposób nie odgadnąć kraju pochodzenia, choć inspiracje twórców są dość mocno kosmopolityczne. W dużym uproszczeniu można nazwać Skam zbiorem black metalowych piosenek, zbudowanych na szkielecie Venom i zasilonych szwedzką melodyką. Prawie wszystkie utwory oparte są na absolutnie doskonałej pracy sekcji – mocny, klangujący bas wiedzie prym, a perkusja, mimo że zdecydowanie organiczna jest tylko dodatkiem. Nałożona na nie szlachetna melodyka riffów jest kolejnym budulcem klimatu. Próżno szukać tu skocznych przytupańców, bo korzenie melodii wyrastają raczej z bogatego środowiska post-punkowego, gdzieś po drodze odbijając się od początków greckiej sceny black metalowej. Tu i ówdzie pojawia się nieśmiały klawisz, prawie zawsze w charakterze intra wprowadzającego w odpowiedni nastrój. Zespół bardzo przychylnie patrzy również na scenę gotycką, z początków jej istnienia, wprowadzając na swoje poletko garść minorowych motywów, zalanych pierwotnym, black metalowym sosem. I brzmi to naprawdę świeżo, nie czuć żadnych ckliwych lamentów ku przeszłości.
Skam to jeden z tych albumów, które pomimo pozornej prostoty wymagają uwagi i poświęcenia mu czasu. To zdecydowanie nie jest muzyka tła, a pierwsze zetknięcie z Golgata może być wręcz rozczarowujące. Wtedy trzeba dać im kolejną szansę i pozwolić, aby wszystko samo się poukładało. A jak już się ułoży, to długo będzie trzymać w kleszczach.
Ocena: 7,5/10
- Peurbleue – „La Cigue” (2022) - 10 grudnia 2022
- Voidfire – „W Cienie” (2022) - 8 grudnia 2022
- Miasmes – „Vermines” (2022) - 23 listopada 2022
Tagi: 2019, album review, black metal, Gogalta, melodic black metal, recenzja, Satanath Records, Skam, swedish band, swedish black metal.