Hellwaffe – „Worship of Anxiety” (2015)

Hellwaffe to młoda amerykańska kapela rodem z „Cikago”, która ledwie trzy lata temu pojawiła się na bitewnej arenie. Uprzedzę jednak na początku, że słowo „amerykański” może być niejakim nadużyciem, gdyż cała trójka (jak na mieszkańców „Cikago” przystało) wywodzi się z południowej Polski. Z końcem zeszłego roku postanowiła wytoczyć do boju w imię czarniejszego piekła swoje pierwsze działo. A że Worship of Anxiety ukazał się w okresie przedświątecznym, kąśliwe i jadowite wyziewy tria emigrantów okazały się tym dotkliwsze i trafiły nawet do państwa płynącego (znów) miodem i mlekiem. Bogu dzięki nasz Naczelny jako wytrawny łowca złapał w swe sidła nieco z tych piekielnych odgłosów. Przejąłem więc od niego skromny pakunek i postanowiłem przyjrzeć się bardziej temu, co chcą nam zaoferować blackmetalowcy z kraju hamburgera i Coli.

Już pierwsze dźwięki dają nam do zrozumienia, że dzieło amerykanów nie jest zwyczajnym makzestawem. I choć ich pełnowymiarowy krążek trwa zaledwie 28 minut, to materiał ani chwilowo, ani w całości nie należy do lekkostrawnych. Co jest również ciekawe to fakt, że dwa ostatnie kawałki na płycie stanowią utwory z dema wydanego rok wcześniej. Także jeśli chodzi o płodność, to Panowie przedstawiają poziom raczej mierny. Ale wróćmy do muzyki, w końcu zamiast iść na ilość, można iść przecież na jakość. Już od pierwszych sekund ciężkie riffy, ciężka deathowa perkusja i klasycznie brzmiący growl szybkim uderzeniem obucha przyzwyczajają nas do tego, co ma przynieść płyta. Konstrukcja każdego z siedmiu przedstawionych na płycie kawałków jest dość podobna i prosta w przekazie. Przeładować, przełączyć na ogień ciągły i walić aż do wyczerpania magazynka. Perkusję słychać tu mocno i brzmi ona bardzo głęboko. Gitara jest trochę dodatkiem, ale słyszalnym i wnoszącym sporo do każdego z kawałków (na przykład solo (!!!) w Ov Plagues). Zadziwiająco dobrze słychać linię basu i dobrze, gdyż stanowi on zgrany duet z sekcją rytmiczną. Oczywiście pierwsze skrzypce gra frontman, którego niski i bardzo chropowaty growl wylewa się z głośników nie dając się pominąć.

Na szczególną uwagę zasługuje wspomniany wcześniej utwór Ov Plagues (za różnorodność i klimat), Waffen Infernum i Your God Has Betrayed You. Ale tak naprawdę mocne i solidne są wszystkie utwory. Szkoda tylko, że solidne i kropka. A gdzie płomień i pożoga, którą miała wzniecić ta amerykańska wunderwaffe? I czy liczba 666 kopii płyty coś tu zmienia?

Ocena: 7/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .