Cztery lata po świetnym albumie Ore Veritatis, Heretique powraca z kolejnym, brudnym i ordynarnym jazgotem. Ślązacy wreszcie zakasali rękawy i wypuścili materiał w postaci profesjonalnie nagranego De non existentia Dei i wydanego w Via Nocturna krążka. Ich muzyka to połączenie klasycznego, grobowego, surowego śmierć metalu z domieszką czerni.
Już po pierwszych dźwiękach Sweet Stench of Rotting Human Flesh, kości zostają rzucone – nie będzie słodkich melodii, podniosłej atmosfery, czy romantycznych wokaliz. Zaczyna być mocno, dominuje rwana, prosta rytmika oraz nisko nastrojone gitary. Niesamowite wrażenie robi zmasowany atak w utworze Czarna Polewka, gdzie zespół niczym czynny wulkan eksploduje gradem ultra szybkich blastów, świdrujących riffów, growlowych wymiocin. Tu i ówdzie słychać, że Heretycy nie boją się romansować z brutal death metalem. W tytułowym De non existentia Dei w pocie czoła uderzają klasycznym death metalowym wyziewem – średnie tempa, zapętlone riffy, obłąkane wokale i wściekłe gitarowe sola znakomicie łączą się z sobą tworząc tym samym esencję starego grania. Nikt tu nie odstaje, nie ma potknięć. Zresztą Strzyga z Spatial – bo to on odpowiada za wokalnie szerzenie herezji – odwalił kawał dobrej roboty. Na jego tle reszta instrumentów „tańczy” w jakimś ponurym, żałobnym korowodzie, perkusista bije rytmy, a basista niczym klamra scala kompozycje, czasem uciekając gdzieś daleko od reszty. Dla zachowania równowagi w From the Black Soil, Heretique zbliża się stylistycznie do black metalu. Znane skandynawskie pateny postanowili przełożyć na własną modłę, a efekt końcowy okazał się porównywalny z tymi największymi.
Heretique na De non existentia Dei nieustannie obraca się w stylistyce black/death metalu – czuć w nich ducha lat 90-tych. Mam wrażenie, że chłopaki już prawie znaleźli swój sposób, by nie przekombinować, a przy tym grać cholernie szczerze. Mam jedynie obawy, czy tak obiecujący album jak De non existentia Dei w gąszczu świetnych płyt zostanie doceniony przez naszych fanów, którzy dziś cały metalowy świat mają na wyciągnięcie ręki. Przy Heretique pozostaną metalowi maniacy i Ci nowofalowi, więc jest szansa, że album nie zginie.
Ja go zauważyłem.
Ocena: 8/10
- Hate, The John Doe’s Burial, Shodan – Piotrków Trybunalski (31.03.2017) - 7 kwietnia 2017
- Triptykon i inni – Warszawa (18.03.2017) - 24 marca 2017
- Kobaru: „Wszystko można przerobić i zmienić” - 28 lutego 2017