Jelonek – „Classical Massacre” (2019)

jelonek classical massacre

Jestem miękki. Wpoiłem sobie, że muszę wszystko relatywizować. Jeśli ktoś podejmuje niekorzystną dla mnie decyzję, staram się postawić w jego miejscu, zrozumieć jego tok myślenia. Dlatego też spróbuję znaleźć jakieś usprawiedliwienie dla istnienia Classical Massacre. Serio, mam z tym problem, już wyjaśniam dlaczego. Michał Jelonek to diabelsko zdolny instrumentalista, niezwykle doświadczony i utytułowany. Okej, może pod swoim własnym szyldem nie jest to pierwsza liga, nie ma go w Dzień Dobry TVN i nie konkuruje o okładki kolorowych pism z Nergalem, ale zapewniam, że w branży to człowiek szanowany, zapraszany w charakterze muzyka sesyjnego do niezliczonej ilości nagrań. Oprócz tego, że gość jest biegłym instrumentalistą, ma jedną dodatkową cechę, która czyni go wyjątkowym – czuje się jak ryba w wodzie zarówno w filharmonii, jak i na scenach klubów metalowych. Rzadka to przypadłość. Przy trzecim solowym albumie z jakiegoś powodu uznał, że wypadałoby przypomnieć o tym wszystkim zainteresowanym, w rezultacie zaproponował płytę z urockowionymi aranżacjami kilku znanych tematów muzyki poważnej. No, i z tym właśnie mam problem. Przede wszystkim nie rozumiem, dlaczego ta płyta zaistniała w takiej formie. Po albumach Jelonek i Revenge, które może nie wzbijały się na artystyczne wyżyny, ale przynosiły w większości materiał oryginalny, co dawało im jakiś sens, Jelonek postanowił pójść inną drogą biorąc na warsztat kilka skoczniejszych fragmentów z szerokiej palety europejskiej (a konkretnie włoskiej i polskiej) muzyki klasycznej i przerabiając je na inne instrumentarium, które towarzyszy wiodącym skrzypcom. Moim zdaniem to droga mocno na skróty i na dodatek prosto w maliny. Ale dalej próbuję relatywizować, szukam jakiejś przyczyny, która mogłaby Michała Jelonka  skłonić do takiego wyboru. Czy goniły terminy zapisane w kontrakcie, a nowego materiału ni hu hu? Nie no, wątpię. A może ktoś pomyślał, że taki album – wcale przecież nie oparty na jakimś rewolucyjnym i oryginalnym pomyśle – będzie jakimś magicznym pomostem, który połączy brać metalową z bywalcami filharmonii, jedni z drugimi przemieszają się, zachwycą sobą nawzajem i zamienią się w jedno wielkie grono melomanów, które przeplata symfonie Mahlera Slayerem? Też nie, aż taki naiwny nie jestem. Sęk w tym, że pomysłów na inne powody mi brak.

Ale co mi konkretnie nie pasuje? Co w Classical Massacre takiego strasznego? Co wywołuje u mnie negatywne emocje? Ano to, że ten album jest kulturową pulpą, po której nie widać absolutnie żadnego wysiłku, żadnej ambicji do bycia czymś więcej. Pod płaszczykiem zniżania kultury wysokiej do poziomu maluczkich niszczy ją, obiera z tego co najlepsze. I w drugą stronę – spłyca metal, ogranicza go do podkładzików, obierając z emocji. Innymi słowy: żadnego z gatunków, któremu Michał Jelonek poświęcił kawał życia, nie oddaje sprawiedliwości, a jedynie pokazuje je stereotypowo, przez malutką dziurkę od klucza, nie zagłębiając się dalej.

Teraz trochę o samym Jelonku i kolegach. Bo choć powyżej pisałem o tym, że pewne rzeczy powstały na Classical Massacre bezwysiłkowo, to zdaję sobie sprawę, że to mocno zawężona perspektywa słuchacza. Zbliżenie dwóch odległych od siebie muzycznych światów nie jest wbrew pozorom prostym zadaniem, nawet jeśli trzymamy się z grubsza metrum 4/4 (a to, rzecz jasna, nie jest tu regułą). Nie wiem, czy muzycy, którzy towarzyszą głównemu bohaterowi na tej płycie czuli repertuar, czy po prostu otrzymali kwity i musieli zagrać, byle czysto i równo. W każdym razie wykonali dobrą robotę, bo Jelonek szaleje na tle wykonanym klinicznie. Wyszło paradoksalnie, bo z jednej strony niby klasyka przełożona na metal, a z drugiej jednak jest to interpretacja zaskakująco wierna oryginałom. Nie spodziewajcie się więc, że Jelonek gra Czardasza na tle wyjechanych riffów i blastów. Spodziewajcie się zmiany instrumentarium, ale nie charakteru muzyki. Artyści dodali też kilka mrugnięć okiem do metalowego odbiorcy, takich jak proste hardrockowe przejście z Rossiniego do Lekkiej Kawalerii. Stawiam plusiki też przy doborze repertuaru, choć małe, bo tu znów z jednej strony kilka najbardziej ogranych tematów, które znajdziecie na każdej składance z muzyką poważną z tabloidów, a z drugiej też Bacewicz, Paderewski, czy Monti. No i jest też główny bohater, Michał Jelonek, skrzypek o wielu twarzach, który akurat na Classical Massacre postanowił przypomnieć kolegom filharmonikom, że wciąż jest jednym z nich. I robi to wprawnie, wielu konkurentów przyprawiając o rumieńce wstydu. Gra z polotem, czego nie ułatwia mu dość wypłaszczona produkcja. W niektórych momentach muzycy wręcz przesadzają z interpretacją, przeginają, nadając utworom ton nieco karykaturalny, co szczególnie jest słyszalne przy Arii Skołuby z udziałem Piotra Fronczewskiego (i muszę przyznać, że wcale tej akurat wersji nie kupuję). A może to kwestia tego, że trudno jest rozbujać i usubtelnić muzykę, mając za plecami potężne metalowe bębny? Czasami też Jelonkowi i kolegom pomaga dobór repertuaru. Wilhelm Tell i Lekka kawaleria mają pierdolnięcie również w oryginale, niemal jakby zostały napisane jako utwory power metalowe. Ta interpretacja będzie bez dwóch zdań dobrze wypadać na żywo.

Reasumując: żałuję, że Jelonek nie zagłębił się w temat mocniej, że nie pokombinował z brzmieniem, że nie pogrzebał w repertuarze bardziej, by uwypuklić to, co metal i klasyka mają do pokazania najwartościowszego. Chciałbym usłyszeć bardziej epickie fragmenty, może niekoniecznie w oryginale napisane z wiodącą rolą skrzypiec. Chciałbym, żeby te dwie stylistyki połączyły się nie w charakterze znanych melodyjek, ale jako narzędzia sonicznej powagi, miażdżenia dźwiękiem i grania na naprawdę ekstremalnych emocjach, których i tu, i tu jest więcej niż w innych muzycznych rejonach. Nie mogę jednak nie docenić pracy, jaką wykonała ekipa Jelonka i on sam – choć on może czuć się w takim repertuarze jak ryba w wodzie, dla towarzyszących mu artystów było to pewnie doświadczenie świeże, a wybrnęli z niego bardzo dobrze. Traktuję tę płytę jednak jako nieśmiały wstęp do bardziej ambitnego i podniosłego projektu.

Swoją drogą, już na sam koniec – rozłożenie tej płyty na czynniki pierwsze pozwala sobie uświadomić, jak wiele z muzyką poważną ma choćby współczesny rock progresywny.

6/10

Jelonek na Facebooku

 

nmtr
Latest posts by nmtr (see all)
(Visited 6 times, 1 visits today)

Tagi: , , , .