King Dude & Der Blutharsch and the Infinite Church of the Leading Hand – „Black Rider on The Storm” (2022)

Jeżeli istnieliby w dzisiejszych czasach kowboje, to King Dude byłby jednym z nich. Jego ścieżka muzyczna od samego początku emanuje swego rodzaju tęsknotą za preriami i prostymi czasami rewolwerowców. Nie jest inaczej na albumie, który stworzył we współpracy z projektem Der Blutharsch and the Infinite Church of the Leading Hand. Jego tytuł brzmi Black Rider of the Storm i w moim uznaniu nie tylko tytuł nawiązuje do twórczości Jima Morrisona i zespołu The Doors. Krążek wydano w 2022 roku nakładem wytwórni WKN.

Czarny Jeździec nie jest moim pierwszym kontaktem z twórczością T.J. Cowgilla alias King Dude, jednakże ciężko byłoby powiedzieć, że dobrze znam jego płyty. Zawsze mi pasowało, co sobą reprezentował i w jakim kierunku zmierzał ze swoimi muzycznymi podróżami, lecz nigdy nie dałem sobie czasu, by usiąść i zgłębić jego sztukę.

Do napisania tego tekstu też długo się zbierałem, Król wraz z Der Blutharsch… nagrali album bardzo dobry, to nie podlega żadnej dyskusji, ale jego ulotna, uduchowiona budowa nie zostawia wiele miejsca dla pracy takich pismaków jak ja. Tu najlepiej zapuścić materiał i wkręcić się całkowicie w jego odjechany klimat. Budowa kompozycji w pierwszym kontakcie wydaje się prostolinijna, niewiele dzieje się na bazie zmian rytmów, utwory płyną nieśpiesznie do przodu, w dużej mierze bujając się na falach narkotycznego, southernowego klimatu, który mógłby świetnie korespondować z westernem nakręconym przez mistrza Quentina Tarantino. Obok wokaliz King Dude’a, które oscylują silnie obok tego, co znamy z twórczości Johnny’ego Casha pojawiają się natchnione damskie zaśpiewy podbijające atmosferę.

Muzycy nie boją się eksperymentować z instrumentarium, obok klasycznych gitar, perkusji i klawiszy hammonda słyszymy tu całą gamę przeszkadzajek, starych syntezatorów, grzechotek i John Wayne wie czego jeszcze. Czuć tu Dziki Zachód, czuć narkotripy Morrisona, a całość wypala bezlitosne słońce pustyni. Słuchając tej płyty, chce się poczytać jakiś dobry, książkowy western, bądź pograć w Red Dead Redemption.

Naprawdę nie wiem na ile moje słowa przybliżą Wam, czym muzycznie jest Black Rider of the Storm, bo w kontakcie z nią mój muzyczny słownik wydaje się zbyt ubogi. Warto tę płytę sprawdzić, warto poświęcić chwilę, by sprawdzić czy jej styl Wam odpowiada. Mnie ta muzyka wciągnęła, zaoferowała psychodeliczną i pełną przestrzeni podróż.

Ocena:8/10

King Dude na Facebook’u.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .