Rectal Smegma – „Because We Care” (2014)

Gdy tylko słyszę nazwę Rectal Smegma, przypomina mi się Brutal Assault AD 2015. A konkretnie pewien poranek, kiedy to mimo ostrego kaca obudziły mnie jakieś chore dźwięki. Jak się pewnie domyślacie, występowali wtedy właśnie te szajbusy. Wtedy byli nie do wytrzymania i prawie wywołali wymioty. A jak to smakuje (nie, nie wymioty, Ty chory skur…. Album. Nie wymioty.) na trzeźwo, w warunkach humanitarnych i sprzyjających rozwojowi? Odpowiedź poniżej.

No więc Because We Care jest trzecim pełniakiem od Holendrów. Oryginalnie wydana w 2011, za sprawą Maximed Records (choć nie tylko. Ale głównie) doczekała się winylowej reedycji w 2014. Tą właśnie reedycją się zajmuję. Na krążku znajdziecie dwadzieścia pięć minut goregrindowego, pardon my french, napierdalańska, zawartego w trzynastu utworach.

Wrażenia z odsłuchu są… intensywne. I o ile w przypadku goregrindu intensywność jest wliczona w cenę, to rzadko kiedy bywa ona ciekawa. Rectal Smegma potrafi standardowo połączyć grindcore z death metalem tak, żeby właśnie goregrind wyszedł. Bardziej kumaty czytelnik już wie, o czym mowa, mniej kumatego informuję: będziesz wybierał hałas patyczkami do uszu. Holenderska patologia nie stroni od blastowania, tremolo ani wokali tak ekstremalnych, że rzadko się zdarza. Wystarczy posłuchać takiego Granniemal czy Kruisvocht in Spijkerbroek (nie wiem, co to znaczy, ale na pewno jakieś sprośne świństwa. Czytelników znających holenderski bardzo proszę o uświadomienie mnie). Z drugiej strony mamy bardzo fajnie bujające groovem i klimatem strzały, jak otwierający placek Bepaalde Wijven Moeten Dood czy Captain Kut. Nie zabrakło również kawałków łączących oba style. Najlepszym z takich jest chyba When My Fist And Your Ass Collide (jak ja kocham i uwielbiam gore/grind tytułowanie).

Z drugiej strony płyta potrafi w końcu zmęczyć. Dwadzieścia pięć minut prawie nieustającego grania może znużyć i zlać się w całość. Celem uniknięcia zasypiania u słuchaczy, goregrindy powinny zawierać jakieś niespodzianki, dowcipy i tym podobny szajs. Tu występuje to w porażającej ilości sztuk jeden, i generalnie sprowadza się do dmuchania fujarki czy jakiejś tam harmonijki ustnej na In the Sickness of the Sea. Do tego podobne do siebie riffy, podobne perkusje, podobne dźwięki… No weź i rozróżnij coś więcej. Mi, poza kawałkami groove’ującymi, które są wystarczająco charakterystyczne i przyjemne, ta sztuka nie wychodzi.

Jak widzicie, powrót do Rectal Smegma mogłem sobie odpuścić. Materiał okazał się strawny, ale nie smakowity. Choć, jak wszem i wobec ogłaszam, jestem stanowczo zbyt sprawny psychicznie na słuchanie gore’ów i nie zamierzam psuć sobie synaps do tego stopnia jeszcze przez najbliższe pięć lat. Jeśli ten wesoły proces już za Tobą, prawdopodobnie możesz dodać do oceny tak z oczko. Albo i dwa.

Ocena: 6/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .