Silver Dust – „Room 21” (2018)

Nowy album Silver Dust przeleżał kawał czasu na mojej półce – zawsze coś wydawało się pilniejsze do zrecenzowania. Może to i dobrze, gdyż okazja, by pochylić się nad zawartością House 21 wydaje się znakomita – zbliżają się bowiem wielkimi krokami polskie koncerty Moonspell i Rotting Christ, a jeśli ktoś z Was wybierał się na rzeczone i zastanawiał jednocześnie kim jest wymieniony na plakatach support, to ta recenzja uchyli rąbka tajemnicy.

Silver Dust proponuje słuchaczom rock/metalową operę, opartą na mrocznej, ale i nieco groteskowej historii o gotyckim, staroświeckim zabarwieniu, trochę w duchu Kinga Diamonda – mówię tu przede wszystkim o formie snucia wątków z pomocą piosenek, niekoniecznie muzycznych inspiracjach, choć pewnie i te można odnaleźć. Motywem przewodnim spajającym poszczególne utwory są na House 21 perypetie brytyjskiego żołnierza, który po śmierci swoich towarzyszy dezerteruje z frontu II wojny światowej i trafia do tajemniczego, nawiedzonego domu. Kolejne piosenki to zatem swoisty spacer po zakamarkach ponurej rezydencji i muzyczno-liryczne spotkania z plejadą interesujących postaci. W zabawie polegającej na odkrywaniu kolejnych warstw opowieści pomocna okazuje się dołączona do CD książeczka, gdzie znajdziemy teksty, w których zawierają się dialogi i monologi bohaterów tego rockowego dramatu – ładnie to wszystko wydane i okraszone profesjonalną sesją fotograficzną. I tu wychodzi wyższość fizycznych nośników nad streamingiem i mp3.

Jeśli zaakceptujemy już operowo/teatralną formę (a to nie obowiązek), trzeba będzie jeszcze się zmierzyć z muzyczną treścią. Ta jest dość eklektyczna, łącząca w sobie przeróżne inspiracje. Ten miszmasz nie dla wszystkich będzie strawny, ktoś powie, że to lekko kiczowate zastawienie, ale też niektórzy docenią rozmach stylistycznych cytatów. Oprócz zdawałoby się oczywistych dla tego konceptu gotyckich, symfonicznych (swoją robotę robią tu smyki), hard rockowych, chóralnych, metalowych, elektronicznych narzędzi, znajdziecie na House 21 też sporo mniej oczywistych dźwięków. Bo wiele momentów bywa zadziwiająco konwencjonalnych w swych rockowych podstawach (choćby taki Forever), zwłaszcza biorąc pod uwagę treść libretta. Niektóre kompozycje mogą zaskakiwać – weźmy za przykład przypominający do złudzenia System Of A Down kawałek La La La La, albo industrialne w posmaku The Unknown Soldier. Czasem jest w propozycji Silver Dust coś z sennej maniery starego HIM (The Witches Dance), co akurat zdaje się pasować do konwencji. Ale mamy tu też niemal rockową balladę w duchu lat 90. (początek Bette Davis Eyes), albo growlującego dla odmiany wokalistę (It’s Time). No cóż, to barokowa w formie płyta, łącząca różne pomysły, w mniej lub bardziej strawny sposób, co by nie mówić intrygująca, nawet jeśli dla niektórych miałaby się okazać w ostatecznym rozrachunku rozpasaną porażką.

Jednak gdy słuchacz zaakceptuje kostiumową scenerię i z lekka dziwaczny, ale zamierzony tygiel różnorodności, z pewnością znajdzie na albumie House 21 sporo emocjonujących momentów. Rozumiem też, że spora część odbiorców nie da się namówić na spirytystyczny seans ze Szwajcarami, machnie ręką i uśmiechnie się z politowaniem. W gruncie rzeczy sam nie jestem fanem podobnych projektów, ale muszę docenić ogrom pracy włożonej przez Silver Dust w tę płytę, i to na wielu poziomach: muzycznym, lirycznym, konceptualnym oraz wizualnym. Ocena zatem za całokształt.

ocena: 7/10

Oficjalna strona zespołu na Facebooku

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , .