Tripis „Mosty” (2015)

Dostanę za to zjeby od jednych i drugich, ale ostatnio mam wrażenie, że punki mają dużo wspólnego z tymi bardziej uświadomionymi satanistami. Nie mówię tu o tych, których podnieca podpalanie kościołów, plakaty z Hitlerem czy marzenia o wytępieniu homoseksualistów. Mówię o tych, którzy w swojej ideologii postawili na samej górze człowieka. Jakoś nie wychodzi im stanie w szeregu, nadstawianie drugiego policzka, chowanie się w tłumie. Cenią sobie wolność – fizyczną i mentalną. Mają gdzieś religię – są raczej przeciw instytucjom religijnym i religijnemu zniewoleniu, ale generalnie kwestie wiary pozostawiają jednostkom. Z punkami – i znów mam tu na myśli tych bardziej świadomych, a nie tych, dla których punk to jedynie picie taniego wina i irokez na głowie – jest podobnie. Jednym i drugim chodzi o coś więcej. Oczywiście są różnice. Największą z nich unaocznił mi podczas rozmowy niejaki Ihsahn. On i inni, którzy obrali podobną drogę życia, stawiają raczej na egoizm – starają się przede wszystkim rozwijać siebie, dbając o najbliższych. Punkowcy wydają się patrzeć na sprawy bardziej, hmm, społecznie, przy czym rzecz jasna jest to uogólnienie, a takie mają do siebie to, że nie da się ich przylepić do każdej jednostki.

Zebrało mi się na takie porównanie, bo w dniu, kiedy gawędziłem sobie przez Bałtyk z Ihsahnem o jego wersji satanizmu, udało mi się w końcu zasiąść do przesłuchania albumu Mosty krakowskiego trio Tripis.

Niezbyt często sięgam wzrokiem na polską scenę hc/punk. Ostatnią wywodzącą się stamtąd płytą, która mnie zainteresowała, był album „Wojny nie będzie” Inkwizycji. Tripis jest z Inkwizycją połączony personalnie – była to dla mnie wystarczająca zachęta. (Za zamieszczoną na blogu recenzję wspomnianego krążka Inkwizycji dostałem mailowy opierdol, że co ja wiem o punku i na pewno jedynym zespołem punkowym jaki znam jest KSU. Już nie mogę się doczekać chłosty za dywagacje w pierwszym akapicie.) I jedno wam powiem: może hc/punk nie jest za bardzo w tematach Kvlt, ale płyta Mosty kopie bardziej niż jakaś połowa metalowych wyziewów, jakimi zajmujemy się tu na co dzień.

Nawet gdyby zignorować warstwę tekstową (ale nie ignorujemy jej – jeszcze do niej wrócę) to Tripis pierze po mordzie. Mosty to pancur jak ta lala. Kawałki są krótkie, ale nie ma tu miejsca na pierdolenie się z tematem a’la Farben Lehre czy inne tam granie dla nastolatek. Tripis ogranicza się do dźwiękowego mięsa. Perkusja pruje nieustannym atakiem, gitara i bas tworzą lawinę decybeli – masę ciężką, ale sunącą szybko i bezlitośnie. Na dodatek instrumenty zostały zarejestrowane w postaci naprawdę mięsistego, wyraźnego brzmienia. Tak tnących gitar nie powstydziłby się niejeden thrashowy zespół. A do tego wszystkiego wokaliści wykrzykują swoje gniewne teksty bez litości, wbijając kolejne słowa w podświadomość słuchacza.

A słowa to też nie byle jakie. Siłą wspomnianej Inkwizycji są teksty Ex Perta, który rozprawia się z każdym tabu w wielkim, poetyckim stylu, nie tracąc jednocześnie ani kropelki jadu. W Tripis rzecz ma się podobnie, choć teksty są bardziej prosto w ryj, mniej metaforyczne, a w większej mierze jednoznaczne. I już wam mówię, dlaczego Tripis nie spotkacie w Antyradio ani innym jakimś dziwnym pseudorockowym tworze: Tripis o coś chodzi i mówią o tym wprost. Nie będę wam streszczał tego, o czym krzyczą krakusy, sprawdźcie sobie sami, ale nie spodziewajcie się buntu dla nastolatek. Owszem, Tripis punktują słabe strony społeczeństwa, jego wady i niedociągnięcia, ale robią to w sposób dojrzały, unikając banałów i prostych konkluzji.

Mosty to jedna z najmądrzejszych i najbardziej zdecydowanych muzycznie płyt, jakie słyszałem od dłuższego czasu. Jeśli myślisz, że wszystko co najlepsze jeśli chodzi o okołopunkową scenę ma do zaoferowania Skowyt, to nie wiesz nic.

10/10

nmtr
Latest posts by nmtr (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , .