Tzun Tzu – „The Forbidden City”(2020)

Oj, nie spodziewałem się teraz takiego kopa w krocze, jaki zafundowała mi wytwórnia Lavadome Productions swoją partią nowych wydawnictw. Na pierwszy rzut biorę Epkę australijskiego zespołu Tzun Tzu noszącą tytuł The Forbidden City, która ujrzała świat 31 stycznia tego roku. Materiał ten jest już szóstą Epką w dyskografii projektu, do tego należy doliczyć dwa splity i jeden album pełnometrażowy.

Tzun Tzu nie było mi znane do tej pory, czego bardzo żałuję. Po wysłuchaniu nowego materiału obiecałem sobie zapoznanie się ze starszymi pozycjami, ponieważ The Forbidden City wbiło mnie w panele podłogowe salonu. Tzun Tzu obraca się w rejonach brutalnego, technicznego death metalu sceny amerykańskiej, łącząc z nim wpływy orientu, który materializuje się nie tylko w dźwiękach, ale i w oprawie graficznej i tekstach. Proszę, wyobraźcie sobie miks Nile z Immolation, który na dodatek włącza wpływy kultury japońskiej. Taka mieszanka musiała się udać! Wspomniany Nile świetnie wplótł w swój styl Egipt, a Tzun Tzu z równym powodzeniem eksploruje równie intrygujące i oryginalne rejony, by dać nową jakość, która zbudowana jest na agresji death metalu i epickiej dekadencji orientu. Trzy utwory zawarte na płycie trwają niecałe dwadzieścia minut, czas ten wystarcza, by zostawić po sobie zgliszcza i zwłoki wrogów. Mini-album dewastuje wszystko, co spotka na swojej drodze, niszczy i ostatecznie ogłasza swój triumf podniosłym zakończeniem ostatniej, trzeciej kompozycji noszącej tytuł Ko’ Muso. Epka zaczyna się najbardziej zbitym, tytułowym utworem. Pierwsze sekundy wyjaśniają momentalnie z kim mamy do czynienia. Szybkie partie wymieniają się z dwustopowymi ciężarami i dopiero w połowie ukazują się elementy fascynacji kulturą Wschodu. Z numerem drugim, z równym impetem wjeżdża asasyn zatytułowany Kunoichi. W pierwszej części wściekły i szybki, a w drugiej wolny, epicki i złowieszczy. Całość oczywiście ubrana jest w odpowiednie ku temu brzmienie, silne, ale i klarowne.

W takich momentach zastanawiam się ile omija mnie świetnej muzyki. Tzun Tzu ze swoim nowym dzieckiem zaskoczył mnie pozytywnie pod każdym względem i nie wiem jak to możliwe, że nie trafiłem na ten zespół do tej pory, mimo długoletniej kariery muzycznej zespołu. Dobrym aspektem tej sytuacji jest to, że mam możliwość poznania starszych nagrań, co umili mi oczekiwania na (mam nadzieję) drugi pełny krążek.

Ocena: 9.5/10

Tzun Tzu na Facebook’u.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .