Unborn – „UR2DK” (1990/2022)

Thrashing Madnessowej kopalni odkrywkowej część kolejna. Zaglądamy w początki lat 90., kierując się w okolice Olsztyna, a jak Olsztyn, to wiadomo, że Vader. Co prawda, dziś nie o nim, ale o projekcie powiązanym, dzięki Krzysztofowi „Docentowi” Raczkowskiemu, który miał okazję w nim w przeszłości bębnić. Mowa o Unborn i jego wydawnictwie UR2DK, na którym wydawca zamieścił trzy materiały: premierowy z 2022, nagrany po reaktywacji projektu, demo z 1993, No Other Life, i klasyk z 1990 pod tytułem Unbirthday. Wydawnictwo swym wyglądem utrzymuje wysokie standardy TM, mieszcząc w sobie spory wywiad i zdjęcia archiwalne wydrukowane na grubym, śliskim papierze.

UR2DK zacząłem słuchać, nie sprawdzając informacji o niej, więc gdy w końcu usiadłem, żeby się czegoś więcej dowiedzieć, moje zaskoczenie było spore, gdy się okazało, że głównym daniem jest materiał premierowy. Przyznaję się bez bicia, iż dałem się nabrać, bo brzmi on jak odświeżona staroć – zarówno brzmieniowo jaki kompozycyjnie. Nowości Unborna są tak zakorzenione w starej szkole, że bardziej chyba być nie mogą, a mieszanka inspiracji jest bardzo szeroka i odważna. Utwory z jednej strony uderzają progresywnym zacięciem w stylu Pestilence czy nawet Voivod, by bez większych ceregieli przejść w rzeczy kojarzące się z Venom, Celtic Frost i Bathory. Dodajcie do tego sporo klasycznego thrashu i jeszcze dodatkowe wpływy niemieckiego Protector i pojawia się niezły rodzynek, który przy pierwszych odsłuchach dał mi sporo do myślenia. Nie jest to album, który wszedł mi bez popity i bezboleśnie, ale po kilku odsłuchach mocno się w niego wkręciłem i jestem w stanie w tym momencie stwierdzić, iż jest bardziej niż dobry. Ciężko przyswajalny, ale na swój sposób ambitny, oryginalny, a momentami nawet chwytliwy. Nie jest to na pewno materiał, który przewróci świat do góry nogami, nie jest też kierowany do mas, jednak da się tu sporo rzeczy wyłapać i zaliczam powrót bandu do udanych.

Po premierowych strzałach następuje czas na archiwa, które otwiera kawałek No Other Life z 1993. Tu kop jest mocny, stare lata silnie słyszalne i śmiem twierdzić, że jak na premierę w ‘93 roku, musiał być wtedy prawdopodobnie niemodnym materiałem. Death metal plenił się wszędzie, a utwór jest tak thrashowy, maksymalnie czysty gatunkowo. Słychać w nim ciągotki w ambitniejszym kierunku (znowu wymienię nazwę Voivod), ale nadal jako całość jest to thrash. Na początku lat 90. niestety nikt już thrashu nie chciał słuchać, ale dziś jak dla mnie utwór jest w porządku, a dłuższy materiał utrzymany w tej konwencji mógłby mi się spodobać.

Jako ostatnia wjeżdża demówka Unbirthday i nie będę pewnie przesadnie oryginalny, gdy napiszę, że to najbardziej oczekiwany przez siwiejących klatrusów zestaw utworów. Cztery kompozycje składające się na demo brzmią jak old schoolowe złoto. Z jego brudem, nierównościami i przede wszystkim radością grania. Jest to materiał, który mnie uwiódł szczerością, chęcią wywalczenia sobie pozycji poprzez szukanie własnego stylu, a nie pójściem na łatwiznę i kopiowaniem kolegów ze sceny. Utwory zostały brzmieniowo odnowione i w odróżnieniu od wersji zamieszczonych na YouTube można ich słuchać z przyjemnością, bez zastanawiania się, o co chodzi w ogólnym jazgocie. To dobry thrash nagrany u skraju popularności gatunku, szkoda. Nagrany wcześniej pewnie by więcej namieszał, ale widocznie tak być miało. Najważniejsze, że jest możliwość przypomnienia/poznania go w czasach obecnych z godnym brzmieniem i w dobrej oprawie. Nie jest to może jakiś totalny must have, ale bez wątpienia ciekawy i wartościowy zapis historii polskiej sceny metalowej.

Thrashing Madness na Facebook’u.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , .