Eris Is My Homegirl: „Musieliśmy wylać na głowy wiadro zimnej wody!”

Czterech młodzianów z Lublina, sygnowanych mianem prasy kolorowej  „objawieniem talent show ostatnich lat”, w końcu wydają swój debiutancki album (premiera 1 lipca br.). O tym, jakie konsekwencje niesie ze sobą szybki sukces, i co się zmieniło od czasu zaistnienia na dużej scenie opowiadają chłopaki z Eris Is My Homegirl. I jeśli zastanawiacie się, czy aby na pewno wyrosło z nich coś więcej niż lansowany produkt telewizyjny, sprawdźcie debiutancką płytę i poczytajcie, co mają do powiedzenia. 

Na początek: gratuluję wydania płyty! Przyznam, że trochę się obawiałam, jaki materiał zaprezentuje młody zespół z ambicjami na scenę metalową, który pewną rozpoznawalność zyskał dzięki telewizyjnemu talent show (mowa o Must Be The Music 2011).  No właśnie, po co Wam to było?

EIMH: To jest bardzo dobre pytanie. Oczywiście mieliśmy szereg propozycji wydawniczych, tras koncertowych itd. Zdarzały się nawet oferty uczestnictwa w promocji premier kinowych. Jednak to co najcenniejsze dla naszego zespołu, nie wiąże się bezpośrednio z uczestnictwem w programie. Udział w telewizyjnym show był dla nas – młodego zespołu – furtką do zdobycia cennego bagażu doświadczeń. Nasze przejścia po programie uświadomiły nam, jak wiele pracy przed nami i jaka przepaść dzieli polską, metalową scenę muzyczną a Zachód. Zachłyśnięci nagłym sukcesem, musieliśmy wylać na głowy wiadro zimnej wody i wziąć się do roboty! Często zarzucano nam, że jesteśmy jedynie telewizyjną wydmuszką, zespołem, który przez przypadek znalazł się nagle tak wysoko. Czy było warto? Oczywiście, że tak. Dzięki temu w krótkim czasie udało nam się zagrać kilka naprawdę dużych koncertów, poczuć się choć przez moment jak zespoły dużego formatu, choć tak jak wspominamy, wiadro zimnej wody nadeszło szybciej niż się tego spodziewaliśmy i dziś jesteśmy już zupełnie innym zespołem.

Minęło 5 lat od kiedy pojawiliście się na scenie,  w międzyczasie wypuściliście dwa  numery Heroes oraz The End Is The Beginning, a tymczasem mówiono o wydaniu debiutu tuż po zakończeniu programu MBTM w 2011-2012 roku.  Dlaczego do tego nie doszło?  Co się zmieniło w tym czasie?

EIMH: Na tę kwestię odpowiadamy po części w poprzednim pytaniu. Byliśmy młodzi, zaślepieni wizją szybkiego, bezproblemowego awansu EIMH do tak zwanego mainstreamu. Tak naprawdę wydaliśmy jeszcze dwa single „Crab This Way” oraz „Skyless”, które również mogą obrazować, jak na przestrzeni lat kształtowało się nasze brzmienie, jak poszukiwaliśmy tego właściwego dla nas. Wydanie dobrego albumu zdawało się dla nas drobnostką. Rzeczywistość przedstawiała sie inaczej. Do programu poszliśmy z dwoma kawałkami, bez konkretnego pomysłu, jaką muzykę chcemy tak naprawdę tworzyć. Mieliśmy nagrane demo kiepskiej jakości. Nagle pojawiło się wiele mądrych głów doradzających nam, w którym kierunku pójść. Dodatkowo nie byliśmy świadomi, jakimi standardami oraz prawami rządzi się rynek muzyczny. Gdy zmierzyliśmy się z realiami, dostaliśmy porządnego kopa w negatywnym tego słowa znaczeniu. Doszliśmy do wniosku, że to jeszcze nie jest czas na EIMH i musimy usunąć się w cień, zająć zespołem od podstaw. Lista naszych poczynań i zmian przez te 5 lat jest bardzo długa. Najbardziej widoczna na pierwszy rzut oka jest wymiana perkusisty, ewolucja wizerunku zespołu i rodzaju muzyki. Jak przedstawiają sie inne kwestie, będziecie mogli przekonać się na płycie i nadchodzących koncertach.

Produkcją krążka For The Most Beautiful One zajęła się wytwórnia hand2band, która wydała m.in. post-rockowych Besides czy Nocnego Kochanka. Dość skrajnie. Jak doszło do współpracy?

EIMH: Każdy kto ma chociaż odrobinę pojęcia o tym, jak wygląda wydanie w Polsce metalowego albumu będzie wiedział, że tak naprawdę nie mamy możliwości przebierania w wytwórniach. Z tego miejsca chcemy pozdrowić naszego managera Damiana Ekmana, gdyż to on jest założycielem hand2band i to on naszym zdaniem jest najbardziej wszechstronną osobą, jeśli chodzi o kooperację z zespołami różnych gatunków. Współpracował z wieloma kapelami około-metalowymi, nie jest laikiem w tym co robi i wie dokładnie, jakie posunięcia musi wykonać jako manager i wydawca, aby album rozszedł się echem.

A co się stało z planami szerszej współpracy z amerykańskim producentem Joey’em Sturgisem (znanym z prac nad albumami m.in. Asking Alexandria czy Blessthefall)?

EIMH: Sama współpraca przebiegała bez większych problemów. Kłopot w tym, że części pracy nad produkcją nie mogliśmy wykonać zdalnie, siedząc przed monitorami w naszych domach. Wyjazd do Stanów był dla nas utrudnieniem, dlatego też byliśmy zmuszeni zrezygnować ze współpracy przy ostatnim etapie produkcji. Płytę w całości wyprodukował ostatecznie nasz gitarzysta – Jacek Moroziewicz wraz ze Sławkiem Gładyszewskim w Auxilum Studio w Warszawie. Dodatkowo sporo pomógł nam Bartek Jończyk, którego serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy za jego nieocenioną pomoc przy powstawaniu tego krążka.

photo by Łukasz Jaszak www.facebook.com/jaszakphoto

Jak wyglądały prace nad płytą? Od inspiracji do rejestracji, czy proces wydłużały negocjacje zespołowe? Kto ma najwięcej do powiedzenia w zespole?

EIMH: Jak już zostało wspomniane, nie wiedzieliśmy do końca, jak się za tę płytę początkowo zabrać. Utwory, które miały się na niej znaleźć tak naprawdę powstały na długo przed ich ostateczną rejestracją. Sekwencje działania przedłużała praca nad osiągnięciem odpowiedniego brzmienia i wypracowanie kierunku muzycznego, w którym chcemy podążać. Co tydzień nasze utwory brzmiały inaczej i miały inną konstrukcję. Rejestrowaliśmy materiał, by potem wyrzucić go do kosza, bo okazywało się, że mamy możliwość zrobić to znacznie lepiej. Każdy w zespole ma tyle samo do powiedzenia. Możliwe, że przez ten ogrom pomysłów na to, jak wyglądać ma ten krążek, przyczynił się do wydłużenia pracy nad albumem.

Zwykle jestem niechętna szufladkowaniu muzyki, ale w Waszym przypadku zaryzykuję stwierdzenie, że idziecie w kierunku metalcore. Zgadzacie się z taką metką? Określa się Was też w kategoriach trancecore czy carbcore

EIMH: Obrońcy klasycznego metalcore’u za chwilę poczują się urażeni przypięciem do nas takiej metki, nie chcemy się szufladkować. Możemy jedynie powiedzieć, że każdy słuchacz ciężkiej muzyki znajdzie w naszym materiale coś dla siebie.

Pokornie. Metalcore w wydaniu polskim szczególnie popularny nie jest. Do kogo kierujecie swoją muzykę? Jakiś szczególny przekaz?

EIMH: Każdy może być naszym odbiorcą. Od ludzi młodych, ukierunkowanych na nowe brzmienia, po dojrzałych słuchaczy, szukających klasycznych, typowo metalowych motywów lub po prostu czegoś nowego. Nie będziemy jednak ukrywać, że postawiliśmy w większości na powiew innowacyjności produkcyjnej. Tego mogą spodziewać się po naszym materiale słuchacze.

Planujecie w przyszłości utwory w rodzimym języku?

EIMH: Nie wykluczamy takiej możliwości.

Jako bardzo młodzi debiutanci spotkaliście się na pewno z różnymi opiniami odnośnie Waszej twórczości.  Nie chce za bardzo drążyć tematu hejtu, problem nie zniknie i zawsze znajdzie się jakiś Janusz, który zapłacze nad materiałem. Jak się w tym odnajdujecie?

EIMH: Wylewanie swoich żali w Internecie jest przypisane do ludzkiej natury. Zjawisko to jest zupełnie normalne i rozrasta się wraz ze wzrostem popularności artysty czy zespołu. Przyzwyczailiśmy się do tego, że część ludzi nas nie lubi i nie robi to na nas większego wrażenia. Jednakowoż każde słowa konstruktywnej krytyki bierzemy pod rozwagę. Czytamy komentarze na nasz temat. Bezmyślne, bezpodstawne, zaczepne teksty ignorujemy, a te, które rzeczywiście mają dla nas jakąś wartość bierzemy pod uwagę, starając się rozwijać, poprawić coś. Nie boimy się przyznawać do błędów. Przyznajemy, że mamy na koncie również serię wpadek (choćby ze sławnymi rogalikami toffi w riderze, które wpisaliśmy dla żartu), ale ciągle uczymy się tego, jak wygląda rynek muzyczny w Polsce, to również sprawia, że nie popełniamy tych błędów w przyszłości. Robimy swoje i czas pokaże dokąd nas to zaprowadzi.

photo by Łukasz Jaszak www.facebook.com/jaszakphoto

Nowa płyta, więc koniecznie trasa koncertowa! Gdzie będzie można Was zobaczyć?

EIMH: Oczywiście, że tak. Mamy już wstępne ustalenia, ale dokładne terminy i miasta, które odwiedzimy ujawnimy niebawem. Zapraszamy do śledzenia naszego profilu na Facebooku. Tam będzie można się wszystkiego dowiedzieć niebawem.

Dziękuję za rozmowę i wszystkiego dobrego na nowej drodze grania!

 

EIMH w telegraficznym skrócie:

eris_ftmbo_front

Jesteśmy z… Lublina

Istniejemy od.. 2009 roku

Gramy.. szeroko pojęty metal

Inspirujemy się… wszystkim co przykuje naszą uwagę

Teksty pisze… wokalista Ernest

Muzyka jest dla nas…. codziennością

W planach mamy…. koncerty w Polsce i zagranicą.

 

 

Joanna Pietrzak
Latest posts by Joanna Pietrzak (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , .