Lubię, gdy podczas pierwszego kontaktu z płytą nie wiem co się dzieje. Zazwyczaj znaczy to, że szykuje się sporo zabawy z rozgryzaniem kolejnych minut albumu, zgłębianiem pomysłów twórców i docenianiem awangardowego bądź eksperymentalnego podejścia. Kłopot polega na tym, że słucham Never Work już któryś miesiąc, a mimo to dalej nie ogarniam, co chcieli tu osiągnąć.
Z brytyjskim zespołem miałem już kiedyś styczność, choć nie na tyle przyjemną, by po zapoznaniu się z Whitewashed szukać kolejnych albumów. Tak się jednak złożyło, że ze strony Rip Roaring Shit Storm Records przyszła promówka z tą między innymi płytą na pokładzie. Nie wypada więc zignorować, prawda?
Mówiąc najogólniej, Atomck gra grindcore, niemniej etykietka ta zupełnie nie oddaje sprawiedliwości ich muzyce. Zamiast regularnej polki, prostych motywów i kompozycji niewymagających lewej półkuli mózgu, dostajemy niekontrolowany chaos, powykrzywiane rytmy i rozwiązania, których nikt poczytalny nie zaprzągłby do działania. Zespół nie boi się czerpać z innych gatunków, tak więc tu i ówdzie znajdą się elementy sludge’u, mathcore’u, stonera, noise’u i innych niespecjalnie zbieżnych nisz. Wielkim plusem grindcore’u jako rodzaju muzyki jest wielka elastyczność i możliwość łączenia go praktycznie ze wszystkim, a jednak tutaj to nie trybi. Albo może to ja jestem za głupi, by w pełni docenić kunszt artystów. Zdarzają się fragmenty ciekawe, nieszablonowe oraz jednocześnie dobrze brzmiące, niemniej dużo więcej jest tu wariackich dziwactw, które nawet niespecjalnie dają się opisać. Dominują one szczególnie w drugiej części płyty, po No Sleep Til Trutnov. Jest ona trudna w odsłuchu i nie oferuje dużo za wysiłek. Choć, ponownie, może oferuje, tylko ja jestem zbyt cienki Bolek na takie jazdy?
Gdyby jeszcze tego było mało, forma także jest co najmniej nieprzystępna. O ile gitara i perkusja brzmią dobrze, o tyle wokal budzi we mnie jednocześnie podziw (trzeba przyznać, trzeba mieć naprawdę duże umiejętności by tak krzyczeć), jak i niesłychaną irytację. Ktokolwiek wmówił chłopakom z Atomck, że odgłosy gwiżdżącego czajnika są brutalne, był okropnym człowiekiem.
Wniosek jest prosty. O ile nie gustujesz w maksymalnie pogiętych projektach, lepiej się do Never Work nie zbliżaj. Ani część właściwa, ani bonusowa koncertówka (czyli to samo, tylko w gorszej jakości), nie należą do niczego łatwego ani przyjemnego. Ja sam mam już dość szukania w nich czegoś wartościowego. Nie warto jednak sugerować się oceną numeryczną, gdyż w żaden sposób nie odda płycie sprawiedliwości.
Ocena: 5,5/10
- Ayyur – „The Lunatic Creature” (2018) - 13 lipca 2019
- Psychopathic – „Phases” (2018) - 6 lipca 2019
- Himura – „Exterminio” (2016) - 30 czerwca 2019
Tagi: 2013, Atomck, experimental, grindcore, kapitan bajeczny, Never Work, recenzja, review, RIP Roaring Shit Storm Records.