Mass Hypnosia – „Toxiferous Cyanide” (2016)

Kiedy dostaję od wydawnictw płyty do zrecenzowania i zapoznaję się z historią i pochodzeniem zespołów, często zadaję sobie pytanie: czy jest na świecie kraj, w którym nie gra się metalu? Czy istnieje taka jednostka administracyjna, która nie zna dźwięku przesterowanych gitar i podwójnej stopy? Na pewno nie są to odległe wyspiarskie Filipiny, skąd pochodzi trio Mass Hypnosia, które niedawno wypuściło swoje nowe EP. My zaś pochylamy się nad ich ostatnim długograjem o nazwie Toxiferous Cyanide.

Swoją drogę artystyczną muzycy Mass Hypnosia rozpoczęli w 2009 roku, stawiając na tworzenie bezkompromisowego death metalu. Tego właśnie można się spodziewać po ostatnim albumie Filipińczyków – ostrego, szybkiego i agresywnego grania. Na krążku znajdziemy w sumie dziewięć kompozycji, z których osiem wpisuje się w schemat death metalowej rozwałki, ostatnia to z kolei instrumentalne outro, które jakoś kompletnie nie pasuje to twórczości zespołu. Płytę otwiera świetny Heres the Knife, a ja jako English Grammar Nazi sprawdzam dwukrotnie, czy aby na pewno nie ma w tytule apostrofu. Sięgam do załączonej książeczki z tekstami i od razu żałuję, bo te wyglądają, jakby były pisane na kolanie przez kogoś, kto dopiero co zaczął uczyć się języka, a w CV już wpisuje sobie poziom zaawansowany. Język angielski jest jednym z dwóch urzędowych na Filipinach, aczkolwiek autor tekstów chyba niespecjalnie przykładał się do jego nauki. Na szczęście instrumenty dobrze wypełniają przestrzeń na Toxiferuous Cyanide, a wokalista wykrzykuje swoje frazy w mało zrozumiały sposób, więc koniec końców tragedii nie ma.

Na swoim ołtarzu grupa składa ofiarę z inspiracji starą szkołą thrash i death metalu. Surowe i mocne brzmienie kolejnych kawałków tylko potwierdza tę tezę. Przenosząc słuchacza na przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, Mass Hypnosia dorzuca do kotła riffy w stylu Possessed, zmiany tempa jak u Kreatora, całość podsycając plugastwem Venom. Instrumentalnie ciężka artyleria w postaci Terror Panic i Bulles Face wypada rzeczywiście na plus, są to bardzo dobre kompozycje, elegancko skrojone i wyprodukowane. Kolejne propozycje wypadają nieco słabiej, Krucifer jest swego rodzaju wypełniaczem, Stigmata zwalnia tempo i pokazuje inną twarz kapeli, przy No Mercy for Victory powtarzalność wypracowanej jakości robi się nudna, zaś w wypadku Evil Awakes mamy do czynienia z czerpaniem wpływów z wczesnego Slayera. Dopiero tytułowy Toxiferous Cyanide to prawdziwy kopniak, który wynosi muzyków na wyżyny ich technicznych możliwości i umiejętności. Składne riffy, dobre połamanie kompozycji, ciekawe przejścia i bezprecedensowy wokal tworzą niezwykle udany numer, który zawodzi ku końcowi smutnym fade outem, by za chwilę gitary i perkusja znów wyłoniły się z ciszy na parę sekund. Okropnie bolą mnie takie zabiegi, które psują w moim odczuciu potężne uderzenie, jakie wynika z ogółu kompozycji. Mass Hypnosia żegna się z fanami instrumentalnym ambientowym outro, które mogłoby stworzyć podwaliny pod nowy materiał, w całości oparty o tego typu rozwiązania muzyczne.

Podsumować Toxiferous Cyanide nie jest łatwo. Płyta rozpoczyna się wyjątkowo udanie, pierwsze trzy kawałki to mocne uderzenie, które daje nadzieje na równie udany album. Niestety później coś się delikatnie rozjeżdża, kolejne utwory nie zaskakują, brzmią ciut wtórnie i bez szału. Zakończenie zaś tworzy pewnego rodzaju klamrę kompozycyjną, dzięki czemu album Mass Hypnosia rozpatrywany jako całość wypada wystarczająco dobrze. Jest to propozycja godna polecenia wszystkim zwolennikom starej szkoły thrash metalu ewoluującego w death.

Ocena: 7/10

Kup CD TUTAJ.

Vladymir
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .