Miist – „All the Useless Spinning” (2019)

Warszawski Miist zmienił się z tria w duet i zabrał za robotę. Opublikowana w 2017 roku EP-ka Half Awake zebrała u mnie maksymalną notę. Czasami mam wrażenie, że nieco na wyrost, ale kiedy wracam do tamtego nagrania utwierdzam się w przekonaniu, że byłem ze sobą i wami szczery. Co jednak ważniejsze, Half Awake zwróciło na Miist uwagę wielu słuchaczy (a zaangażowanie do pracy nad albumem mającego przeszłość w Vader Leszka „Shambo” Rakowskiego okazało się dobrym zabiegiem marketingowym). Kilkanaście miesięcy po debiutanckiej EP-ce duet złożony z Michała Koczora (gitara, bas, syntezatory) i Roberta Kułakowskiego (perkusja i bębny) proponuje nam kolejne spotkanie, tym razem dłuższe.

All the Useless Spinning to pełnoczasowy materiał, na który złożyło się siedem kompozycji. Uprzedzając fakty – nie będzie to album dla wszystkich, zdecydowanie nie jest to rodzaj muzyki, która musi lub nawet chciałaby ująć każdego słuchacza. All the Useless Spinning to krążek eklektyczny, ale jednocześnie ujmujący. Wydaje się, że Miist poddali się jakiemuś ekspresowemu procesowi muzycznego dojrzewania i na debiutanckim długograju bez kompleksów wkroczyli na ścieżki, którymi depczą lub deptali na naszym podwórku choćby Spaceslug czy Weedpecker. Miist jednak są mniej psychodeliczni, mniej nerwowi, spokojniejsi od bardziej uznanych kolegów po fachu, dryfują po przestrzeniach kosmicznych w spokojniejszych tempach i nie mają na nich jakiegoś specjalnego wpływu wybuchy na jednej czy drugiej gwieździe. Począwszy od blisko dwunastominutowego Philosophy of Pessimism ich twórczość mnie wciąga, ale tak jakby od niechcenia. Duet nie spieszy się w muzyce – spokojnie buduje kompozycje, daje sobie dużo czasu, by poszczególne utwory dotarły do swoich punktów kulminacyjnych. Efekt jest zaskakująco odprężający. Wpływają na to również sympatycznie dobrane brzmienia instrumentów – perkusja nie jest zbyt wielka i oszałamiająca, gitary też raczej trzymają się czystszych brzmień, a dynamika budowana jest poprzez zabiegi kompozycyjne, nie brzmieniowe. Dość niespieszne tempa podlane samplami i delikatnymi sztucznymi dźwiękami bardzo miło otulają i relaksują. Łapię się wręcz na tym, że podświadomie śledzę melodie gitary Tomorrow Never Came, że cieszę się dźwiękiem morskich fal w Endless Waving Ocean i po zgrzytliwym początku Raindrops Lie czekam na ukojenie, jakie przyjdzie wraz z czystymi gitarami. Innymi słowy – nawet jeśli puszczam sobie All the Useless Spinning w tle i próbuję zdegradować go siłą do kategorii muzaka, on się opiera. Nieważne co akurat robię i czym jest zajęta moja głowa – jakaś część mózgu bez większego wysiłku podąża ścieżką proponowaną przez Miist. Nie muszę się na tym skupiać, to się po prostu dzieje, jakby muzyka sama wstrzyknęła się pod moją korę mózgową. Nie jestem w stanie pokazać zbyt wielu instrumentalnych albumów, które mają na mnie takie oddziaływanie.

All the Useless Spinning to bardzo dobry krążek. Nie wymaga od was wiele – co najwyżej otwarcia. Jeśli wasze receptory będą odpowiednio nastawione, sam zrobi resztę. Przypisuję mu też tajemniczą właściwość: wydaje mi się, że choć świetnie pasuje mi do leniwych wiosennych wieczorów, kiedy mogę z książką (sci-fi Lema pasuje mi tu jak ulał) posiedzieć na słoneczku i pocieszyć się spokojem, to sprawdzi się też podczas niepokojąco długich i ciemnych zimowych popołudni. Ale wtedy pewnie zamiast relaksować będzie smucić, bo z jakiegoś powodu mam wrażenie, że jest to album-lustro, w którym odbijać się będzie samopoczucie słuchacza. A to cecha niezwykła. Reasumując: bardzo dobre narkotyki z zerową szansą na bad trip.

10/10

 

 

nmtr
Latest posts by nmtr (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , .