Sargeist – „Unbound” (2018)

Prowadzona przez Shatrauga fińska horda Sargeist powróciła ze swoim piątym albumem.
Undbound zostało wydane 11 października br. nakładem World Terror Committee. To również dzięki tej wytwórni ukazał się poprzedni album grupy. W przeciwieństwie jednak do oryginalnego składu na wcześniejszych albumach, Unbound nagrywali w większości nowi muzycy.

Co prawda przed nagraniem Unbound założyciel koncertował z obecnym składem (dobrze już zresztą z blackmetalową sceną obeznanym, jak to zwykle w fińskich kręgach bywa), prezentując się na żywo jak należy.
Pełen dramatyzmu Profundus, niezmordowany Gruft oraz znakomici, znani pod pseudonimami gitarzysta VJS i basista Abysmal – artyści stanęli na wysokości zadania na koncertach, a odsłuchanie Unbound tylko potwierdziło, że w studio wypadają równie dobrze.
Dość już jednak o zmianach, czas skoncentrować się na ich najnowszym materiale.

Jak to u zwykle Sargeista bywa, nie ma czasu na przeciągnięte w upiorny sposób intro czy powoli rozwijający się wstęp. Pierwszy utwór Psychosis Incarnate jest porywający w swojej szybkości i bezlitosny już od samego początku.
Intensywność, nagromadzenie dźwięków – grupa zdecydowanie wie, jaki kawałek umieścić jako pierwszy na albumie.

Ten charakterystyczny dla zespołu efekt ściany dźwięku towarzyszy zresztą słuchaczom aż do końca.
Trochę brakuje w tym wszystkim głosu Toroga, ale Profundus (mniej znany pod swoim prawdziwym imieniem Markus Tuonenjoki) mimo wszystko daje radę. Wokal jest przepełniony udręką, co słychać zwłaszcza na The Bosom of Wisdom and Madness, a jego bardziej skrzeczące partie przywodzą na myśl poprzedniego wokalistę.

Death’s Empath rozpoczyna się wściekłym, bardzo obiecującym riffem, niemalże jak na starszych kawałkach Cursed be the Flesh I Have Spared czy From the Black Coffin Lair.
Chwytliwe Death’s Empath jak dla mnie wypada najlepiej obok tytułowego Unbound, szkoda tylko, że jest również najkrótszym utworem albumu.

Tytułowy utwór otwierają wyraziste, hipnotyzujące w swojej powtarzalności riffy. Wchodzącym później wokalem Profundus prezentuje swoje możliwości, od zrozpaczonych krzyków na początku do brzmiących jak rzucane klątwy wokali, które można usłyszeć w połowie utworu.
Kawałek bezdyskusyjnie dobrze się sprawdzi grany na żywo.

Blessing of the Fire-Bearer, choć równie posępne jak wcześniejsze utwory, nie emanuje tak dużą agresją. Monotonny wokal przywodzi na myśl niemalże diaboliczną litanię, poza tym doskonale współgra ze zwalniającymi ostatnimi riffami.

Dwie następne kompozycje, nieco mniej zapadające w pamięć, zamykają całość. Od zawsze zresztą bardziej przypadały mi do gustu raczej pierwsze utwory na albumach Sargeista, a nie finałowe kawałki. Na tle starszego materiału czy nawet tego, co słychać wcześniej na albumie, Wake of the Compassionate czy Grail of the Pilgrim nie zaskakują niczym nowym.

Jeśli w black metalu w ogóle można mówić o czymś „bezpiecznym”, rozwiązania na albumie takie właśnie są. Poza nieco innym wokalem jest to dość klasyczny przykład chaotycznego, przepełnionego chłodem black metalu w wydaniu Sargeista.
Ten znany ze starszego materiału dźwięk nie zdążył się jednak znudzić i pomimo tak radykalnych zmian w składzie Sargeist jest w świetnej formie.

Ocena: 7/10

Annika
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .