Dakhma – „Hamkar Atonement” (2018)

Ten album trwa ponad godzinę, a jednak nie dostaję na myśl o nim dreszczy. A to duży komplement ze strony kogoś, kto rzadko kiedy słucha płyt powyżej czterdziestu minut i wcale nie uważa grindcore’owego kwadransa za krótki. Szwajcarska Dakhma nowym longplayem prezentuje jednak podejście przy którym te siedemdziesiąt minut się nie dłuży. A przynajmniej, nie jakoś specjalnie.

Mowa tu o pierwszym długograju duetu, wydanego całkiem niedawno przez Iron Bonehead Productions. Hamkar Atonement przez swój monstrualny czas trwania przeprowadza siedem numerów w stylistyce bardzo zrytualizowanego black/death metalu. I mówiąc „bardzo”, wiedzcie, że tych elementów naprawdę jest mnóstwo.

Już pierwszy utwór przedstawi wam ogólny obraz tego, co czeka dalej. Rytualne i w pewien sposób folkowe intro The Glorious Fall of Ohrmazd (Hail Death, Triumphant) zaczyna się spokojnie i nieśpiesznie, a o zagładzie świadczyć mogą tylko groźne krzyki przewijające się co jakiś czas. Potem pojawiają się wzniosłe, powolne śpiewy, a dalej… dalej czeka głównie trąd i dżuma. Kontrast między klimatycznymi wstawkami a metalem najgorszego sortu jest tu tym większy, że tych pierwszych jest naprawdę sporo. Pojawiają się one regularnie, często w różnych obliczach. Przykładowo, te w Varun (Of Unnatural Lust) przywodzą na myśl stary jazz/swing. Spendarmad (Holy Devotion), czyli interludium poświęcone w całości tym ritualom, jest na tyle dobrze zmajstrowane, że bez trudu wpasowałoby się jako ambient do tajemniczych, „plemiennych” fragmentów gier komputerowych. Często też elementy te są dumne, wzniosłe i poważne (Gannag Menog (Foul Death, Triumphant).

Z drugiej strony dostajemy mnóstwo metalu najohydniejszego sortu. Riffy, nie dość że same w sobie są bardzo złowieszcze i ciężkie, w kontraście z motywami wymienionymi wyżej brzmią jeszcze mocniej. Zło rozlewa się na wszelkie strony, dławiąc trochę w stylu Teitanblood. Czy przy zwolnieniach (Nanghait (Born of Fire) ma świetne części zwalniające), czy przy szybszych tempach, przy których bryluje …Of Great Prophets, czy też w solówkach, Dakhma świetnie radzi sobie z rozwiewaniem brudu i zepsucia. Jedyne, co można im zarzucić, to brak umiarkowania. Często katują daną część zwyczajnie za długo, przez co zaczyna dłużyć. Mam wrażenie, że gdyby odpowiednio numery poskracać, Hamkar Atonement można by zamknąć w jednej godzinie.

Za to kolejnym plusem jest jakość nagrania. Jeszcze bardziej podkreślająca kontrastowość, jest czysta i wyraźna przy lżejszych częściach, oraz przegniła przy mocniejszych. Nie na tyle jednak, by dźwięki zlewały się w bezkształtną papkę. Brzmi to naprawdę odpowiednio.

Dakhma nagrała płytę dobrą, choć wymagającą mnóstwa czasu, a i sporo uwagi. W zasadzie jedyną jej wadą jest długość, a że głupio jest tę płytę słuchać w częściach albo piosenkach, problem jest tym większy. Niemniej warto choćby spróbować.

Dakhma na Facebooku

Ocena: 8/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , .