Trees of Eternity – „Hour of the Nightingale” (2016)

Mówi się, że liczy się pierwsze wrażenie, a przede wszystkim kontakt niewerbalny, na który składa się w dużej mierze wizerunek. I gdybym nie wiedziała, że Trees of Eternity gra bardzo klimatyczną i dość chłodną muzykę, to okładka debiutanckiego Hour of the Nightingale raczej by mnie na to nie naprowadziła. Dlatego cieszę się, że pierwszy kontakt miałam z materiałem dźwiękowym, który został nagrany już dwa lata temu, jednak dopiero teraz zespół zdecydował się na wydanie płyty pod szyldem Svart Records. Ukazanie się tej płyty właśnie w tym momencie, ma stanowić hołd dla zmarłej w kwietniu wokalistki formacji.

Zespół tworzą byli i obecni instrumentaliści takich zespołów, jak: Swallow the Sun, October Tide, Nightwish, czy Katatonii. W cieniu nie pozostaje także wokalistka Aleah Liane Stanbridge, którą można usłyszeć gościnnie również w kompozycjach Swallow the Sun i Amorphis. Stąd też grupa stworzyła mieszankę naprawdę czarujących dźwięków, opartych na harmonii subtelnego żeńskiego wokalu oraz powolnego, smutnego i momentami nieco monumentalnego grania. W takiej konwencji utrzymana jest właśnie większość utworów na płycie.

Hour of the Nightingale ma jeden zasadniczy problem. Mimo że prowadzi w pewien sposób słuchacza do zauroczenia i hipnotyzuje, to niestety jednocześnie po kilku kompozycjach nuży. Osobiście słuchając wydawnictwa odnosiłam momentami wrażenie, że taki utwór chyba już był wcześniej na płycie, stąd nie można odmówić jej wtórności i monotonii. Wynika to głównie z budowy poszczególnych utworów, opartych na bardzo spokojnych, niemal akustycznych intrach i zwrotkach, a bardziej „głośnych” refrenach.

Nie brakuje jednak kilku interesujących fragmentów. Chociażby kawałek tytułowy, w którym przez większość czasu partii wokalnej wtóruje jedynie gitara akustyczna, a na dalszym planie pojedyncze dźwięki gitary elektrycznej, tworząc tym samym niepowtarzalny nastrój. Bardzo konkretnie brzmią też gitary w różnych przejściach w Broken Mirror, nadając temu utworowi dużo dynamiki, podobnie jak w Eye of the Night. W pamięć zapadł mi także w 100% akustyczny Sinking Ships, który brzmi niemal jak przepiękna opowieść w charakterze kołysanki. Debiut skandynawskiej supergrupy pod względem gitarowym i wokalnym wypada pozytywnie.

Przeczytałam, że w muzyce Trees of Eternity brakuje growlu, jednak kilkukrotnie przesłuchując tę płytę, nie doskwierał mi jego brak. Poza tym emocje zawarte w warstwie lirycznej o tak kobiecym charakterze, idealnie odzwierciedla sam żeński śpiew. Niemniej na albumie nie zabrakło męskich głosów, które doskonale wpasowują się w nastroje poszczególnych utworów. W Condemned to Silence wokalnie udzielił się Mick Moss (Antimatter). Zazwyczaj jestem dość sceptycznie nastawiona do tego typu duetów. Zostałam jednak bardzo pozytywnie zaskoczona, bo pomimo mocno gothic metalowej aury, nie brzmi to pretensjonalnie. Z kolei w Gallows Bird słyszymy Nicka Holmesa. Kawałek w porównaniu do poprzedniego jest zdecydowanie bardziej doom metalowy, a jednocześnie stanowi najbardziej interesujący, a także najbardziej rozbudowany utwór na całym albumie – według mnie najmocniejszy punkt całego materiału. Solowa partia lidera Paradise Lost idealnie wpasowuje się w nastrój kompozycji, ale też tworzy przeciwwagę dla żeńskich fragmentów.

Słychać, że muzycy Trees of Eternity obficie czerpią ze swoich dotychczasowych doświadczeń muzycznych. Stworzyli płytę na której kobieca delikatność i wrażliwość, ściera się z męską dostojnością, tworząc tym samym udane połączenie. Z pewnością brakuje, tu jednak trochę więcej urozmaicenia, które zmniejszyłoby ryzyko, że Hour of the Nightingale za jakiś czas odejdzie w zapomnienie w natłoku innych albumów tego nurtu. Jakkolwiek dalej potoczą się losy zespołu, możemy być niemal pewni, że ewentualne kolejne wydawnictwa, mogą przynieść porcję równie klimatycznej muzyki.

Ocena: 7/10

Marta (Kometa)
Latest posts by Marta (Kometa) (see all)
(Visited 29 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , .