Unborn Suffer – „Nihilist” (2016)

Trudno na ziemi polskiej o zespół brutalniejszy niż Unborn Suffer. Bydgoskie trio sieje chaos na scenie od piętnastu lat i nie zanosi się na zwolnienia. Teraz znowu zwiększają obroty, fundując nam kolejny, piąty już pełnowymiarowy album. Zapnijcie pasy, będzie gwałtownie.

Nihilist to siedemnaście nowych kompozycji zawartych w dwudziestu ośmiu minutach ostrego, bardzo ostrego brutal death metalu pomieszanego z gore/grindem. Nowy album ruszył w świat dzięki Selfmadegod Records na początku obecnego lutego.

Płyta to kombajn. Mieli, miażdży, masakruje niczym Mikke. Jest napakowana nieujarzmioną przemocą, prosty strzał prosto w ryj. Od początku do końca walec nie ustaje, dostarczając coraz to kolejne mocarności. Znajdziecie tu praktycznie wszystko, czego patolodzy mogą chcieć. Unborn Suffer serwuje głównie brutal death metal (L.A.W.), ale trafia się również od groma wątków pobocznych. Chcesz slamu? Znajdziesz go na Life Is A Lie chociażby. Utwór 08.09.1968 posiada bujające pokłady groove’u akuratne pod scenę. Marzy Ci się szybki, grindcore’owy zapierdol? Na odsiecz przychodzą Post Abortum Pt. 3 i Grind Until I Die. A może pragniesz goregrindowej polki? Odpal Hopebreaker, chociaż tych klimatów jest tu najwięcej. Nihilist okazuje się chyba najbardziej grindową płytą Unborn Suffer. Większość utworów nie sięga minuty i napakowana jest intensywnością zarówno kompozycyjną, jak i techniczną. Nie ma kompromisów ani łatwizny. Również dla muzyków, bo trio prezentuje tu naprawdę srogi poziom techniczny. Największe wrażenie robi na mnie praca perkusisty. Partie bębnów są dopieszczone pod każdym względem, bogate, udziwnione, kolorowe i podłużne po prostu a słuchanie tego to czysta przyjemność podlana sporą dozą zazdrości. Równie dobrze brzmi bas, bardzo odczuwalny i mocno na nagraniach uwypuklony. Także wokale są zróżnicowane. Są i screamy, i prosiaczki, i bełkotliwe gutturale. I wszystko, poza screamami, mi się podoba. Za to bardzo chwalę bardzo Obscurity i Nervous Breakdown Of The System. Pierwszy ma w sobie bardzo smaczną, flażoletową, zdaje się, partię. Drugi jest luzacki i stonerowy. Tak, dobrze napisałem, stonerowy. Ma w sobie klawą, przyjemną atmosferę i feeling. Bardzo ładne strzały. Choć, prawdę mówiąc, wszystkie utwory są porządne, szczególnie te wymienione. Ah, i Destroy What Destroys Us jeszcze dopiszę. Miodzio po prostu.

Jeżeli chodzi o wady, to nie ma ich za dużo. Na siłę można narzekać, że czasami bywa aż nazbyt chaotycznie. Wokale, jak już pisałem, też mogą boleć. Możliwe, że trochę zbyt często pojawiają się goregrindowe polki. Ale potężna dawka wpierdolu w mojej opinii wynagradza te niedogodności.

Cóż tu dużo mówić, bardzo dobra pozycja dla wszystkich fanów grania ekstremalnego aż do przesady. Jak to powiedziałby Nathan Explosion: brutal. Czekam na show na żywo.

Ocena: 8/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .