Bitter Resolve – „Seven New Worlds” (2017)

Z Via Nocturna to nigdy nic nie wiadomo. Czasami wygrzebie znikąd coś totalnie zajebistego, innym razem wyskoczy z czymś, co nie ma kompletnie sensu. A zdarza się tak, jak teraz – Bitter Resolve ni ziębi, ni grzeje.

Seven New Worlds zaczyna się całkiem obiecująco. Po akustycznym intro wjeżdża Upper Oceanic Thrust. Jestem pies na wszelkiego rodzaju marynistyczne klimaty, więc się zainteresowałem. I naprawdę podpaliłem się na samym początku. Bitter Resolve na dzień dobry jawi się jako nowoczesny progresywny doom, gdzieś w okolicach Anciients, King Goat czy nawet Pallbearer. Kiedy we wspomnianym Upper Oceanic Thrust rozpędzają się i nabierają mocy, jest naprawdę fajnie. Bas trzeszczy jakby go przepuścili przez jakiś plastikowy, taniutki multiefekt dla początkujących, gitary miotą mechanicznym groovem, tu i tam wyskakując z jakimś ozdobnikiem. Naprawdę fajnie się tego słucha. Ale w tym przypadku im dalej w las, tym mniej grzybów. Bitter Resolve sprawiają wrażenie jakby wyprztykali się z amunicji dość szybko. Z każdą kolejną minutą trwania Seven New Worlds coraz trudniej jest znaleźć mi coś nowego, uczepić na czymś uwagę, w rezultacie czego płyta leci sobie, fale dźwiękowe trafiają do moich uszu, ale mój mózg nie procesuje sygnału. W poszczególnych numerach jest parę rzeczy, które jako tako się bronią. Zespół ma dryg do riffów kiedy nie próbuje zbytnio kombinować, ale niestety Bitter Resolve sprawiają wrażenie ekipy, która z całej siły chce nawiązać do czołówki i zabrać festiwalowe sloty Baroness, przez co wszystko się rozmywa. Wokalista Robert Walsh ma ciekawą, zawodzącą barwę głosu, ale używa go w sposób monotonny. Wszystko to sprawia, że mam ochotę tę płytę po prostu skrócić. Nie rozumiem, dlaczego takie Frog And Toad, Utter Defeat, Last Days of Autumn czy Total War ciągną się po ponad sześć minut każdy (ten ostatni nawet ponad siedem), skoro nie mają nic specjalnego do zaoferowania.

Na dodatek Bitter Resolve dość szybko popełniają grzech ostateczny. Każdy utwór ma podobną konstrukcję – jakiś mocny, całkiem znośny riff, którego moc rażenia jest niweczona przez dłużyzny niezbyt ciekawego pogrywania z wokalistą jęczącym w taki sam sposób przez całe 42 minuty trwania płyty. O ile przy Upper Oceanic Thrust wydawało się to jeszcze interesujące, bo numer ten otwiera płytę, to z każdym kolejnym powtórzeniem patentu mam wrażenie, że cały czas słucham kolejnej podróbki pierwszego utworu. Jeśli nie wierzycie, odpalcie sobie przynajmniej fragmenty albumu. Wszystkie kompozycje są w bardzo zbliżonych do siebie tempach (poza fragmentem w kilkakrotnie już wspomnianym Upper Oceanic Thrust, co dowodzi, jak niewiele trzeba, żeby tę muzyczną magmę urozmaicić), brzmienie też nie jest na tyle soczyste, żeby nadrobić braki muzyczne i wciągnąć słuchacza.

Seven New Worlds to płyta co najwyżej przeciętna. Nie jest to krążek fatalny, jest po prostu nudny, ujdzie w tłoku, ale do pierwszej ligi współczesnego progresywnego doomu brakuje Bitter Resolve tyle, co Sandecji Nowy Sącz do Juventusu Turyn – podobieństwo barw to za mało.

Ocena: 5/10

Bitter Resolve na Facebooku

nmtr
Latest posts by nmtr (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , .