Od czego zacząć recenzję najnowszego dzieła jednej z moich ulubionych kapel, w której podstawowy element tej miłości został wymieniony. Spróbuję tak: trójmiejska formacja Blindead to klasa sama w sobie. Zmiany stylistyki i przechodzenie w różne muzyczne fazy na przestrzeni 5 albumów uważam za niezwykle udane i stawiam na podium w poradniku „jak powinna wyglądać ewolucja undergroundowego zespołu”. Pomysł i opracowanie albumu Affliction XXIX II MXMVI (2010) to według mnie konceptualna bomba na polskim rynku muzycznym (i chyba nie tylko), a kolejny, zupełnie inny Absence (2013) to z kolei poprzeczka przez długi czas nie do przeskoczenia, 10/10. W związku ze zmianą w składzie zespołu i odejściem Patryka Zwolińskiego słowa „obawa” czy „oczekiwania” w przypadku nowego albumu brzmią nieco banalnie. Tak samo, jeśli chodzi podział fanów – to przecież oczywiste. Ale trzeba się opanować. Blindead tworzy mieszanka doświadczonych, ukierunkowanych w swoim specyficznym brzmieniu i jednocześnie nie bojących się różnych terenów, muzyków, a „nowy”, wokalista i autor tekstów Piotr Pieza, zdaje się łączyć te elementy znów w kompletną całość. Ascension, wydany nakładem Mystic Production 21 października br., to jeden z tych wyczekiwanych albumów, które musiałam przegryźć, przetoczyć, wsłuchać się. I było warto. To ciągle ten sam poszukujący Blindead, ale na innym poziomie. Znów interesujący, znów mocny. Nie przeżyłam jakiegoś szoku, musiałam się jedynie skupić.
Pierwsza rzecz, jaka mnie uderzyła w Ascension to mastering. Zupełnie nie spodziewałam się surowizny, tym bardziej że albumem zajął się Kuba Mańkowski, tuz miksowania, nie od dziś pracujący z Blindead. Może coś nie tak z moim egzemplarzem płyty? Ale od początku. Wydany na singlu Hearts był pierwszym zwiastunem zmian, jakie Panowie wprowadzili, zaskakujący i odważny ruch, wskazówka – to nowy etap. Orientalne intro plus świetna, budująca napięcie perkusja Konrada Ciesielskiego dała ciekawy wymiar i mroczną atmosferę, zainteresowanie, choć to jeszcze nie ten Blindead, na który czekałam. I się doczekałam. W Hunt i Horns jest ta dynamika z pierwszych albumów i porządna dawka możliwości wokalnych Piezy – od niskich, momentami pomrukujących wokaliz, po krzyk czy nawet melorecytacje. Wytchnienie przynosi jeden z najpiękniejszych momentów na tej płycie Wastelands, gdzie klimat pięknie oddała subtelna elektronika na początku, niski wokal przechodzący w emocjonalne góry w refrenie i bujające tempo. W końcu słychać też na wokalu wspomagającym Matteo Basolli, którego kunszt osobiście bardzo cenię. Połączone ze sobą Fall i Gone to natomiast ciekawe zjawisko – wściekłe Fall kończy się krzykiem i zawieszeniem, wprowadza zaciekawienie, by w Gone przejść do łagodniejszej, ale wzbudzającej jakąś nostalgię części, doskonale przywodząc na myśl klimat i dokonania Lunatic Soul. Pale na początku maltretuje prostym riffem, przechodzi w spokojniejszy fragment z pogłosem, zawracając do zwieńczenia potężnymi nagłymi uderzeniami gitar. Prawie 8 minut aranżacyjnego lawirowania, które mogłoby trwać nawet dłużej. Przed finałem jeszcze drugi singel Ascend, numer, który ma to wszystko za co Blindead pozostaje w mojej czołówce najciekawszych post-metalowych, progresywnych zespołów – doskonale wkomponowaną elektronikę, mocny, wielowymiarowy wokal, dynamiczne rozwinięcie, akustyczne gitary i za chwilę ciężkie riffy płus melancholijny finał i zamknięcie kolażu emocji w jednej piosence. I zostaje Hope – pół-akustyczny, z onirycznymi elementami i z dość brutalnie dla słuchacza urwanym końcem. Porównując z epilogiem Absence…zatrzymam się tu i zakończę, tak jak ten utwór.
Ku własnemu zaskoczeniu w momencie zamknięcia Ascension cholernie się cieszę, że nowym gardłowym został właśnie Piotr Pieza i na szczęście nie naśladuje swojego poprzednika, a ma swój styl i doskonale nim operuje. Chyba nie ma nic gorszego niż próby podczepienia się pod czyjąś manierę. Nie. Tamten rozdział Blindead został zamknięty i nie ma co płakać nad zmianami czy toczyć bezsensowne dysputy na temat słuszności decyzji. Zresztą stęsknionych za Zwolińskim uspokajam – Patryk związał się z Proghmą-C i niebawem będzie go można usłyszeć w nowym projekcie (wywiad), no worries. I tu należy zakręcić do całości nowej odsłony zespołu, do zdziwienia ogólnym brzmieniem – jeśli zamysł miał być taki, że wracamy do swego rodzaju surowości i pierwotnej dzikości – może teraz wszystko do siebie pasuje. Jak rysuje się koncept albumu, definiują sami muzycy: Swoiste studium upadku na sam dół i drogi wyjścia z niego. W warstwie tekstowej całość personifikuje postać mitycznego Łowcy, występującego tu w różnych inkarnacjach nawiązujących do jego archetypu, zaczerpniętych z wierzeń, podań i legend. Czy potrzeba wyjaśnień? Po cóż. Ascension to kolejny, bardzo dobry album Blindead z całym spektrum emocji – słychać wyładowania gniewu, frustracji, smutku, ale jest i nadzieja, więcej tu nieśmiało przebijającej się jasności, przestrzeni. Blindead to nadal ta wrażliwość, przemyślane setki doskonale poukładanych dźwięków, zamkniętych w kolejnym krążku, na kolejnym etapie muzycznych poszukiwań.
Ocena: 7,5/10
- Podsumowanie roku 2023 wg redakcji KVLT - 6 stycznia 2024
- Summer Dying Loud 2023 – Aleksandrów Łódzki (8-10.09.2023) - 26 września 2023
- Mystic Festival 2023 (Gdańsk) - 28 czerwca 2023
Tagi: Ascension, Blindead, nowy wokalista, post-metal, recenzja, review, trójmiejska scena muzyczna.