Debiutancka EP-ka Blokowiska była tym rodzajem odkrycia, które bardzo cieszy. Dostajesz płytkę od nieznanego jeszcze, egzystującego w niszy zespołu, nie spodziewasz się za wiele, a tu po pierwszym odpaleniu już wiesz, że to COŚ – nawet jeśli nie olśnienie, to chociaż kawał elektryzującej muzyki. Rezydujący obecnie w Warszawie młody duet (Maciej Jurga i Cezary Zieliński) świadomie przemieszcza się pomiędzy inspiracjami zaczerpniętymi z czasów, które dla ich pokolenia są przestrzenią miejskich legend, krążących od betonowej wsi do wsi. Album Płonie kontynuuje wcześniej obraną drogę – i muzycznie, i lirycznie – ale jednocześnie Blokowisko nie zjada własnego ogona, jakby w oswojonym już świecie ejtisowych cytatów dało się jeszcze odkryć ciekawe rejony, wkroczyć w mniej znane uliczki i zaułki.
No właśnie, przestrzeń. To muzyka, która oddycha. Przede wszystkim aranże i produkcja sprawiają, że te piosenki są jak chłodny haust przepojonego spalinami powietrza. Nie chcę powielać banałów, że to doskonała muzyka na wieczorny spacer betonowym lasem, ale cóż… Pewne sentymentalne wywoływanie zbłąkanych duchów słusznie minionych czasów, prowadzi do takich właśnie konstatacji. O to wszak się rozchodzi w post-punkowych projektach – cokolwiek pod tym szyldem chcielibyśmy umieścić, od elektroniki, poprzez nową falę i na dubowej pulsacji kończąc. W ich twórczości od początku są wyraźne odniesienia (Aya RL zwłaszcza, późna Siekiera, dubowy Izrael, Klaus Mitffoch, Deuter…). Czy to kogoś urazi? Być może. Ktoś stwierdzi, że to taki patent, świadoma kalkulacja. Ja jednak nie analizuję, nie rozkładam na czynniki pierwsze, gdyż spacer po Blokowisku po prostu przynosi mi satysfakcję. Ciągnę do tych dźwięków jak ćma do tytułowego płomienia. Uśmiecham się na tę muzykę i teksty, choć z dużą dozą melancholii, i lękiem jednocześnie, który przynosi pustka i samotność wielkomiejskiego pejzażu. To udaje się oddać bezbłędnie.
Nie bez przyczyny nisza, w której znalazło się Blokowisko rozrasta się i przyciąga nowych słuchaczy. A że rodzime kapele (czy białoruskie Molchat Doma) wolą czerpać z tego, co po naszej stronie Żelaznej Kurtyny? Należy jedynie uznać ich wybory. Ożywić coś, co miało istotny wpływ na pokolenie rodziców – a czasem już dziadków – przywołać pewne obrazy, i nawet jeśli posłużyć się kalką i schematem, to w sposób biegły, przykuwający uwagę. Kupuję to. Płyną te numery swobodnie wraz z wyprutą z uczuć elektroniką, melorecytacją i beznamiętnym wokalem, marszowym uderzeniem automatu perkusyjnego, dźwiękiem „szklących” się gitar. Idą w parze z niby poetyckimi tekstami, mającymi w sobie jednak coś z prostych, naiwnych przemyśleń egzystencjalnych wrażliwego, choć skorego do buntu młodzieńca – nie zawsze ociosanych, gładkich, wysublimowanych, ale szukających czegoś.
Łykam w całości, bez podziału na numery. Jedna z tych płyt, które zostaną ze mną na długo.
ocena: 8/10
Oficjalna strona zespołu na Facebooku
Requiem Records na Facebooku
- Guido Stoecker’s Bodyguerra – „Invictus” (2024) - 5 marca 2024
- TARANIS przypomina legendarnego Fausta - 3 marca 2024
- Cemetery Of Scream – „Oceans” (2023) - 23 lutego 2024
Tagi: 2020, album, Blokowiska, Blokowisko, elektro, muzyka, punk, Raw, record, records, Requiem, Requiem Records.