Cremaster – Wcale nie jestem zadowolony z tego co zrobiłem dotychczas i mam zamiar zacząć od początku!!! (2017)

Wiecie co oznacza nazwa kapeli Cremaster? Oprócz tego, że może to być końcówka odwłoka poczwarek motyli, to jest to też łacińska nazwa mięśnia dźwigacza jądra, którego zadaniem jest dźwiganie jąder w kierunku jamy brzusznej. Idąc tym tropem chciałoby się użyć tu wulgarnego przymiotnika pochodzącego od sąsiedniego męskiego organu i jednocześnie oszczędzić sobie cierpienia recenzowania albumu Wcale nie jestem zadowolony z tego co zrobiłem dotychczas i mam zamiar zacząć od początku!!! Ale ponieważ zarówno Redakcja, jak i Czytelnicy to wysublimowani i kulturalni ludzie, należy się kilka słów wyjaśnienia.

Chyba każdy z nas ma za sobą okres młodzieńczej fascynacji śmieszkowymi zespołami, które przemycały żarty i groteskę do swojej twórczości. Nie ma w tym nic złego, bo niby kto nam karze cały czas traktować muzykę na poważnie? Problem w tym, że niewiele jest w Polsce kapel, które potrafią połączyć oryginalny humor i dobre granie. W przypadku Cremastera od początku czuję się mocno rozdarty. Z jednej strony mamy tu do czynienia z dawką bardzo fajnego crossover thrashu, takiego w stylu S.O.D. i D.R.I., główny wokalista dorzuca od siebie inspiracje Tomem Arayą ze Slayera, czasami wtórują mu gitary i perkusja w stylu legendarny thrashu. Muzycznie Cremaster robi świetną robotę. Wystarczy wskazać utwór Sthrashny gbur, o brzmieniu jakże podobnym do World Painted Blood. Jest też bardziej groove metalowy Gangbang Analdeusz Kloszard, który przywodzi na myśl twórczość Black Label Society. Swoje trzy minuty ma też kawałek Chodak do chlaniości, będący mieszanką Pantery i disco – może to jest to słynne rock polo? Muzykom Cremastera nie można odmówić pomysłowości w komponowaniu swoich utworów, przeskakiwanie z gatunku na gatunek nie pozwala ich jednoznacznie zaszufladkować, aczkolwiek zdecydowanie najwięcej tu crossoveru.

Riffy, solówki, sekcja rytmiczna – nie ma się czego przyczepić. Z opozycji do instrumentarium stoją jednak bzdurne, absurdalne, idiotyczne wręcz teksty. I choć antyreligijnymi wstawkami w Sthrashnym gburze na chwilę zespół zyskał moją sympatię, to piosenki o narkotykach, seksie i dupie nie należą do zbyt przekonywujących. Zespół opisuje w nich pewną wizję rzeczywistości, z którą do pewnego stopnia można się zgodzić, jednak mając na uwadze fakt, że Cremaster raczej nie bierze swoich tekstów na poważnie, lepiej puścić pewne teksty mimo uszu. Smutny to fakt, że grupa, która wydaje się być świetnie zgraną i czującą się dobrze w swojej stylistyce, serwuje nam odgrzewane i nieświeże kotlety, panierowane w niesmacznych i nieśmiesznych żartach. Sztuką jest bowiem rozbawić nie tylko plebejuszy, ale i patrycjuszy. Tego aspektu twórczości zespołu nie kupuję, ale gdy nie wsłuchuję się w śpiewane przez muzyków słowa, to bardzo cenię sobie warstwę instrumentalną Cremastera.

Czy Wcale nie jestem zadowolony z tego co zrobiłem dotychczas i mam zamiar zacząć od początku!!! jest albumem godnym polecenia? Do pewnego stopnia tak. Jestem przekonany, że ta płyta, podobnie jak poprzednie dokonania grupy, znajdzie swoich zwolenników, którzy lubują się w absurdalnych tekstach utworów. Pomijając liryki krążek jest zaskakująco udany, co w ostatecznym rozrachunku powoduje, że wbrew samemu sobie nie pluję trzy razy za siebie, by odpędzić wspomnienia o tym materiale, a raczej uśmiecham się kącikiem ust. Bo, koniec końców, kogo tak naprawdę nie śmieszą dowcipy o pierdzeniu i gołych dupskach?

Ocena: 6/10

Vladymir
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , .