Enemy Inside – „Phoenix” (2018)

Proponuję każdemu potencjalnemu czytelnikowi tej recenzji, by odpowiedział sobie na początku na pytanie, czy lubi połączenie mocnych, ale nie nazbyt dzikich metalowych riffów z popową (co nie oznacza, że rzeczywiście chwytliwą) melodyką, z lekka gotyckim klimatem, ociupiną elektroniki i kobiecym, czystym wokalem? Jeśli podobne zestawienie nie rodzi u Was potencjalnego zainteresowania, to zespół Enemy Inside nie ma chyba argumentów, by Was przekonać do podobnych klimatów. Niemcy prezentują zalążki własnego stylu i z nikogo nie zrzynają, ale ich propozycja nie odróżnia się w jakiś szczególny sposób od sporej ilości zespołów próbujących kroczyć podobną ścieżką. Najtrudniej chyba w muzyce rockowej i metalowej ożenić ogień z wodą, ciszę z mocą, klimat z mocnym uderzeniem. Niewiele jest zespołów, którym ta sztuka się udała, a Enemy Inside albumem Phoenix nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czy należy do grona tych kapel.

Zespół ma jednak parę atutów. Jakich? Po pierwsze, płyta jest bardzo dobrze wyprodukowana, piosenki brzmią zawodowo, w żadnym momencie słuchacz nie ma wątpliwości, że za gałkami siedział ktoś, kto zna swój fach. Muzycy także wiedzą, na czym polega tworzenie produktu w pewnych założeniach stylistycznych, dobrze aranżują swoje kawałki, mają na nie jakiś pomysł, a Nastassja Giula posiada spore możliwości wokalne. Ale żeby od razu płyta Phoenix wywoływała żywsze bicie serca? Co to, to nie. U mnie przynajmniej nie, więc często łapałem się na przeskakiwaniu kolejnych utworów, które były do siebie dość podobne. Przede wszystkim zaś, jeśli już robi się tak wyraźne ukłony w kierunku muzyki popowej – co wcale nie musi być zbrodnią – to jednak te melodie muszą mieć w sobie moc, wwiercać się w głowę, uczepiać się słuchacza. Mnie zaś nic się nie uczepiło na tyle, bym chciał do tego wracać.

Dobra, dość biadolenia. Mocne uderzenie na początku Falling Away albo w Halo może się podobać. Fajnie wypada połączenie wokalizy z gitarowymi dźwiękami w Death Of Me, ciekawie zespół dawkuje elektroniczne wtręty w Angel’s Suicide. Dla mnie balladowe Doorway to Salvation finalnie okazało się może nazbyt ckliwie, ale pewnie niejedna osoba się zasłucha, przynajmniej jeśli lubi rockowy lukier. Świdrują nam gitary aż miło w Luallaby, a i refren może się podobać. Przy coverze zespołu Texas uśmiechnąłem się nawet życzliwie – pewnie dlatego, że pamiętam pop rockowy oryginał z licealnych czasów. Można się tu zatem doszukać jaśniejszych momentów.

Płyta jednak może rzeczywiście przypaść do gustu tym, którzy szukają klimatów zbliżonych do twórczości Evanescence, Within Temptation albo Lacuna Coil. Jeśli kręci Was podobna muzyka, to mojej ocenie dodajcie oczko lub nawet dwa. Uczciwie muszę przyznać, że nie przepadam za podobną stylistyką, być może dlatego, iż przez lata nic z tego nurtu nie rzuciło mnie na kolana. Z Enemy Inside jest podobnie. Doceniam jednak profesjonalizm i starania.

6/10

Oficjalna strona zespołu na Facebooku

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , .