Exhumation – „Eleventh Formulae” (2020)

Indonezja raczej nie jest krajem, który kojarzyłby się z death metalem. Dla większości tamtejsza scena jest nieznana. Inna sprawa, że w dzisiejszych czasach egzotyczne pochodzenie zespołu nie już wabikiem na fana, bo niejednokrotnie udowodniono, że dobrą muzykę można nagrywać pod każdą szerokością geograficzną. Exhumation to duet, którego korzenie sięgają 2008 roku, a Eleventh Formulae to ich trzeci pełny album.

Najkrócej rzecz ujmując, indonezyjski duet proponuje wściekłą, podlaną jadem i siarką odmianę grobowego death metalu. Fundamentem tej formuły jest pierwotne, nieco prymitywne podejście do grania w stylu wczesnego Death, ale cała nadbudowa to zaskakująco intensywna, nieokiełznana i nasycona gitarowym szaleństwem wariacja całego gatunku. Otwierający płytę, opętany Mors Gloria Est niemal przygniata mnogością pomysłów zawartych w prostej wykładni podstaw metalu – cała masa riffów, częste zmiany tempa, choć oscylujące w dużych prędkościach i wysuwająca się do przodu gitara prowadząca, atakująca solówkami w chwilach, gdy wokalista nie wypluwa trzewi. Szkielet takiego grania wywodzi się w prostej linii od Autopsy, ale tkanka mięśniowa i unerwienie każą spojrzeć na Norwegów z Obliteration, którzy pięknie rozwijali formułę zapoczątkowaną przez Chrisa Reiferta. Proste skojarzenia nie oznaczają, że mamy do czynienia z kolejną bandą kopistów. Indonezyjczyków wyróżnia podejście do brzmienia, większa złożoność kompozycji, umiejętne przemycanie melodyjnych fragmentów i wyważona dawka psychodeli. Ta ostatnia objawia w dwóch przerywnikach death metalowej nawałnicy. Pierwszy ma korzenie wyraźnie dark ambientowe, drugi to smutny, fortepianowy pasaż, ale każdy z nich jest integralną częścią albumu, a grobowo-cmentarny klimat jaki tworzą, jest nie do przecenienia.

Album ma w sobie całe pokłady dobrze rozumianego, death metalowego niechlujstwa. Perkusista wziął sobie do serca nauki Fenriza i stara się grać trochę obok. Czasami celowo nie wejdzie w tempo, albo wyznaczy ścieżkę, której reszta instrumentów ściśle się trzyma, ale w połączeniu z brzmieniem daje to efekt niemal zabójczy. Mnogością przejść i zmian tempa w każdym utworze (a żaden nie trwa dłużej niż cztery minuty) można by obdarować niejedną płytę, ale w błędzie będzie każdy, kto pomyśli, że to tylko perkusyjna sztuka dla sztuki. Każdy numer, mimo skondensowanej dawki szaleństwa ma wyraźny zarys kompozycyjny, przez co nie ma mowy nawet o chwili nudy. Mogłoby się wydawać, że takie granie to raczej zapis chwili w myśl pomysłu, żeby zagrać jak Nekromantheon na death metalowym silniku, tylko jeszcze bardziej wściekle. Album powstawał prawie sześć lat, i ten fakt musi o czymś świadczyć.

Mimo totalnie zdziczałego podejścia, nihilistycznego klimatu, potężnej dawki brudu i wściekłości, to wcale nie jest płyta na chwilę. Trzeba się przedrzeć przez wierzchnią warstwę zezwierzęcenia, a wówczas objawi się cała kwintesencja death metalu i dojrzałego podejścia do jej wyrażenia. Eleventh Formulae ma wszelkie predyspozycje do zostania albumem roku w swojej kategorii.

Ocena: 9/10

Rafał Chmura
Latest posts by Rafał Chmura (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .