Facada – „Nadir” (2013)

Dość długo ta płyta zalegała na mojej półce „do zrobienia”, ale jakoś tak wyszło, że za każdym razem, gdy miałem się za nią zabrać, coś większego/bardziej na czasie zajmowało Nadirowi miejsce. Przypomniałem sobie o niej, gdy ostatnio dowiedziałem się o ich nowym wypuście (pojawi się jakoś w listopadzie, zdaję się). Okazja jest, zabierajmy się więc czym prędzej za trzeci album brazylijskich grindmaniaków.

Nadir to dwadzieścia kawałków ostrego grindcore’u często-gęsto pomieszanego z death metalem i okraszonego elementami crustowymi. Razem zlewa się to w dwadzieścia pięć minut intensywnych doznań wydanych na dwunastocalowej czerninie przez EveryDayHate, Laja Records i Nerve Altar. Od razu powiem, że winyl wydany jest bardzo przyjemnie. Świetna grafika, mocny papier, klimatyczny layout, wszystko w atmosferze kartonowego DIY. Zachęcające preludium, nieprawdaż?

Sama płyta zaczyna się ciekawym, pół na pół zabawnym i niepokojącym intrem z jakimś (na ucho oceniam) niedorozwiniętym pierdolcem, który to dostał ataku głupawki podczas coniedzielnej mszy. Potem zaczyna się bicie, choć w ciut innym stylu, niż zapamiętałem z poprzedniego krążka Facady, O joio. Nadir jest dużo bardziej deathmetalowy. Stylistycznie przywodzi mi na myśl Napalm Death za czasów Harmony Corruption/Mentally Murdered, a także Terrorizer i (tutaj w sumie nie jestem pewny, dlaczego mam takie skojarzenia. Prawdopodobnym jest, że ma z tym coś wspólnego wokalista) Brujerię. To ostry deathgrind wymieszany w proporcjach forti-forti. Resztę zajmuje crust. A więc mamy Deus De Carne i Ode A Gente właśnie w takim stylu i mamy kawałki bardziej punkowe, jak O Fim De Homem i E-Diota. Mamy też ogromne ilości blastów oraz kilka ładnych melodii (Cidade Morta, Amanha Vai Ser Pior). To jednak nie wszystko.

Tym, co najbardziej spodobało mi się w Nadirze jest jego zmienność. Poza kawałkami służącymi za podstawę płyty mamy też kilka muzycznych eksperymentów, które wzbogacają smak płyty niczym keczup dodany do… czegokolwiek w sumie. W kolejności ułożenia na płycie: Altar De Sangue jest kawałkiem zaczynającym i kończącym się partią doomową. I nie chodzi mi o „(…)taki misz-masz z doomowymi naleciałościami(…)” tylko prawdziwy doom średnich temp. W połączeniu z następującym pomiędzy nimi ostrym rżnięciem w kanaliki słuchowe brzmi to naprawdę ciekawie, a solówka pod koniec wywaliła mnie z papuci. Bardzo podoba mi się też tytułowy Nadir, przesiąknięty blackowo-złowieszczo-gnijącą atmosferą, szczególnie w początkowych sekundach. Czuć w nim opętańcze, słusznie odcięte od świata tony, które teraz próbują się uwolnić. Nie muszę chyba dodawać, że to mój ulubiony utwór. Bardzo lubię też już całkowicie punkowego Tudo Esta Desmoronando, który sam zachęca do rozwalenia kilku najbliższych armatur. Wisienką na końcu jest Guarda Esse Mantra Pra Ti, mocno nostalgiczny kawałek zwieńczony powrotem do kościelnej atmosfery z intra, tym razem jednak podanej w sposób wysoce ciarogenny.

Na początku chciałem narzekać na produkcję płyty, ale po kolejnych odsłuchach uznałem, że ograniczę się tylko do praktycznie niesłyszalnego basu. Brzmienie, które początkowo uznałem za głuche, nieostre i przytłumione okazało się bardzo pasować do samej muzyki. Nadir zyskuje dzięki temu miłego posmaku undergroundu i odczucia, które mogę określić tylko jako „świecie i ludzie, odpierdolta się od nas”.

Większych wad nie dostrzegłem. Facada gra bardzo solidnie i mam nadzieję, że ta recka pozytywnie nastroi was na ich kolejny wypust. Ja na pewno będę czekał.

Ocena: 8,5/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , .