Fateful Finality – „Mankind” (2017)

Prosto z niewielkiego niemieckiego miasteczka Weil der Stadt swoje spojrzenie na thrash metal wymieszany z heavy metalowymi wpływami dostarcza Fateful Finality. Ten kwartet rozpoczął współpracę wydaniem demówki w 2006 roku, a na swoim koncie ma już trzy LP. Najnowszy z nich to zeszłoroczny Mankind – czternaście kompozycji, składających się na niecałą godzinę ostrej jazdy.

Karty odkrywa przed nami Intro, które jest niczym cisza przed burzą, delikatnym riffem wprowadzając nas w intymny świat Fateful Finality. Wizja grupy to dorzucenie do ognia ciężkich riffów z jednoczesnym złagodzeniem klimatu poprzez pojawiające się tu i ówdzie wolniejsze tempo i bardziej melodyjny wokal. Na krążku często pojawia się dwugłos Patricka Prochinera i Simona Schwarzera, który zderza ze sobą dwa odmienne światy – ostry growl i łagodniejszy śpiew. Dwubiegunowość daje szersze spojrzenie na możliwości muzyczne grupy, której materiału nie można jednoznacznie zaszufladkować. Są tu obecne liczne inspiracje klasykami teutońskiej szkoły thrash metalu, ale wiele riffów, jak choćby ten z początku Killed Alive to tradycyjny heavy metal, któremu brakuje tylko chóralnego śpiewu, by brzmieć jak kolejna niemiecka legenda – Accept. Muzycy czerpią też z groove metalu, dając nam jego smak chociażby w Blind Eyes, którego refren szczególnie wyraźnie czerpie z Pantery. Jeszcze więcej groove’u słychać w potężnym Savage, który stanowi jeden z najmocniejszych punktów całego albumu Niemców. Momentami otrzymujemy trochę więcej współczesnego spojrzenia na muzykę spod znaku Lamb of God, a wpływy te doskonale mieszają się z oldschoolowym podejściem do tematu thrashu – wystarczy wziąć na tapetę Forsaken, typowy kopniak w stylu Kreatora z bardziej metalcore’owym dwugłosem wokalistów. Ciekawie prezentuje się Fear of the Unknown, w którym pierwsze skrzypce w końcu gra Philipp Mürder i jego bas – to jego głębokie dźwięki otwierają numer, w połowie kawałka znów dają chwilę przerwy od ciężkiej artylerii dwóch gitar elektrycznych, by jeszcze raz wysunąć się na pierwszy plan pod koniec kompozycji. Ogólnie rzecz biorąc, sekcja rytmiczna pracuje ze sobą bardzo dobrze. Mischa Wittek wali po garach w podobnym stylu, jak na poprzednich albumach grupy. Krążek Mankind kończy się balladą Plaque in the Rain, ukazującą jeszcze jedną twarz grupy, tym razem bardziej subtelną i melancholijną, z brzmieniem przypominającym nieco Safe Home w wykonaniu Anthrax.

Mnogość motywów i inspiracji, które są obecne na nowym albumie Fateful Finality, to dość ciekawe rozwiązanie. Z jednej strony kapela składa hołd klasykom thrash i groove metalu, z drugiej jednak nie boi się eksperymentować z progresywną wizją metalu. Ten romans kończy się udanym krążkiem, który może nie jest wielkim dokonaniem, ale bez wątpienia powinien otworzyć grupie drzwi do szerszej publiczności.

Ocena: 8/10

Vladymir
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , .