Freezing Blood / Widmo / The Sons of Perdition – „Desecration Rituals” (2014)

Piękną mamy dziś niedzielę, nieprawdaż? Słońce świeci, wietrzyk nie dmucha, pieseły rozkoszują się ostatnimi w miarę ciepłymi dniami i wylegują na słonku i trawce. Sam siedzę w salonie, popijam kawę, oglądam jak Radwańska rozprawia się z Sharapową (mam nadzieję, to dopiero pierwszy set) i myślę, czy może by nie pójść na spacer ze zwierzyńcem. I nagle ten sielankowy klimat przerywa myśl: czemu by nie zrecenzować tego splitu od Putrid Cult, co to na biurku zalega? Brawo, Kapitanie, znów się popisałeś.

Wydany rok temu splicior trzech około blackmetalowych hord to ~30 minut mrocznego, czarnego i nieskomplikowanego rzępolenia. Śmierdzący stęchlizną, rozkładem i może troszkę różnymi płynami ustrojowymi. I z produkcją typowo garażową. Fani brudu już zacierają łapki, a ja biorę się do opisów szczegółowych.

Pierwsze pięć numerów i dziewięć minut należy do Freezing Blood. Nie słyszałem wcześniej o tym dziwie, mimo, że w polskim blacku orientuję się lepiej niż gorzej. I nic dziwnego, że nie słyszałem, poznańsko-płocka szatańska kolaboracja jest dopiero raczkującym trzylatkiem tylko z tym splitem i demkiem wcześniej na koncie. Cóż mogę o nich powiedzieć? Grają prosto. Wręcz prostacko. Do tego jadowicie i wulgarnie. Może nie wściekle, ale na pewno podirytowanie. Tu i ówdzie pojawia się zwolnienie (The Cult of the Black Sun), jednak główny motyw ich twórczości to gonić-gonić. Dodajmy do tego kilka punkowych smaczków, dość krótkie utwory i brzmienie jak z piwnicy z kartoflami i mamy mniej więcej obraz części pierwszej. Osobiście wielkim fanem takiego tworzenia nie jestem i gdy tylko widzę w książeczce, że muzę tworzyli Heaven Gates Destroyer and Ruler of Black ChaosPriest of Abyss and Total Extermination, czy inny Yo Mama Banger and The One, Who Crushes Jars of Jam on the Carpet of Drag Queen God (ten ostatni do zespołu nie należy), to próbuję przestać się dusić ze śmiechu i choć troszkę odczołgać się na bok. Jednak ta muza jest na tyle wporzo, że nie przeszkadzała mi specjalnie podczas odsłuchów i nie pomijałem Freezing Blood w następnych sesjach.

Drugi atak z Poznania to już wyższa szkoła ścierwa. Mówimy tu o Widmie, którego pełniak recenzowaliśmy niedawno o tu: bdźonk! Kolega Maciej ładnie opisał tam styl grania Widma i ogólnie się z nim zgadzam. Tutaj pojawiają się jeno dwa utwory owego zespołu trwające razem niewiele ponad siedem minut. I dobrze, dla mnie to najsłabsza część. Głównie pod względem kompozycyjnym, bo klimat piwnicy ciągle nam towarzyszy, zresztą jest on niejako meritum Desecration Rituals. Nudzą mnie te wolne tempa przetykane nieczytelnym wokalem. Pewnie komuś podpasują, ale ja mówię stanowczy pas i przechodzę dalej.

A dalej jest najlepiej. The Sons of Perdition to niemiecki wyrzyg o równie zaawansowanej dyskografii jak Freezing Blood, poruszający się w black/deathowym brudzie, najdłuższy na krążku i zdecydowanie najlepiej pomyślany. Pierwszy ich kawałek, Post Mortem Kamasutra, jest mocno blackowy, zimny, nawet bym powiedział, że ma tendencje do bycia ładnym przez wolniejszą i lżejszą partię. A później robi się dużo bardziej deathowo i z jajem. Chainsaw Marauder i refren, albo Nunrape (druga część rżnie) po całości to ten typ dziadostwa, od którego japa mi się cieszy. Ponownie czuć punkową duszę i, w końcu, naprawdę wściekłe nutki. Ubolewam, że tak słabo wyprodukowane, bo gdyby tu wyostrzyć a tam zaoliwić i wyklarować, wyszedłby kosior.

Podsumowując: split zacny, przyjemny, choć ciut nierówny. Ale Synowie Zatracenia z ogonkiem rekompensują nieliczne niesnaski. Nie do końca mój obszar zainteresowań, ale i tak jestem zadowolony.

Ocena: 7,5/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , .