Hellspawn „There Has Never Been A Son Of Me” (2016)

Hellspawn jest jedną z tych kapel, których nazwy od wielu wiosen przewijają się mi się przy różnych okazjach i teoretycznie wiem co grają, ale z ich hałasem nigdy nie miałem bezpośredniej przyjemności. A może nie miałem, bo zespół pochodzi z miasta, do którego mam rzut beretem? Wszak lokalny death metal nigdy mi nie śmierdział, ale zazwyczaj muzyczne odkrycia kończyły się na nieznanych wcześniej lądach.

Zespół powstał dwanaście lat temu. Na swoim koncie mają współpracę z chilijskim Infernal Overkill, francuskim Nihilistic Holocaust, polskim Psycho Records i Old Temple. Po czterech latach od ostatniego The Great Red Dragon, powracają w świetnej formie.

„There Has Never Been A Son Of Me” to trzecie pełne dzieło piewców chaosu z Wielunia. W ich muzyce wszystko kotłuje się, gnije i przeraża. Kompozycje ukazują odkryte formy death metalu (For the Number Is Human), gdzie ostre jak brzytwa riffy mieszają się z ciężkim, szybkim rytmem i pełnym jadu, grobowym growlingiem. Innym razem nawiązują do muzyki klasycznej (Hallelujah), tam za pomocą smyczków i klawiszy tworzą poważną atmosferę, by za moment przywalić rzetelnym, esencjonalnym „defciorem”. Na płycie nie brakuje szybkich i bezkompromisowych ciosów, takich jak Upon Entering the Valley They Did Not Fear, gdzie ekstrema osiąga orgazm.

Hellspawn z jednej strony nawiązuje do twórców metalu śmierci, z drugiej zaś bogate aranżacje, zmiany tempa i klasyczne patenty wzniosły ten album ponad sztywne ramy gatunku. Oprócz brutalnego brzmienia, niechlujnego, zahaczającego często o grindowe ekstazy Sado Maso, pełno tu mniej oczywistych zagrywek i smaczków. Raz są to umiejętnie wplecione w tradycyjny łomot elementy orkiestracji , innym razem echa death metalu lat 90-tych. Daje to bardzo ciekawy efekt, bo niby przez cały czas mamy do czynienia z metalową jazdą bez trzymanki to jednocześnie każdy z utworów wyłamuje się ze stricte death metalowych schematów.

Czytelna produkcja albumu There Has Never Been A Son Of Me pomogła usłyszeć i docenić kunszt wykonawców. Ponure brzmienie, wielowarstwowe aranżacje, zaskakujące zwroty akacji czy intensywne riffy, mocne wokale to nie proste dodawanie cyferek, a obraz zmaterializowanych emocji.

O odkryciu Ameryki mowy być nie może. O nudnym zbijaniu bąków też nie. Ot, płyta, dzięki której krew szybciej krąży, a łeb sam ciągnie do niesfornego walenia w tę i tamtą stronę!

Ocena: 7/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .