Lathspell – „Torn Cold Void” (2016)

Zanim zabrałem się za pisanie tej recki przeczytałem kilka innych artykułów na temat ostatniego Lathspell. Z powodu wręcz prozaicznego: to moja pierwsza styczność z tym projektem, byłem ciekaw co też powiedzą o tym stali fani zespołu. Tych kilka recenzji, które znalazłem, utrzymane było w tonie „oladiabła, toż to blackmetalowy geniusz!”. Geniusz to może za mocne słowo, ale płyta faktycznie jest kozacka.

Wydany przez kolektyw Wolfspell Records i Patologian Laboratorio Productions Torn Cold Void to piąty pełnoprawny krążek od findiańskiej hordy. Hordy porównywanej do takich załóg jak Horna czy Behexen. Znajdziecie tutaj cztery utwory, każdy trwający mniej więcej dziesięć minut. Jak już nie ciumkasz kciuka to powinieneś umieć sobie pomnożyć.

Mimo, iż po fiński black metal sięgam raczej od święta i przy okazji, muszę przyznać że krążek wyszedł cholernie mocny. Okrutnie klimatyczny, naładowany chłodnym jadem, pełen agresji jednak nie ograniczający się do tępego napierdalańska. Jest zimno, jest wściekle, jest bardzo szybko. Jest też ładnie-melodyjnie. I nie chodzi mi o zbędne melodie w stylu pierwszego lepszego melodeathu, tylko o ścieżki przemyślane, dopracowane i potrzebne. Bez nich byłoby dużo nudniej, nawet uwzględniając nieustające blasty i bardzo solidny wokal. Pierwszy I Am Death jest bardzo dobrym przykładem. Zresztą chylę czoła przed Lathspell za umiejętność tworzenia idealnie dopasowanych do siebie, świetnie leżących kompozycji. Rzadko kiedy trafiam na płytę, w której nie zdarza się motyw, od którego zapala mi w głowie lampka z napisem „o, tu bym coś zmienił”. Teraz akurat trafiłem. Szczególnie, gdy myślę o takim Blood Embrace This Soil. Albo jakimkolwiek innym, bo płyta jest bardzo równa i płynna. Kolejne utwory przychodzą po sobie naturalnie, stanowią kolejne akty Torn Cold Void. Plus także należy się za to, że muzycy wiedzą kiedy powiedzieć sobie „dość, tego już wystarczy”. Uczucie przesytu jest tu obce, każdy utwór kończy się w odpowiednim momencie, nikt tu też nie traktuje motywów jak student prawa bezglutenowych pierożków (cytując pewnych mangozjebów: Again and again and again and again we smash the game). Czy potrzeba wam jeszcze jakichś informacji?

No, może o brzmieniu. A brzmienie jest trafione w punkt. Jest wyraźne i lodowate, bardzo dobrze podkreśla samą muzykę. Muzycy dają z siebie wszystko i sprawdza się to idealnie. Perkusiście należą się podziw i chałwa, a wokalista jednocześnie jest bardzo w klimacie i mnie nie wkurza, co niestety większości blackmetalowych krzykaczy się zdarza. Layout to też ekstraklasa, zrobiony świetnie, klimatyczny, mroczny, aż chce się go trzymać w widocznym miejscu. Gdyby logo zespołu nie przesłaniało genialnej grafiki frontowej, prawdopodobnie wydrukowałbym ją sobie jako plakat.

Podsumowując: mamy do czynienia z płytą, która pewnie spodoba się każdemu metaluchowi, a Ci ze szczególnym uczuciem do fińskiej czerniny będą zachwyceni. Spełnia wszystkie oczekiwania, jakie można do black metalu mieć. Poza innowacyjnością, tu tego nie znajdziecie. Niemniej nie o to Lathspellom chodziło.

Ocena: 9/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .