Ozzy Osbourne – „Ordinary Man” (2020)

Książę Ciemności, legendarny Ozzy Osbourne po zakończeniu pożegnalnej trasy Black Sabbath raczej usunął się w cień. Niestety częściej niż o jego muzycznej działalności w ostatnich latach postać 71-letniego Brytyjczyka była wymieniana w kontekście nękających go poważnych problemów zdrowotnych. W zasadzie mało kto spodziewał się usłyszeć jeszcze jakieś nowe dźwięki nagrane przez wokalistę Sabbath, a gdzie tu marzenia o całym albumie. Ten jednak pojawił się, nasz bohater ściągnął na nagrania śmietankę gwiazd z różnych scen (Elton John, Slash, Duff McKagan, Post Malone, Tom Morello, producent Andrew Watt) i wydał krążek, który niestety ma spore szanse okazać się ostatnim w jego dorobku.

Jeśli rzeczywiście jest to pożegnanie, to wbrew moim obawom okazuje się ono udane. Oczywiście nie jest to album, który można stawiać na równi z najlepszymi dokonaniami Osbourne’a, jednak uważam, że to jego najlepsze solowe dokonanie od czasów Ozzmozis. Nieco razić mogą niektóre decyzje producenta, przez które nagrania momentami brzmią niezwykle nienaturalnie (na przykład wręcz kłująca w uszy końcówka Under the Graveyard), oraz tradycyjnie silnie podrasowany elektroniką – przez co często dosyć sztucznie brzmiący głos Ozzy’ego. Nie przypadła mi też do gustu tytułowa smętna ballada z udziałem Eltona, nudne Holy For Tonight czy nijakie Eat Me, które jednak odrobinę broni się świetną solówką. Zastanawiający jest dla mnie również fakt umieszczenia na dosyć refleksyjnym i poniekąd rozliczającym się z przeszłością artysty w warstwie lirycznej Ordinary Man nagranego z Post Malone It’s a Raid. Choć numer ma świetną, punk rockową wręcz energię, to jednak słuchanie 71-letniego Osbourne’a klnącego na lewo i prawo ponieważ policja robi mu wjazd na lokal i trzeba chować narkotyki jest po prostu niedorzecznie oderwane od całej reszty albumu.

Pozostała część albumu to już solidne rzemiosło, z racji nastroju całości utrzymane raczej w niezbyt szybkim tempie. Nowe utwory Księcia Ciemności częściej niż zwykle brzmieniowo przypominają coś wyjętego z katalogu Black Sabbath (otwierający album Straight to Hell, znakomity Goodbye świetnie operujący zmianami tempa, refren singlowego Under the Graveyard), nie zabraknie też zwyczajnie dobrych rockowych numerów z chwytliwymi, wpadającymi w ucho ładnymi refrenami i (All My Life, Today is the End czy świetny Scary Little Green Men). Prawdziwą wisienką na torcie okazuje się jednak  wieńczący krążek niby-to-bonus-track Take What You Want, w którym to Ozzy jest gościem (wraz z Travisem Scottem), a główną pałeczkę przejmuje Post Malone. Nie słyszałem tego numeru wcześniej (był wydany na solowym albumie Post Malone) i obawiałem się, że Osbourne w trapowym numerze będzie totalnie niepasującym elementem. Na szczęście obawy okazały się bezpodstawne, a śpiewany przez Ozzy’ego (i nie tylko) refren jest po prostu przecudnej urody. Kto by pomyślał, że trap-rockowy numer kiedykolwiek okaże się najlepszym momentem jego płyty, a ponadto nie będzie to wcale źle świadczyło o pozostałych kawałkach? Na pewno nie ja.

Jeśli Ordinary Man faktycznie okaże się finalnym albumem legendarnego Anglika, to śmiało można powiedzieć, że Książę Ciemności swoją muzyczną podróż zakończył z tarczą, a nie na niej. Sam artysta przebąkiwał jednak, że chciałby nagrać jeszcze jeden krążek współpracując z Wattem. Cóż, jeśli ma on trzymać poziom tego najnowszego, to ja jestem jak najbardziej za. Póki co jednak życzę Ozzy’emu powrotu do pełni zdrowia i mam nadzieję, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa jeśli o muzykę chodzi.

Ocena: 7/10

Ozzy Osbourne na Facebooku

 

Łukasz W.
(Visited 9 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , .