Przeciągnęło mi się napisanie tej recenzji, oj przeciągnęło. Nie z powodu natłoku zajęć odciągających mnie od zajęcia się najnowszym albumem Kathrine Shepard znanej jako Sylvaine, bo czasu na uporanie się z Atoms Aligned, Coming Undone miałem aż zbyt wiele. Rozpoczynając swoją przygodę z tym krążkiem, po prostu nie mogłem się spodziewać, że stworzone przez Norweżkę dzieło wchłonie mnie bez reszty, by móc obiektywnie ocenić w końcu to dzieło.
Trzeci album jednoosobowego projektu (Shepard sama gra na wszystkich instrumentach i zajmuje się wokalami, jedynie przy perkusji pomagał jej ojciec oraz Stéphane „Neige” Paut znany z grupy Alcest) składa się z sześciu utworów. Niby jest to niewiele, ale tylko pozornie – to odrobinę ponad czterdzieści minut post-metalu, – tylko tyle i aż tyle. Jako fan Isis i podobnych im zespołów, od pierwszego dźwięku basu w otwierającym album utworze tytułowym, poczułem się jak w domu. I to w takim niesamowicie klimatycznym i intrygującym oraz pełnym ciekawych kontrastów.
Shepard na Atoms Aligned, Coming Undone operuje głównie anielskim głosem, nasuwającym skojarzenia z czystymi partiami wokalnymi Wielebnej z Obscure Sphinx, jednak podobnie jak ona pokazuje, że również brutalne wokale nie są jej obce – czego przykład mamy chociażby w moim ulubionym, fenomenalnym, najdłuższym na albumie utworze Mørklagt. Utwór ten jest też przykładem zróżnicowania muzycznego serwowanego przez Sylvaine, gdyż to w nim Norweżka prezentuje swoją umiejętność agresywnej, romansującej z metalową ekstremą gry. Jest to jeden z dwóch fragmentów albumu, które mógłbym z czystym sumieniem nazwać metalowymi – drugi ma miejsce dla odmiany w najkrótszym na płycie Severance. Pozostała część albumu jest zdecydowanie lżejsza i bardziej post-rockowa niż post-metalowa. Wygrywane przez Shepard melodie są na ogół chwytliwe i zostały w mojej głowie na znacznie dłużej niż kilka dni, co jest nie lada wyczynem, biorąc pod uwagę mnogość pomysłów zawartych w tych czterdziestu minutach muzyki.
Jeśli miałbym określić ten album tylko jednym słowem, to po dłuższym zastanowieniu byłoby to piękno. Nie tylko ze względu na okładkę – ta, choć ponadprzeciętnej urody, nie ma przecież najmniejszego wpływu na odbiór tego, co jest sednem krążka. To, z czym słuchacz obcuje podczas sesji z Atoms Aligned, Coming Undone jest po prostu pięknem – powtórzę to jeszcze raz. Doskonały jest również klimat budowany w kompozycjach Sylvaine, który określiłbym wręcz mroźnym.
Ostatecznie nie jest to album perfekcyjny, ale jego zawartość jest w przeważającej większości doskonała bądź o tę doskonałość się ociera. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz obcowałem z jakimś wydawnictwem z tak wielką przyjemnością. Kathrine Shepard nagrywając swój trzeci album, z podniesioną głową załomotała w drzwi gatunkowej elity, i jeśli nadal będzie tworzyć tak znakomitą muzykę, to nie mam zupełnie nic przeciwko temu, aby już na stałe została jej ważną częścią.
Ocena: 9.5/10
A tak prezentuje się profil artystki na Facebooku.
- Pearl Jam – „Dark Matter” (2024) - 19 kwietnia 2024
- SÂVER – „From Ember and Rust” (2023) - 16 kwietnia 2024
- Dopelord, Mentor, SkullBong – Kraków (23.03.2024) - 26 marca 2024
Tagi: 2018, Atoms Aligned Coming Undone, post-metal, recenzja, review, Season Of Mist, Sylvaine.